Epizod garderoba
Dwa niewielkie biurka, a raczej toaletki, lusterka, scenopisy, parawan odgradzający prowizoryczną przebieralnię i dwie aktorki. Tyle. Tak wizualnie przedstawia się garderoba teatralna, widziana oczami reżysera Miro Prochazki, który część swego dzieciństwa spędził właśnie gdzieś w kulisach i zakamarkach sceny, towarzysząc swojej matce - aktorce. Teraz niezwykle barwny teatralny świat "od tyłu" pokazuje widzom na scenie Teatru Zależnego.Znikoma, uniwersalna scenografia nie oznacza, że widzowie mogą narzekać na brak wrażeń. Lidia Bogaczówna i Beata Wojciechowska w rolach aktorek Iksińskiej i Entej poruszają rozmaite tematy, przechodzą od wzruszenia, przez rozczarowanie do złości, po czym wybuchają głośnym śmiechem. Śmieją się z widzów, ze swoich kolegów po fachu i z samych siebie, a przy tym wykorzystują maksimum możliwości, drzemiących w sprzętach zgromadzonych na podium scenicznym. Pokazują, jak zwykła garderoba pod wpływem aktorskich zdolności i przyzwyczajeń z łatwością zmienia się w pełnometrażową scenę, udowadniają, że dwa krzesła wystarczą, żeby stworzyć pole walki a biurka, aby wyobrazić sobie kondukt żałobny. Próba do "Marii Stuart", na którą czekają dwie kobiety, jest tylko pretekstem do rozpoczęcia spektaklu. Kiedy już się on zacznie, wciągnie w swe sidła i energicznie panoszy się na scenie, widzowie z ulgą witają kolejne powiadomienia o przedłużającym się spóźnieniu reżysera, z nadzieją, że uda się poznać jeszcze odrobinę sekretów, które zazwyczaj dostępne są tylko po drugiej stronie kurtyny. Z dziesięciu zgrabnie ze sobą połączonych epizodów, dotyczących cech i przypadłości profesji aktorskiej, wyłania się pełny, nie zawsze piękny, ale za to niezmiernie kolorowy obraz życia, tych bardziej i tych mniej znanych, gwiazd sceny. Aktorki półprywatnie, w żartobliwy sposób opowiadają o często trudnym do ugłaskania żywiole, jakim jest zawód aktora. Walczą o role, wykorzystując do tego nie tylko całą swą energię, a także, co niestety potwierdza stereotypowe spojrzenie na żeńską część braci aktorskiej, niewątpliwe wdzięki swej kobiecej urody, kusząc nią reżyserów w dość dwuznaczny sposób, chociaż może właściwsze byłoby określenie jednoznaczny. Kreatorzy świata scenicznego również nie zostali oszczędzeni, a zwłaszcza dwa ich charakterystyczne typy. Z jednej strony stoją reżyserzy z bardzo hermetyczną wizją, wymagający od aktorów jedynie wypełnienia swoich założeń, z drugiej tacy, którzy nie do końca mają jakikolwiek pomysł i inwencji oczekują jedynie od odtwórców ról. Bywa też tak, a to jest najstraszniejsze, że trzeciorzędny reżyser spotyka się z trzeciorzędnym autorem. Trzeba dużego dystansu do samego siebie, umiejętności śmiania się z własnej osoby i autoironii zarówno ze strony reżysera, jak i ze strony aktorek, żeby pokazać siebie samych na scenie nie tylko w pozytywnym świetle, a zespołowi Mira Prochazki udało się tego dokonać, bez szkody dla spektaklu, oraz bez szwanku dla własnych postaci. Garderoba, która na potrzeby spektaklu otwarta została dla oczu i słuchu widzów, jest codziennym świadkiem skrajnych emocji od radości, żalu, zawiści, aż do rozpaczy. To w jej przestrzeni odbywa się rywalizacja o role, od jej ścian odbija się poezja, wielkie teksty literackie powtarzane przez aktorów, pod jej sufitem rozgrywa się walka o przetrwanie, bo przecież pensja w teatrze nie należy do największych, więc jakoś trzeba walczyć o każdy dodatkowy grosz, zwłaszcza że nie wszyscy zostają wielkimi gwiazdami. Utrudnia to również rzeczywistość, o której mówią ironicznie Lidia Bogaczówna i Beata Wojciechowska, a mianowicie dawniej każda aktorka marzyła o tym, aby zostać gwiazdą, teraz każda gwiazda marzy, aby być aktorką. Podobnych twierdzeń - podsumowań współczesnego artystycznego świata takich, jak wyżej wymienione, bądź takich, które mówią, że kobieta aktorka to więcej niż kobieta, a mężczyzna aktor to mniej niż mężczyzna, pada na scenie Teatru Zależnego dużo więcej. Nie brakuje też aluzji do dzisiejszego życia teatralnego Krakowa, niektóre znane nazwiska takie jak Zelenka, padają wprost, inne należące do "znanych i lubianych" polskiej popkultury, zostają zasugerowane i potraktowane uśmiechem, nie pozostawiając przy tym wielu wątpliwości, co do stosunku autorów do ich właścicieli. Mówiąc jednym zdaniem, jest to bardzo kameralny spektakl, którego reżyser i aktorki bawiąc się w teatr i jego obnażanie, zdołali zabawić i pozyskać sobie publiczność. Stowarzyszenie Teatrów Nieinstytucjonalnych Sten Teatr Zależny w Krakowie Miro Prochazka "Prochazka w Divadle" reżyseria: Miro Prochazka konsultacja scenograficzna: Jerzy Rudzki Obsada: Lidia Bogaczówna, Beata Wojciechowska głosy: Aleksander Dudek, Marian Dudek, Jakub Kosiniak, Henryk Pasiut, Tomasz Piasecki Prapremiera: 19.04.2008r.