Edyp (wersja druga, poprawiona)
W świeżo (i efektownie) wyremontowanej Łaźni Nowej oglądać można drugą, poprawioną wersję 'Edypa' Bartosza Szydłowskiego. Lepszą od pierwszej, co nie znaczy że świetnąPierwsza wersja nosiła podtytuł 'Tragedia sentymentalna z Nową Hutą w tle'. Druga - 'Tragedia nowohucka'. I ta 'nowohuckość', w którą Szydłowski z takim uporem wpisuje 'Edypa' Sofoklesa, budzi najwięcej wątpliwości. Nowa Huta według reżysera to miejsce przeklęte jak Sofoklesowe Teby. Teza efektowna, tyle że po bliższym przyjrzeniu się niezbyt trafna. Nieszczęścia nawiedziły Teby za sprawą bogów, żądających usunięcia winnego zabójstwa poprzedniego króla. Nowa Huta jednak po pierwsze nie wygląda jakoś na szczególnie nawiedzoną przez zły los dzielnicę, a po drugie - czy miejscowe nieszczęścia da się tak sprawnie usunąć, jak u Sofoklesa? Znaleźć winnego i wygnać go ze społeczeństwa za przeszłe grzechy? Zwolennicy lustracji uważają, że tak, ale czy 'Edyp' to aby sztuka o lustracji? Raczej o odkrywaniu prawdy o sobie samym i niemożliwości ucieczki przed losem. I tak też prowadzi spektakl Szydłowski. Koloryt Z Nowej Huty pozostały tylko elementy kolorytu lokalnego, zresztą niezbyt lokalnego, bo na chłopca w dresie odbierającego portfel i komórkę - jak Koryfeusz Edypowi - można natknąć się wszędzie. Pojawiają się również, w roli chóru, wybrani w castingu okoliczni mieszkańcy. Ale nie wnoszą bynajmniej surowej prawdy ulicy, lecz teatr, tyle że amatorski. Nie mam pretensji do tych pełnych zapału i zaangażowania ludzi, ale do reżysera, który nie potrafił ciekawie wykorzystać własnego pomysłu. Tylko gdy rozświetlają się okna w ścianach otaczających miejsce gry i pojawiają się w nich ludzie, ten pomysł gra, ma sens i znaczenie. Wiemy, że tragedia Edypa nie dzieje się w próżni, że jego los jest związany z losem miasta. Ozdoby Gdyby usunąć większość ozdób (nie tylko 'nowohuckich'), jakimi ustroił 'Edypa' Szydłowski, powstałby spektakl znacznie lepszy. Czemu Tejrezjasza gra niemiecka aktorka, skoro Tejrezjasz nie jest cudzoziemcem? W dodatku Uta Wagner mówi kluczowe dla tragedii słowa tak, że nie sposób ich zrozumieć, co psuje całą scenę między Edypem a Tejrezjaszem. Pozostaje tylko obraz - sugestywny - skulonej na inwalidzkim fotelu, okutanej w szal starej niepokojącej istoty bez płci. Po co z takim uporem ogrywa się trzy leżące na scenie opony, skoro rozbija to - a nie potęguje - napięcie? Aktorskie ruchowe etiudy nie są mocną stroną przedstawienia; skoro już - dzięki znakomitej Alicji Bienicewicz - przeszliśmy z Jokastą drogę od władczej pewności do zrozumienia strasznej prawdy jej losu, nie musimy oglądać jej szalonego tańca, niezbyt zresztą przekonującego. Dlaczego Posłaniec (Jerzy Święch) jest księdzem przybywającym (na rowerze) w towarzystwie czterech malutkich ministrantów? Nic w tej postaci na kapłaństwo nie wskazuje. Jedynym dobrym pomysłem z serii nowohuckich uwspółcześnień jest zaangażowanie romskiego śpiewaka Gustawa Mirgi jako Pasterza. Jego przybycie to ostatni i ostateczny dowód na niezawinioną winę Edypa. Mirga z gitarą okrąża Edypa, wyśpiewuje jego historię, wprawia w szaleństwo i rozedrganie. Już nie ma wyjścia, objawiła się prawda. Trzecia wersja? Ale i tak jest lepiej niż w poprzedniej wersji; Małgorzata Szydłowska zrezygnowała z kiczowatych zdeformowanych masek i projekcji - jest teraz surowo, tylko smugi światła na betonowej ścianie sugerują grecką kolumnadę. No i wreszcie jest Edyp - Radosław Krzyżowski przejmująco gra człowieka dobrego, zmęczonego władzą i życiem, odkrywającego z przerażeniem prawdę o własnym losie. I gdy reżyser pozwala mu - i innym aktorom - skupić się na tym, co w tej tragedii najistotniejsze, spektakl nabiera blasku. Szydłowski deklaruje, że nad tym tekstem można pracować w nieskończoność. Może więc trzecia wersja?... Teatr Łaźnia Nowa. Sofokles 'Edyp'. Reżyseria - Bartosz Szydłowski, scenografia - Małgorzata Szydłowska, muzyka - Wu-Hae. Premiera 20 października 2006.