Estetyka próby

"Napój miłosny" - reż. Andriy Zholdak - Teatr Wielki w Poznaniu

Czy najnowsza premiera Teatru Wielkiego - "Napój miłosny" Gaetano Donizetti'ego w reżyserii Andriy Zholdaka jest propozycją odważną? Czy wnosi coś nowego do operowego dyskursu? Czy wreszcie przyjęta przez artystę konwencja jest unikiem od reżyserskiej odpowiedzialności, czy też w ten sposób puszcza on do publiczności oko i pod płaszczykiem humoru opowiada o rzeczach ważniejszych od przaśnej historii będącej podstawą libretta tej właśnie opery komicznej?

Andriy Zholdak XIX-wieczną operę przeniósł w czasy współczesne - do Teatru Wielkiego w Poznaniu, gdzie jesteśmy świadkami próby opery "Napój miłosny". Co istotne - historia, którą obserwujemy, jest przefiltrowana przez umysł solistki, która przygotowywała się do partii Adiny, jednak przeszkodził jej w tym tragiczny wypadek samochodowy. Na scenie widzimy więc nie tyle rzeczywistą próbę, ile dziwaczne projekcje umysłu będącej w śpiączce Agnieszki Adamczak.

Próba jak to próba - nie toczy się w sposób skoordynowany. Po scenie biega rekwizytorka, przechadza się dyrektor teatru, a żądni atencji statyści wychodzą na pierwszy plan w momencie, gdy nie powinni być w ogóle widoczni. Do tego śpiący umysł Adamczak powoduje, że w chaos próby wnika chaos snu - a jak wszyscy wiemy, sny za nic mają logikę, łamią wszelkie reguły i sprowadzają nas na manowce, powodując, że nierzadko czujemy się po nich zmęczeni, skołowani i zupełnie zdezorientowani. Tak właśnie widz czuje się po ponad dwugodzinnym dziele, w czasie którego postaci operowe mieszają się z rzeczywistymi. Artyści Teatru Wielkiego co rusz wychodzą z roli, zachowując się tak, jak mogliby na rzeczywistej próbie. Nierzadko jedna osoba na scenie wciela się aż w trzy osoby, jak jest w przypadku Damiana Konieczka, który prócz tego, że "gra" samego siebie, to jeszcze odtwarza partię Dulcamary oraz przyjmuje rolę asystenta reżysera. Momentów, w których widz nie do końca wie, gdzie się znajduje, jest wiele. Chaos spektaklu usprawiedliwia fakt tego, że obserwujemy jednocześnie sen (z natury surrealistyczny) i próbę spektaklu (z konieczności urywkową). Z drugiej strony, odnalezienie się w historii oraz percepcji wszystkich mikrowydarzeń było dla mnie trudnym i dość męczącym przeżyciem.

"Napój miłosny" Zholdaka opowiada przede wszystkim o sztuczności teatru, stanowi chwilami zabawny komentarz do ułudy, którą budują przed nami wielkie dzieła. "Napój miłosny" pod względem pomysłu reżyserskiego jest jednak fajerwerkiem, sądząc po komentarzach publiczności - dla niektórych zbędnym, na pewno jednak niewnoszącym wiele w historię adaptacji dzieła Donizetti'ego. Po obejrzeniu spektaklu trudno mi także odnieść się do zapowiedzi organizatorów, z których dowiedziałam się o chęci opowiedzenia historii o transcendencji i wierze. Odebrałam "Napój miłosny" jedynie jako zabawę z widzem, zaproszenie go do kuluarów, do strefy, którą zazwyczaj ściśle odgradza się drzwiami i kurtyną.

Najmocniejszym elementem "Napoju miłosnego" jest muzyka. Orkiestra prowadzona przez Katarzynę Tomalę doskonale poradziła sobie z lekkością i humorem partytury włoskiego mistrza. Na wyróżnienie zasługuje także chór - przed którym postawione były nie tylko wymagające zadania muzyczne, ale także aktorskie. Soliści tego dnia wypadli rewelacyjnie. Trudną, popisową partię Adiny Agnieszka Adamczak odtworzyła z lekkością, stylem i brawurą. Towarzyszący jej Randall Bills (Nemorino) świetnie wyczuł konwencję i najplastyczniej według mnie ukazywał zmianę zachodzącą między śpiewakiem a postacią operową.

"Napój miłosny" Zholdaka jest bardzo autorską adaptacją. Ukraiński reżyser swój pomysł w moim odczuciu nieco przekombinował. Chaos na scenie przytłacza i tylko niekiedy daje wytchnienie jakimś bardziej zrozumiałym wydarzeniem. Warto jednak obejrzeć nową propozycję Teatru Wielkiego (a nawet obejrzeć ją kilka razy, być może wówczas nieco się rozjaśni?), warto wziąć udział w tym szaleńczym śnie, choćby po to, by wysłuchać doskonałego zespołu śpiewaków i pięknie brzmiącej orkiestry.

Aleksandra Bliźniuk
kultura.poznan.pl
26 czerwca 2018
Portrety
Andriy Zholdak

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia