Fama 2009 na półmetku

Fama Międzynarodowy Campus Artystyczny

Czy podoba mi się obecna Fama? Nie kontestuję tego, co tu się dzieje - mówi muzyk Janusz Grzywacz. - Mocną stroną festiwalu była zawsze muzyka, kabaret, teatr. I to się nie zmienia. Fama jest jak kuracja dotleniająca. Każdy, kto tu przyjedzie, może liczyć na podwójną dawkę tlenu: w powietrzu i tego innego, intelektualnego.

Grzywacz i inni jazzmani (Marek Stryszowski, Grzegorz Grzyb, Marek Raduli i Krzysztof Ścierański) zagrali w piątek w hali przy Basenie Północnym koncert - znów jako słynny zespół Laboratorium. Publiczność powitała ich owacyjnie. Ten występ miał szczególny wymiar. To właśnie na Famie, na początku lat 70. XX w., muzycy po raz pierwszy zagrali jako grupa.

Grzywacz tak wspomina dawne Famy: - Instrument, na którym komponowałem nasze pierwsze utwory, był na stałe umieszczony obok łóżka. Więc nawet w środku nocy, jak przyszło mi coś do głowy, mogłem to od razu próbować. W ten właśnie sposób powstał utwór, który zatytułowałem "Pokój 210". W Domu Studenckim Wisus panowała niezwykła, twórcza atmosfera. Pokój obok zajmował Jacek Kleyff i jego Salon Niezależnych. Jak dla kogoś zabrakło miejsca w pokojach - spaliśmy na balkonach. Niejedną noc spędziliśmy na plaży. Ustawialiśmy w wielki krąg kosze i w takim warsztacie "naprawialiśmy Polskę". Gdy pojawiała się armia grających, pomysłowych młodych ludzi, w miasto wstępowało inne życie. Dziś Świnoujście ma dość różnych atrakcji. Już tak nie potrzebuje letniego ubarwienia. Fama chce, i chyba dobrze odgrywa, zupełnie inną rolę.

Tegoroczny festiwal widać w mieście. W muszli koncertowej jazz przeplata się z ostrym rockiem. Pod szyldem Famy dzieci bawią się na plaży. Klub festiwalowy praktycznie nie zasypia: koncerty w "Centrali" kończą się, gdy niebo szarzeje przed świtem.

napiór
Gazeta Wyborcza Szczecin
25 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia