Elektryzująca opera

"Tannhäuser" - reż: Laco Adamik - Elektrociepłownia Szombierki w Bytomiu

Kiedy w 2001 roku Opera Śląska w Bytomiu, dla uczczenia 100-lecia gmachu, w którym mieści się od 1945 r. jej siedziba, przygotowywała premierę "Tannhausera" Ryszarda Wagnera, Barbara Kędzierska, scenograf spektaklu postawiła sobie zadanie: osiągnąć monumentalność a nie pokazywać przepych i bogactwo. Było to trudne zadanie. Wszak łatwiej na niewielkiej scenie omamić widza atrybutami dobrobytu, niż przytłoczyć znamionami monumentu. Ale teatr to magia i gra iluzji. Przedstawienie wyreżyserowane przez Laco Adamika odniosło sukces a "Tannhauser" po długiej nieobecności powrócił na bytomską scenę

Po 9 latach historia średniowiecznego minnesingera zaistniała w niezwykłej scenerii - wśród wysmukłych fasad, olbrzymich stropów, w atmosferze pruskiego zamczyska, czyli w 90-letniej Elektrociepłowni Szombierki. Genialny pomysł. Tym razem nie trzeba było uciekać się do iluzji. Pogodny sobotni wieczór, 24 kwietnia, pokazał obiekt w pełnej jego krasie a spacer krętymi schodami i zawiłymi korytarzami do "sali widowiskowej", niczym prolog, wiódł widzów do tajemniczego teatru.

Niemieccy architekci bracia Emil i Georg Zillmanowie (twórcy m.in. Nikiszowca) kreśląc na początku XX wieku projekt przyszłej elektrociepłowni, okazali się niebywałymi wizjonerami. Trudno bowiem uwierzyć, że bez powodu, bądź dla zwykłej fantazji, tworząc obiekt stricte przemysłowy połączyli śmiałe rozwiązania inżynierskie z elementami sakralnymi i tchnęli w niego ducha pruskich zamków, których nieodłącznym atrybutem były wieże - w EC Szombierki są dwie: zegarowa i węglowa. Trzy ponad stumetrowe kominy na tle potężnych ceglanych murów, strzeliste okna i malowniczy wewnętrzny dziedziniec dopełniają obraz tej fantastycznej budowli. Od połowy lat 90. ubiegłego wieku, kiedy produkcyjny żywot elektrowni zaczął powoli chylić się ku końcowi, obiekt oczekiwał na kolejne wyzwanie. I znalazł swoją nową tożsamość. Pierwszy zagościł tu w 2002 roku Śląski Teatr Tańca. W tak niezwykłej scenerii Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej otworzyły drogę do nowej misji. Znakomita akustyka i atrakcyjna powierzchnia przyciągnęły muzyków, aktorów, śpiewaków, fotografików a nawet... bokserów. Jest to bowiem wymarzone miejsce dla twórców, którzy mają tu niepowtarzalną okazję do puszczenia wodzy fantazji i urzeczywistnienia najbardziej nawet niesamowitych pomysłów. Niegdysiejsza duma przemysłowa Bytomia przeobraziła się w jedną z największych atrakcji kulturalnych miasta.

Ryszard Wagner wiele czasu poświęcił kompozycji "Tannhausera" (pełny tytuł - Tannhauser i wartburski turniej śpiewaczy), jest także autorem libretta opery. Ostatecznie pracę ukończył w 1845 r., premiera wersji drezdeńskiej odbyła się 19 października 1845 r. a wersji paryskiej (wykonywanej dzisiaj) 13 marca 1861 r. Opera jest częścią trylogii, w skład której wchodzą także "Holender tułacz" i "Lohengrin".

Opowieść osnuta jest na kanwie legendy, która inspirowała wielu twórców m.in. Heinricha Heine\'go. Opisuje nieszczęśliwą miłość minnesingera, piewcy miłości i piękna, rozdartego pomiędzy pożądaniem cielesnych uciech a marzeniem o głębokiej i uduchowionej miłości. Mówi o grzechu i potępieniu, o wyrzutach sumienia i pragnieniu rozgrzeszenia, o odwiecznej walce dobra ze złem. I jak to zazwyczaj z baśniowymi moralitetami bywa, jest ponadczasowa a jej przesłanie ma wymiar uniwersalny.

O "Tannhauserze" w postindustrialnej scenerii trudno powiedzieć, że jest przeniesieniem spektaklu. To zupełnie nowe przedstawienie. W naturalnej, wręcz ascetycznej scenografii najważniejszą rolę pełnią światła, to dzięki nim zmieniają się pory roku, nastroje i miejsca akcji. A w centrum, niczym nie zmąconej uwagi, królują artyści. Michał Marzec (gościnnie, Teatr Wielki w Poznaniu) stworzył postać tragiczną, na wskroś współczesną. Ogrody rozkoszy Wenus są snem, który mógł i może przyśnić się każdemu - od średniowiecza po XXI wiek, tak samo potrafią się też znudzić i przywołać tęsknotę za... łzami (Heinrich Heine). Skłonność do nurzania się w beztrosce także nie jest obca żadnej epoce. A szukanie odkupienia win, przebaczenia i rozgrzeszenia, choć może nieco w mniejszym wymiarze ma także znamiona ponadczasowości. Wolfram (znakomity Tosi masz Mazur) jest przeciwieństwem swojego przyjaciela Tannhausera - mimo skrywanej miłości do Elżbiety, nie ulega pokusom, pozostaje lojalny, cierpi w milczeniu, szlachetny aż... nieprawdziwy. Widać jednak pragniemy takich bohaterów, a może tęsknimy za nimi, bo postać ta zyskała najwięcej sympatii a Tomasz Mazur zebrał najgorętsze (zasłużone) oklaski.

Nie bez powodu w pierwszej kolejności pojawiły się męskie role, są one bowiem nie tylko przez Wagnera wyeksponowane, ale także wewnętrznie bogate i skomplikowane. Mniej uwagi twórca poświęca kobietom. W ich przypadku wszystko jest proste i przejrzyste. Wenus (jak zwykle brawurowa Joanna Kściuczyk-Jędrusik) jest grzeszna, rozpustna, do szpiku kości zła. Jej przeciwieństwem jest anielsko dobra, cierpliwa i wierna Elżbieta (nieco przerysowana Iwona Noszczyk)

Wielkie brawa dla chóru, baletu i orkiestry a zatem dla Tadeusza Serafina (kierownictwo muzyczne), Anny Tarnowskiej (przygotowanie chóru), Anny Majer (choreografia) a także dla Agnieszki Piaseckiej-Orłów, pod której kierownictwem wystąpił Chór Dziecięcy Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w Bytomiu.

Muzyka Ryszarda Wagnera zawsze urzeka, choć czasami przytłacza. W dawnej hali maszynowej zabrzmiała wyjątkowo a dodatkowym atutem jest możliwość (w trakcie całego spektaklu) obcowania z orkiestrą, co niesłychanie przykuwa uwagę, a chwilami pozwala nie dostrzegać mankamentów takich jak na przykład tandetne kostiumy frywolnych "mieszkanek" podziemnego ogrodu rozkoszy.

Z niecierpliwością będziemy czekać na kolejne przedstawienia w bajecznym obiekcie braci Zillmanów.

Maria Sztuka
Śląsk
6 lipca 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia