Erystyka miłosna

"Małe zbrodnie małżeńskie" - reż. M. Sosnowski - Teatr Kochanowskiego w Opolu

Na trasie Opole - Nysa na wysokości Sidziny po prawej stronie, stoi samotny kościółek. Legenda głosi, że został ufundowany przez Alfreda Hyllę - zamożnego gospodarza ze Skoroszyc po samobójczej śmierci jego córki Reginy, która pałała miłością do parobka Richarda z Olesna. Tenże, został zamordowany rękami chłopów wynajętych przez ojca Reginy. "Miłość - to najstraszliwsza spośród rzeczy nieuchronnych" - poucza Emil Cioran w "Brewiarzu zwyciężonych". Tyle, co do miejscowej legendy o niespełnionych kochankach, którzy niknąc w ramionach śmierci, nie mieli okazji na... No właśnie, na co?

A jak wygląda miłość we współczesnych czasach? Czy niezdolność kochania w małżeństwie z bagażem wielu wspólnych lat może przerodzić się w zbrodnię? "Oto czym jest małżeństwo: stowarzyszeniem zabójców, którzy napadają na innych, zanim rzucą się wzajem na siebie, długą wędrówką do śmierci, gdzie po drodze ściele się trup" - słyszymy ze scenicznych desek Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu, gdzie odbyła się premiera "Małych zbrodni małżeńskich" Érica - Emmanuela Schmitta w reżyserii Marcina Sosnowskiego. Szczególnego smaku nadaje spektaklowi fakt, że na scenie obserwujemy związek Gillesa i Lisy Sobiri, kreowanych przez aktorskie małżeństwo Beaty Wnęk - Malec oraz Leszka Malca, który obchodzi jubileusz 20 lat pracy na scenie.

Widz już od samego początku wkracza w małą, duszną, czarną przestrzeń Sceny na Parterze zamienionej w skromnie urządzone mieszkanie małżeństwa Sobiri. Ten intymny świat, jakich wiele wokół nas, zmniejsza dystans, zmuszając widownię do przekroczenia sfery przestrzeni intymnej scenicznego małżeństwa. To onieśmiela, zważywszy na fakt, że mamy tutaj do czynienia z dekamerońską teorią sokoła - w tym przypadku jest to miłosna szermierka dwojga kochanków, która dynamicznie wędruje od flirtu, przez rozmowę przeradzającą się w potężną kłótnię, łzy, rozpacz, uniesienie, alkohol, zbrodnię w afekcie. Wszystko zaś w odwrotnej kolejności, gdyż wbrew wszelkim pozorom, tytułowa zbrodnia jest na samym początku tej historii. Dużo za dużo, by pozostać obojętnym. Wszak skromną, lecz z rozmysłem dobraną scenografię wypełnia płomienna szermierka słowna małżonków, u podwalin której toczy się spór o to, kto jak kocha, kto jak chciałby być kochanym. Jest to ring, na którym uskrzydlona bogini niezgody - Eris, czająca się w słowach obojga, dąży do korzystnego rozwiązania sporu po myśli każdej ze stron bez względu na prawdę formalną. Idąc za Diderotem: "Pije się duszkiem kłamstwo, które nam pochlebia, a kropla po kropli połyka się gorzką prawdę". Takiż tajfun emocji prezentuje widowni aktorskie małżeństwo grające egoistycznych w sumie małżonków właśnie. Krok po kroku z kłamstwa i półprawd wyłania nam się obraz miłości egoistycznej, nieustępującej, wypalonej, żyjącej już tylko we wspomnieniach: "Nie jest rozsądne długo kochać, kochać bez przerwy to czyste szaleństwo. Rozum nakazuje kochać tak długo, jak jest to przyjemne. Oto miłosny racjonalizm: kochajmy się, dopóki mamy złudzenia, kiedy je stracimy, lepiej się rozstańmy".

Tłem tej pasjonującej walki pozostaje czerwień sofy oraz fotela. Wszakże to ten kolor jest nośnikiem płomiennych, gorących uczuć. Kolorem szczęścia, pasji, powodzenia oraz miłości. Czerwień zostaje zrównoważona ciemnoniebieską ławą oraz potężnym regałem z książkami w tym samym kolorze. Niebieski symbolizuje spokój, uduchowienie, chłód, ale także dynamizm i inspirację. Co za doskonały, kontrastowy dobór barw do opowiadanej historii. Całą, hermetyczną wszakże przestrzeń, otwierają nieco akwarele z pejzażami (Sara Płużek) stanowiące niejako okna na spokojniejszy świat. Ze sceny słyszymy: "Każdy związek jest domem, do którego klucze znajdują się w rękach mieszkańców. Jeśli zamknie się ich od zewnątrz, dom stanie się więzieniem, a oni więźniami". Zresztą, niemal niepodzielnym właścicielem mieszkania pozostaje Gilles, który poprzez oznaczenie przestrzeni domostwa całym sobą (książki, fotel, biurko z maszyną do pisania), wtłacza miotającą się piękną, eteryczną Lisę, w małą przestrzeń ograniczoną do stolika z alkoholem, tudzież do butelek poukrywanych wśród książek na regale. Wcześniej - osaczona. Teraz zaś, stara się odzyskać terytorium, wmawiając mężowi swoją wersję wydarzeń. Z jakim skutkiem? Nie zdradzę.

"Małe zbrodnie małżeńskie" mogą być traktowane jako teatr typu "lajt". Wszak sztuka dotyczy miłości, której wartość w dzisiejszych czasach uległa potężnej dewaluacji. Wszystko dzieje się szybciej, często zupełnie po nic. Fascynacja sobą, zakochanie w trybie turbo, szybki i płytki seks. Kiczowate wesele za kosmiczne pieniądze, dziecko jedno lub dwa, wczasy gdzieś w wielkim świecie, rozwód. Wystarcza kilka lat, by wszystko rozpadło się z wielkim hukiem. Po wszystkim, wymiana partnera / partnerki na nowy model - zupełnie jak w jakiejś promocji; za bezcen. Dlatego warto odwiedzić małżeństwo Sobiri tak imponująco wykreowane na deskach Kochanowskiego przez życiowych partnerów - Malców. Najlepiej z partnerem / partnerką. Ale zarazem potencjalne pary należy ostrzec, że za sceniczną zbrodnią kryją się słowa, które prowokują do chwili zastanowienia nad kondycją własnego związku. Czy zgubne to czy oczyszczające, to już nie mnie oceniać. Najlepiej, gdy każdy przekona się sam, gdyż bogini Eris jest matką pojęć tak abstrakcyjnych jak Ponos (Trud), Limos (Głód), Algos (Ból), Fonos (Morderstwo), Lete (Zapomnienie), Horkos (Przysięga) oraz Mache (Walka). Wspomniani we wstępie tragiczni kochankowie z ojczystych ziem Ślązaków: Regina oraz Richard, będąc naszymi, miejscowymi odpowiednikami kochanków z Werony, doświadczyli niejednego z tych pojęć.

Miłość ci wszystko wybaczy, śpiewała Hanka Ordonówna. O ile istnieje.

Mateusz Rossa
Tektura Opolska
16 września 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia