Fantasmagoria gołębia

"Śmierć i zmartwychwstanie świata" - reż: E. Marciniak - Teatr Stary w Krakowie

"Śmierć i zmartwychwstanie świata moich rodziców we mnie" jest spektaklem równie intrygującym jak jego tytuł. Niestety, pozostaje efektownie opakowanym pudełkiem, z którego ciężko wyciągnąć równie zjawiskową zabawkę

Świeżo rozwiedziony Mężczyzna z walizką pełną pieniędzy wynajmuje mieszkanie u dość ekscentrycznego dozorcy. Pieniędzy żąda od niego żona, jednak bohater chce finansowo pomóc sąsiadce. Na parapecie siedzą gołębie. Jeśli chodzi o fabułę nowego spektaklu Eweliny Marciniak, nawet tych, wydawałoby się, podstawowych i szczątkowych elementów nie możemy być do końca pewni. Niesprecyzowana jest płeć dozorcy granego przez kobietę (gubi się w tym także główny bohater – lecz jako postać, czy jako aktor?), status ontologiczny reszty postaci (gołębie? Sąsiadki?), a także ich motywacje. Reżyserka przedstawia psychodeliczny obraz dzisiejszego świata, z jego mizernością, pazernością i zagubieniem. Ewelinie Marciniak udaje się uchwycić ekscentryczną i osobliwą rzeczywistość, jednak przedstawieniu brakuje koniecznej energii (którą tłumią zbyt długie i enigmatyczne miejscami monologi), trudno wyłapać z niego sens i wyciągnąć wnioski.

Spektakl ma dziwną, lecz interesującą strukturę narracyjną. Już ekspozycja każe się zastanowić, na ile oglądamy „rzeczywistą” sytuację, na ile zaś fantazję głównego bohatera. Balansowanie pomiędzy tymi światami, a raczej płynne przechodzenie z jednego do drugiego, kreuje dodatkowy temat przedstawienia. Fantasmagoria przemienia się w rzeczywistość w sposób równie niedostrzegalny jak w oczach (umyśle?) Mężczyzny bohaterowie wymieniają się tożsamościami, budząc w nim na przemian odrazę, zafascynowanie, pożądanie. W tym panoptikum kuriozalnych postaci odbijać ma się zapewne dzisiejszy świat i obraz ludzkości – żądza pieniądza, uwikłanie w system, brak wyższych uczuć, prymitywizm. O wiele ciekawsze wydaje się jednak pokazanie – właśnie za pomocą struktury – zagubienia współczesnego człowieka, niepewności co do własnego miejsca w tym ekscentrycznym świecie. Nie dlatego, że wyznacza je „bezduszny system, który determinuje wszelkie dziedziny jej życia” (jak napisano w opisie przedstawienia w programie), lecz generuje je drugi człowiek, który wyzuty jest z umiejętności nawiązywania głębszych więzi i pokazywania uczuć. Te ostatnie Mężczyzna chciałby wzbudzić u sąsiadki, a ich wyrazem jest romans iście filmowy, równie sztuczny, jak wszystkie inne nieporadne relacje.

Reżyserka Ewelina Marciniak inscenizowała fragmenty dramatu Stockmanna w ramach pokazów Focus on Mitos 21 w 2010 roku. Jej spektakl był jednym z ciekawszych spośród prezentowanych w Polsce - żywy, inteligentny, wzbudzający do refleksji nad rzeczywistością na skraju światowego kryzysu. Mimo podobnej atmosfery i utrzymania zbieżnej z tamtym pokazem konwencji, przedstawienie na Nowej Scenie nie ma już tej siły oddziaływania, energii, rezolutności. W pierwotnym pokazie intrygujące było nie tylko zatarcie granicy między realiami a fantasmagorią, ale także pomiędzy spektaklem, improwizacją a happeningiem (pokaz odbywał się w Muzeum Teatru Starego wzdłuż wielkiego okna wychodzącego na Plac Szczepański, a liczni gapie zatrzymujący się na zewnątrz, by zobaczyć co się dzieje w środku, zostali włączeni w obręb przestawienia). W „Śmierci i zmartwychwstaniu świata” okno z boku sceny wychodzące na ulicę także jest widoczne, lecz jest to pusty gest, służący jako element scenografii czy dodatkowe wyjście, do czego z resztą zostaje raz użyte. Efekciarskość tego zabiegu odzwierciedla całość spektaklu, który chciałby – i mógłby – być lustrem dzisiejszego świata. Pozostaje jednak jak on sam – pozbawiony nieumiejętności nawiązania jakiejkolwiek relacji. Tym razem z widzem.

Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
9 października 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia