Dzikie języki

"Lekcja szaleństwa" i "Święci tego tygodnia" - 40. Jeleniogórskie Spotkania Teatralne

Tym, co może całkowicie zmienić rozmowę jest kontekst. Jedno słowo jest w stanie posiadać tysiące znaczeń. Widzowie 40. Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych piątego dnia festiwalu wybrali się więc na jego poszukiwanie

Zaprezentowano dwa spektakle – „Lekcję szaleństwa” w reżyserii Waldemara Śmigaszewicza oraz „Świętych tego tygodnia” w reżyserii Krzysztofa Niedźwieckiego. Nieufność, z jaką oba spektakle podchodzą do codziennej rozmowy sprawia, iż uświadamiamy sobie pułapki oraz nonsensy języka. Wiele czasu poświęcamy nie przekazując niczego wartościowego. Wszystko jednak wydaje się być w najlepszym porządku dopóki nie odbierze się wypowiadanym zdaniom kontekstu. Niczym po usunięciu dywanu spod nóg, tracimy równowagę i orientację w sytuacji, zakreślonej słowami. Po tym już nie można być pewnym języka. Uwolniony z podporządkowania kontekstom może nawet zabić. 

Pierwszym niebezpiecznym spotkaniem ze słowem była dla widzów „Lekcja Szaleństwa” na podstawie sztuki Eugene\'a Ionesco firmowanej przez Teatr Nowy w Zabrzu. Cała siła oddziaływania języka skupiona jest w aktorze. Dynamika, wyczucie czasu oraz odpowiednia ekspresja muszą łączyć się w syntetyczną interpretację dramatu Ionesco. W pierwszej części spektaklu byliśmy świadkami „Lekcji”. Świetna obsada nie zawsze jest gwarantem dobrego spektaklu jednak w przypadku tego przedstawienia stała się niezwykłą siłą napędową, głównie ze względu na dobre zgranie zespołu. Już na początku widzimy jak dobór ról zmienia znaczenia i daje wiele możliwości w interpretacji. Postać profesora została zagrana przez Paulinę Holz, uczennicy – przez Joannę Żółkowską, a postać sprzątaczki przez Wojciecha Leśniaka. Sposób obsadzenia ról dał możliwość różnorodnej gry z kontekstem dialogów i sytuacją sceniczną. 

Widzimy, jak wchodzi nieśmiała uczennica rozglądająca się niepewnie po pokoju. Wokół, niczym w grze w chowanego, biegają sprzątaczka i profesor. Publiczność nie spodziewa się, iż jasnowłosa dziewczyna w sukience w kropki okaże się nauczycielem. Niezwykłą przyjemnością jest oglądać zręczne zmiany i dobrze wygrane sytuacje. Jednak maestria aktorów pozwala konstruować ciekawe znaczenia. Zetknięcie się humanistyki z naukami ścisłymi jest jak starcie dwóch perspektyw. Świat widziany przez uczennicę jako koherentna całość jest atakowany przez analityczny umysł profesora, sprowadzającego wszystko do atomów. Paulina Holz zwinnie zamienia maskę poważnego naukowca na dziecko lub klauna, bawiąc się powszechnie znanym obrazem wykładowców. Profesor zaczyna rozkładać nie tylko rzeczywistość na elementy, ale również swoją uczennicę. Staje się ona dla niego masą do ukształtowania, przeciwstawiającą się analitycznemu rozkładowi. Gdy integralność osoby uczennicy pozostaje nieznośnie silna wykładowca wpada w gniew. W jego rękach staje się ona marionetką, która będzie zdolna nadążyć za galopującym, poprzez głoski i słowa, umysłem profesora. W końcu marionetka pada trafiona ciosem noże. Wynikiem eksperymentu są krzyki i lamenty adekwatne do sytuacji, dokładnie spisane przez naukowca w zeszycie. Służąca wyjaśnia spokojnie profesorami, iż obiekt już nie wstanie. Zagrana przez Paulinę Holtz postać wydaje się być naukowcem rozcinającym życie na kawałki, aby poznać rzeczywistość. Jednak nie jest świadomy krwi na swoich dłoniach. Obiecuje posłusznie już się postarać nie zabijać i może za czterdziestym pierwszym razem jej się uda. 

