Efektowny finał Festiwalu Feta

19. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych Feta w Gdańsku

Bardzo widowiskowo zakończył się 19. Festiwal FETA. Artyści francuskiego Générik Vapeur spełnili pokładane w nich nadzieje i ich "Waterlitz" był najlepszym i zdecydowanie najbardziej efektownym spektaklem festiwalu. Jednak impreza na terenie Centrum Hewelianum i Placu Zebrań Ludowych nie ma tak dobrego klimatu, jaki miała na bastionach. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku Feta wróci tam, gdzie było jej najlepiej.

Najdroższy w historii Fety spektakl "Waterlitz" Générik Vapeur zakończył trwające cztery dni święto teatru ulicznego w Gdańsku. Francuzi są specjalistami od wielkich, cenionych na świecie produkcji. Taki też jest "Waterlitz", który rozgrywa się na 19-metrowym, zbudowanym z ośmiu kontenerów totemie OMNI (i wokół niego), będącym zarówno ekranem projekcji wideo i mappingu 3D, jak i miejscem kilku niewielkich scen. W części kontenerów artyści odgrywają różne scenki, z których chyba najbardziej zapada w pamięć fragment stoczniowy, z pojawiającym się nad artystami napisem "Solidarność". To nie przypadek - spektakl porusza kwestie wolności wszystkich obywateli, sprawiedliwości społecznej, ludzkiej godności czy zagrożeń, jakie niesie za sobą globalizacja. Kwestie te w różny sposób rozwijane są w niespełna godzinnym przedstawieniu.

Aktorom i alpinistom, którzy poruszają się na linach po totemie, towarzyszy kilkuosobowy zespół muzyków, który gra regularny rockowy koncert na sąsiednim kontenerze. Jednak to, co zwraca szczególną uwagę, to niezwykłe "podróże" w powietrzu różnych maszyn i przedmiotów, porównywalne wizualnie do efektu najlepszego spektaklu Fety w historii - "Water Fools" również francuskiej grupy Ilotopie (tam małe codzienne i niecodzienne sytuacje przeniesione były na wodę). Przed oczami widzów "leci" samolot, a do portu przybija parostatek, jeden z aktorów "odlatuje" rajdowym autem, zaś inny podróżuje na szkielecie pterodaktyla - jest to możliwe dzięki dźwigowi, który unosi je w powietrzu, zaś niezwykłą scenerię dla tych zdarzeń tworzą projekcje wideo. Twórcy "Waterlitz" odnoszą się też wprost lub z "przymrużeniem oka" do symboli naszej kultury. Dlatego nagle pojawi się Robin Hood, który spróbuje zestrzelić balon, zaś najsłynniejszą kwestię z "Hamleta" - "być albo nie być" - wypowie trzech aktorów, jednak scena deklamacji tekstu sztuki Szekspira skończy się niemal bijatyką.

Najsłabiej wypadają momenty najbardziej dydaktycznie, najlepiej te, kiedy OMNI staje się wielką multimedialną lalką w rękach wprawnych lalkarzy, kiedy łatwo odnieść wrażenie, że ten żelazny kolos żyje własnym życiem. Artyści z Générik Vapeur mają ważne przesłanie - pamiętajmy, że nie jesteśmy sami na naszej planecie, w danym momencie historycznym i politycznym. Obok nas są słabsi, mniejsi, inni, którym należy się szacunek, niezależnie od rasy, przekonań i sytuacji życiowej. Rozświetlony efektami pirotechnicznymi pod koniec spektaklu, niczym gigantyczna pochodnia, potężny totem OMNI ma nam o tym przypominać.

