Energia i odwaga – Off-Rzeszów dzień I

6. Festiwal Teatrów Niezależnych Off-Rzeszów 21-26.06.2025 r. – Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie

Już po raz szósty na deskach rzeszowskiego Teatru im. Wandy Siemaszkowej został zorganizowany Festiwal Teatrów Niezależnych Off-Rzeszów. Festiwal realizowany jest w ramach programu Przestrzenie Sztuki Teatr, finansowanego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a realizowany przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Wydarzenie jest współfinansowane ze środków budżetu Województwa Podkarpackiego.

W tym roku oprócz zaproszonych spektakli i koncertu będzie można wziąć udział w dwóch wydarzeniach towarzyszących, które promują lokalne inicjatywy teatralne. Kuratorką festiwalu jest Katarzyna Knychalska, która po spektaklach prowadzi rozmowy z twórcami.

Bizarium Kolektyw, „Jarema - silnie unerwiona ruchliwość"
Emocje, narracje, abstrakcje

Kiedy wchodzimy na widownię, widzimy wielką, białą ścianę. Przypomina trochę gigantyczne drzwi garażowe, które tworzą formę kurtyny. Po lewej i prawej stronie w rogu można zauważyć drzwi – najpierw zwracają uwagę klamki, a po przyjrzeniu się widać, że w tej białej, monumentalnej „tafli" odznaczają się prostokąty, dzięki którym można ją przekroczyć i sprawdzić, co jest po drugiej stronie.

Po zgaszeniu świateł akcja rusza już w ciemności. Przez obydwie pary drzwi wchodzą podobnie ubrane postaci: w czarnych płaszczach, kurtkach, często z głowami zakrytymi szalami. Proscenium zaludnia się cieniami, które mijają się w wiecznym ruchu. Trochę jakbyśmy oglądali japońskie skrzyżowanie Shibuya w mikroskali. Postaci wyglądają podobnie, przechodzą przez plamy świateł, w których można dostrzec szczegóły, próbować rozróżnić płeć. Mówią o szczegółach, które dostrzegają u innych przechodzących, ale dotyczą one jedynie wyglądu: tego, co można zobaczyć gołym okiem. Wszystko zmienia się, kiedy „kurtyna" podnosi się, a postaci zdejmą wierzchnie okrycia i powieszą na wieszakach, które zwisają w zadymionej przestrzeni. To moment przejścia: już nie można się ukryć pod grubą warstwą ubrań. W jasnym świetle wyraźnie widać szczegóły ich wyglądu, nie są już bezkształtną masą.

Bizarium Kolektyw tworzą młodzi ludzie, którzy wzięli na warsztat sztukę Marii Jaremy („Silnie unerwiona ruchliwość. Sztuka Marii Jaremy" to tytuł wystawy, prezentowanej w Muzeum Narodowym w Krakowie). Obrazy są ze swej natury nieruchome (jeśli mówimy o klasycznych pracach malarskich). Ale przecież wszystko jest w oku patrzącego – dlatego na scenie te wszystkie kolorowe abstrakcje ożywają, choćby w przepięknych scenach (teatru cieni i nie tylko) niemal rodem ze spektakli Leszka Mądzika, które realizował ze Sceną Plastyczną KUL. W środkowym fragmencie dużo jest takich kolorowych, poetyckich „stopklatek", przedzielonych blackoutami. Jak u Mądzika – z ciemności przychodzi, w ciemność odchodzi. Każda forma.

Twórcy postawili też na wielkie formy plastyczne, które jednak nie przysłaniają ich obecności na scenie. Przybywająca nagle, gigantyczna, biała lalka, która ma tylko oczy – przychodzi z zewnątrz i tam też powraca. Ponieważ tak naprawdę przez świat, środowisko, rodzinę, na podstawie często pobieżnych obserwacji jest nam nadawana jakaś forma. Zostajemy przypisani do jakiejś kategorii, pojawia się płeć kulturowa: społeczeństwo od razu wkłada daną osobę do „szufladki" z konkretnym zestawem oczekiwań i zachowań ze względu na płeć. Człowiek może być wolny, kiedy jest sam, albo kiedy... zostanie artystą i może naprawdę wyrazić siebie.

Napis na lalce „Cricot" kieruje stronę skojarzeń teatru Tadeusza Kantora, ponieważ Maria Jarema kojarzona jest głównie ze współpracą z nim jako scenografka, projektantka kostiumów i aktorka. Ale była również rzeźbiarką i malarką, co także wybrzmiewa w spektaklu. Jej obrazy to przecież także konkretne, zatrzymane na płótnie, kompozycje. Kolektyw Bizarium wydobywa z jej sztuki emocje, dzięki którym kształtuje się indywidualny świat. Do tego wszystkiego dochodzi niepokojąca muzyka – futurystyczne dźwięki, które dopełniają całości. Spektakl jest spójny, zaskakujący, zmuszający do myślenia – brawo!