Kolejna scena odgrywana jest w tych samych oszczędnych dekoracjach, gdzie przestrzeń gry wyznaczana jest światłem. Widzimy parę wyglądającą przez okno. Od siedemnastu lat kłócą się ciągle stając naprzeciwko siebie w każdej rozmowie. Trwające wokół zamieszki, częste wybuchy nie przeszkadzają im w konflikcie, a jedynie go podsycają. Tak puste i nonsensowne rozmowy przypominają w tym kontekście polityczne dyskusje z hukiem armat w tle. Zgoda i pojednanie jest niezwykle makabrycznym obrazem. Para siedzi na krzesłach wpatrzona w okno, a nad nią zwisa bezgłowe ciało w worku. Zagościła w domu cisza i spokój, tchnące cmentarzem.

Pierwsza część spektaklu oparta jest na niezwykłej dynamice gry zespołowej i perfekcyjnym wyczuciu czasu. Synchronizacja aktorów tworzy niezwykle ciekawą scenę pełną zwrotów akcji i różnorodnych motywów. Mistrzostwo, jakie zostało zaprezentowane polega w głównej mierze na ciekawie wykreowanej postaci i świetnym wyczuciu partnera. W drugiej części będącej inscenizacją „Szaleństwa we dwoje” widzimy większe skupienie na indywidualnych cechach postaci i interakcji z publicznością. Zasób gestów i zachowań wywołuje nieustający śmiech. Niekiedy wydaje się, iż wybuchy armat mają również na celu podtrzymanie widza w ciągłej gotowości.

Oglądnąwszy trójkę aktorów na dużej scenie Teatru C.K. Norwida w Jeleniej górze, widz przenosi się na ciaśniejszą scenę studyjną, aby obejrzeć spektakl "Święci tego tygodnia. Ironia" Teatru KTO z Krakowa. Znajdzie się tam w obecności czterech mężczyzn, których indywidualność i postacie są trudne do zidentyfikowania. Możliwe, że to przez ciemność i dość specyficzną dla Teatru KTO pustkę sceny, albo fakt, iż szarzy ludzie mają tendencje do bycia identycznymi. Opisują siebie poprzez rzeczy, które posiadają i osoby z którymi żyją. Ten kapitał obiektów zostaje „wręczony” mężczyźnie w pierwszej scenie „Świętych tego tygodnia...”. Opowieść zaczyna się od zamknięcia w toalecie i nie skończy dopóki łazienka nie zniknie, a widz nie spojrzy na rzeczywistość wokół siebie jak na kompletnie irracjonalny twór.  

Przedstawienie zaprasza widza do śledzenia niezwykle fantazyjnego i ciekawego toku myślenia. Trudno opisać scena po scenie wydarzenia, gdyż fabuła to seria surrealistycznych wydarzeń płynnie przechodzących jedno w drugie. Aktorzy niezwykle zręcznie radzą sobie z ciągłym żonglowaniem rolami. Wydają się niekiedy niczym artyści na arenie cyrkowej, co dosyca dość charakterystyczna, niemal kabaretowa muzyka. Pokazują iloma elementami, gestami, potrafią naraz żonglować, podsycając ciągle zainteresowanie publiczności.

Teatr KTO zaskakuje swobodą z jaką prezentuje fabułę nie tracąc nigdy jej spójności. Niekiedy przedstawienie wydaje się podróżować w zupełnie odległym i niemożliwym kierunku, w dziwne rejony wyobraźni. Jednak sekundę po tym, jak poczujemy się zagubieni okazuje się, iż nadal jesteśmy w łazience ze sfrustrowanym człowiekiem pragnącym oglądnąć mecz.

Widz zostaje zabrany w niezwykłe rejony wyobraźni. Dowcip podaje się trafnie i skondensowanie. Kolejny raz tego wieczora publiczność na przyjemność zobaczyć dobrze zgrany zespół, sprawnie posługujący się materią tekstu. Podróże w głąb komunikacji wymagają bardzo dobrej obsady, która niejedno słowo w życiu przeżuła i wypluła.

Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny
1 października 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...