Przeniesiony z piątku na sobotę nocny spektakl hiszpańskiego Cia. Estampades "Enfila S.A." był w założeniu opowieścią o dwóch kobietach, pracujących w fabryce tekstyliów w połowie ubiegłego wieku. To jednak tylko mało istotna rama przedstawienia, które miało na celu pokazanie akrobatycznych umiejętności dwóch aktorek, wykonujących przeróżne, niekiedy bardzo efektowne ewolucje na linach. Nawlekanie lin na gigantyczne szpule spowalniało przedstawienie, w którym cały czas aktorki pokrzykiwały do siebie po hiszpańsku. Jednak ciekawe akrobacje wynagradzały niepotrzebną krzątaninę po kilkumetrowej konstrukcji.

Z kolei ostatni spektakl nocny w sobotę - "Cykl" poznańskiego teatru Usta Usta Republika rozgrywał się dookoła sześcianu, stanowiącego zarazem scenę i ekran projekcyjny. To bardzo ciekawe wizualnie przestawienie, grane jednocześnie na sześć stron, ukazywało fantazje senne, niekiedy lęki szóstki bohaterów - bo według twórców spektakli tylko przestrzeń snu i relaksu to czas, kiedy jesteśmy naprawdę sobą. "Cykl" bardzo ciekawie łączy projekcje wideo i grę aktorów w planie żywym. Jeden z bohaterów karmi dłonią animowane kruki, inny (żołnierzyk) likwiduje czołgi nieprzyjaciela, a pewien klaun, nie mając widzów na swoje przedstawienie, dokonuje samospalenia. Każda scena i projekcja powtórzona jest sześciokrotnie, by zobaczyli je widzowie z każdej strony sześcianu. Obok "Sonnambulo" i "Waterlitz" to najciekawszy spektakl tegorocznej Fety.

Nie można zapomnieć też o mniejszych przedstawieniach. Piękną, wzruszającą opowieść o starości przygotował portugalsko-niemiecki Teatro Só "Sómente", ukazując w powiększeniu scenę wizyty starszego pana w parku. Typową brawurową komedię uliczną (choć zagraną w parku) zaprezentowali natomiast artyści hiszpańskiego La Tal - "The Incredible Box", zapewniając widzom sens śmiechu i dobrej rozrywki przy pokazach cyrkowych, magicznych i przede wszystkim operowych. Uroczą symboliczną opowieść życia - "De Paso" - pokazali z kolei Hiszpanie z La Industrial Teatrera. Intrygujący spektakl-instalację, w którym część aktorów wcieliło się w squamsy - zamknięte w klatce istoty człekokształtne, wykonała Compagnie Kumulus. "Les Squames" bada granicę społecznego przyzwolenia na takie zjawisko. Po reakcjach publiczności widać, że jest ona duża.

Mnóstwo pozytywnej energii wnieśli zwariowani różowi przybysze z Kod Ljud, którzy dokonali "Inwazji" na park Centrum Hewelianum (a także na karetkę pogotowia i niektórych widzów). Jeden z Różowych "pożyczył" sobie nawet przejeżdżający samochód, którym "zbiegł" z miejsca zdarzenia. Pogodną, choć gorzką, egzystencjalną opowieść o zwyczajnym życiu dwójki bardzo ludzkich koziołków - "Droogland" przedstawił holenderski Het Houten Huis. Zaś gdański Teatr Pinezka w swoim "Marionetarium Clowna Pinezki" zaprezentował wszystko to, co w jego teatrze najlepsze - ciekawy pomysł, klasyczną klaunadę, humor, animację marionetek i adekwatne do tej formy rozrywki aktorstwo.

Organizatorzy nie ustrzegli się wpadek organizacyjnych. Zabrakło oznaczeń jak trafić z Majdanu do Centrum Hewelianum i jak poruszać się po parku, co dla odkrywających dopiero teren Góry Gradowej stanowiło nieprzyjemną niespodziankę i spore utrudnienie. Ograniczenie oferty gastronomicznej zmusiło wygłodzonych widzów, którzy nie chcieli stracić za dużo czasu w poszukiwaniu jedzenia poza obrębem festiwalu, do jedzenia fast-foodów z food trucków.