Sztuka Nowa, „Igor/Dawid", chor. Martin Talaga, scenariusz: Patrycja Babicka, Vlada Khmel
Opowieść o zatraceniu. Opowieść o poświęceniu

Szajna Galeria Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie to zaadaptowany na scenę strych. Wchodzi się tam schodami i nagle siedzimy pod drewnianymi belkami stropowymi. W takim pomieszczeniu, w starych domach, często można znaleźć artefakty, które przywołują wspomnienia. Rzeczy, które odwołują do konkretnych historii. Okazuje się, że takim wywoływaczem opowieści może być po prostu ludzkie ciało. Ciało, które poświęca się dla sztuki.

Początek jest zaskakujący: dwóch mężczyzn w obcisłych, szarych kostiumach, na których wysprejowane jest ciało zachowuje się tak, jakby byli modelami na wybiegu. Wychodzą spoza nas i stają w świetle reflektorów. Ich taneczny performens od początku będzie mieszał sztukę sceniczną z indywidualną historią. Dawid Żakowski i Igor Shugaleev mówią prawdę, wyciągają ze swojego artystycznego życia opowieści, które odcisnęły piętno na ich pracy, zmusiły do zastanowienia się nad postrzeganiem swojego zawodu. Żyją teraz z bliznami, ranami, czasem ubytkami, które wpływają na ich kondycję jako tancerzy.

Maria Janion napisała książkę „Żyjąc tracimy życie. Niepokojące tematy egzystencji", w które porusza paradoksy istnienia. Każdy chce żyć własnym życiem, ale w to życie wpisane jest ryzyko, przypadek, pułapka Losu. Człowiek skupia się na realizowaniu pragnień, ale szybko może okazać się to zgubne. Granica jest bardzo cienka. O tym także opowiada taneczny performens „Igor/Dawid". Tancerz chce przekraczać granice swojego ciała, stereotypowo postrzegany jest jako „nieśmiertelny", jak bohater komiksu Marvela. Akrobacje i możliwości ciała, które odkrywa przed nami taniec sprawiają, że nie myśli się o tym, jaki artysta ponosi koszt.

Natomiast tancerz ma taki sam problem jak sportowiec: kiedy zawiedzie ciało, będące narzędziem pracy, nagle zaczynają się problemy. Mówi się, że „sport to zdrowie", „sztuka to życie" – wszystko do czasu. Igor i Dawid opowiadają o realnym problemie kontuzji, który wyklucza ich z pracy. Jeśli mają etat – są chronieni, ale jeśli działają niezależnie? Performerzy za wszelką cenę wchodzą w widownię, ale też ledwo z niej wychodzą, wręcz wyczołgują. Podobnie jest ze sztuką, którą tworzą: biorą udział w spektaklach niezależnie od wszystkiego, żeby zdobyć środki na funkcjonowanie, żeby zadziwić, żeby oczarować widza – żeby ten wrócił, podał informację dalej – tracąc przy tym zdrowie. Próbują prowadzić „negocjacje" z ciałem, które męczy się, starzeje, a przy nadmiernej eksploatacji wręcz odmawia posłuszeństwa.

Po powrocie z widowni oglądamy piękną scenę, w której performerzy dokładnie oglądają swoje ciała. Zrzucają ubrania i w samej bieliźnie dokonują wzajemnego rekonesansu przy pomocy latarek z telefonów. Czy na pewno wszystko jest w porządku? Drugi może zobaczyć więcej, czasem zwróci uwagę na coś w miejscu, gdzie nie sięga wzrok oglądanego. Podobnie jest z opowiadaniem przez nich historii – Igor mówi w imieniu Dawida i na odwrót. Dzięki temu zyskują dystans, ponieważ dzielą się ze sceny intymnymi opowieściami, odsłaniają cielesną traumę. Istotny jest tu natomiast każdy szczegół i w takim duecie jeden może o drugiego dbać. Starać się też mu pomóc w sytuacji kryzysowej, ponieważ rozumie: tancerze mają podobne doświadczenia. Jest tu odwrotnie niż w filmie „A potem tańczyliśmy" w reż. Levana Akina: tam drugi tancerz był rywalem, przeszkodą na drodze do kariery, dopiero potem stworzyła się więź.

W spektaklu „Igor/Dawid" artyści wychodzą od zaufania. Międzynarodowy zespół współtwórców skupił się na poszukiwaniu, wydobywaniu z siebie – z tancerzy tego, co w nich ukryte, nieoczywiste, ale tak niesłychanie istotne. Powstała z tego ważna, mądra i czuła opowieść.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
21 czerwca 2025

Książka tygodnia

Trailer tygodnia