Dobrym pomysłem było za to ustawienie w miejscach pokazów spektakli tabliczek z informacją o najbliższym przedstawieniu i godzinie jego pokazu. Zupełnie na uboczu działań festiwalowych, co także zdało egzamin, znalazły się wspomniane food trucki. Widzom pomagali bardzo uprzejmi wolontariusze z Centrum Festiwalowego oraz ochroniarze, którzy nierzadko udzielali festiwalowej publiczności rzetelnych informacji na temat lokalizacji wybranych spektakli.

Krzesełka i "dymek" w tłumie, czyli kultura Fetowiczów

Chociaż impreza odbyła się po raz dziewiętnasty, niektórzy co roku proponują własne zasady oglądania spektakli, które w skrócie nazwać można "nikt poza mną mnie nie obchodzi". Niestety zasada ta w równej mierze dotyczy zarówno młodszych, jak i starszych uczestników imprezy. Ponieważ siedzenie na ziemi, także na karimacie, własnych ubraniach czy podkładce, nie należy do komfortowych, część widzów przynosi własne rozkładane krzesełka. Niestety wiele osób siada na nich blisko sceny, ograniczając widoczność innym.

Jeszcze mniej empatii wykazują niektórzy palacze oczekujący na spektakl w upatrzonym miejscu lub przychodzący na przedstawienia nieco spóźnieni. Biernymi palaczami muszą być wszyscy widzowie wokół, bez względu na wiek i okoliczności. Niepokojącą nową modą jest za to oglądanie spektakli w towarzystwie dużych psów bez kagańców (mniejszych psów zresztą też). Prawdziwą zmorą są też prowadzone głośno rozmowy w gronie znajomych i przez telefon podczas przedstawień, szczególnie gdy "gadający" znajduje się tuż za widzami oglądającymi spektakl. Na szczęście udało się już całkiem nieźle wykształcić "kulturę siadania" w bliższej, a niekiedy i dalszej odległości od miejsca przedstawienia. Może inne pożądane cechy też uda się wypracować, na przykład podczas kolejnej edycji festiwalu?

Feta ponownie na bastionach i na Głównym Mieście?

Dużym problemem Fety był fakt, że impreza po przeprowadzce na Górę Gradową straciła swój niepowtarzalny klimat. Ciągle mnóstwo osób przychodzi na Fetę nie tyle na wybrane spektakle, co po to, by w niej po prostu uczestniczyć. Jednak tereny Centrum Hewelianum nie mają tyle wdzięku co bastiony, gdzie nawet okoliczni mieszkańcy traktowali przyjazd osób z innych dzielnic jak święto. W tym roku skupiono się na ładnej wprawdzie i rozległej przestrzeni parkowej, którą spokojnie można by zastąpić innym dużym parkiem. Pod samą Górą Gradową odbył się jeden spektakl ("Rudymenty, czyli Wtóra Księga Rodzaju" Teatru Snów) kolejnych kilka pokazano na Majdanie, przeważnie już przy zapadającym zmroku lub po zmroku. Nie do końca udało się stworzyć z tej okolicy piękną naturalną scenerię dla spektakli, która charakteryzowała Fetę na bastionach.

Na szczęście wszystko wskazuje na to, że jubileuszowa, dwudziesta Feta wróci na teren Starego Przedmieścia i bastiony oraz przyjrzy się zrewitalizowanym terenom Dolnego Miasta. Być może Feta zajrzy także na Główne Miasto, gdzie rozgrywała się przed przeprowadzką na bastiony. Na Placu Zebrań Ludowych, tak jak w tym roku, ma się odbyć spektakl finałowy. Ta zmiana ucieszy pewnie wielu widzów, którzy wyraźnie sygnalizowali, że Feta na terenie Centrum Hewelianum to już nie ta impreza co kiedyś, czego wyraz znaleźć można w licznych komentarzach przy prezentacji Fety na naszym portalu. Impreza ma więc szansę odzyskać blask, którego na terenie Centrum Hewelianum niestety jej brakuje.

Łukasz Rudziński
www.trójmiasto.pl
14 lipca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...