Fantazmaty i złudzenia pani K.

"Bracia i siostry" - reż. M. Kleczewska - Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu

Połączenie poszczególnych wątków z Czechowa i Dostojewskiego może dać zaskakujący efekt. U ,,mistrza z Taganrogu" na pierwszy plan wybija się sytuacja ludzi postawionych wobec życiowej nudy i marazmu. Autor "Zbrodni i kary" pokazuje człowieka uwikłanego w sprawy, które za swoje drugie dno mają nieuchwytną na pierwszy rzut oka metafizykę. Relacje pomiędzy Andriejem Prozorowem i Natalią, Maszą i Wierszyninem, Fiodorem Karamazowem i jego synami mogą być kopalnią wiedzy o skomplikowanych nieraz międzyludzkich stosunkach. Dramaty Czechowa pojawiają się na polskich scenach regularnie, by przypomnieć choćby ostatni "Wiśniowy sad" Pawła Łysaka. Teatralne okazują się także powieści Dostojewskiego. Inscenizacja "Braci Karamazow" Janusza Opryńskiego została uznana za jeden z najlepszych spektakli ostatnich paru lat.

Potencjału rosyjskich autorów w żaden sposób nie wykorzystała Maja Kleczewska w opolskim widowisku. Sygnowanie "Braci i sióstr" nazwiskami wielkich wschodnich pisarzy jest niczym innym jak reklamowaniem marnego scenariusza, który został tylko "zainspirowany" dziełami Rosjan. Czechow z Dostojewskim mieli zapewne stworzyć tutaj pozory intelektualnej podbudowy. Równie dobrze na afiszu mógłby pojawić się napis "spektakl inspirowany wątkami i postaciami z Sarah Kane i Trudnych spraw".

Akcja jest osadzona w przestrzeni, której można się było się u Kleczewskiej spodziewać. Obszerna, klaustrofobiczna sala ma ściany wyłożone białymi kafelkami. Nadaje to jej charakter szpitala połączonego z poczekalnią. Marcin Chlanda nawiązuje do scenografii znanej z "Oczyszczonych" Warlikowskiego. Twórcy wypełniają tę formę własną treścią. Mamy zatem charakterystyczny dla Kleczewskiej krajobraz: niepełnosprawna dziewczyna, facet w przebraniu Indianina, mężczyźni poubierani w swetry i dresowe spodnie. Każda z postaci ma poczucie zmarnowanego życia. Jest tutaj stara, chora Zosia, którą Niemcy wieźli bydlęcymi wagonami. Jedna z kobiet święcie wierzy w to, że jej zmarłe dziecko nadal żyje. Jej relacje z mężczyznami będą odtąd zależne od tego, jak potencjalny partner zachowa się wobec "synka".

Każdy związek międzyludzki jest tutaj dotknięty jakąś patologią. Miłość u Kleczewskiej prezentuje się na zasadzie "jeśli mnie kochasz, daj mi w mordę - lubię to". Odnoszę wrażenie, że nic takiego nie zostało zapisane ani u Czechowa, ani u Dostojewskiego. Czy którakolwiek z relacji opisanych w Trzech siostrach i "Braciach" była takim "piętnem" naznaczona? Twórcom na pewno należy pogratulować fantazji w nadinterpretacjach. Pojawiają się (czy mogło być inaczej?) wątki feministyczne. Mężczyzna zaleca się do kobiety w latynoskim tańcu. Gdy jego zaloty nie skutkują, rzuca ją na ziemię i używa jej włosów jak smyczy. Upodlenie płci pięknej dokonuje się chyba w każdym przedstawieniu Mai K. Ciekawe, że prawie nigdy nie działa to u niej w drugą stronę.

Opolski spektakl zamyka się w ciągu obrazów, z których absolutnie nic nie wynika. Retoryka Kleczewskiej oparta na przeciwieństwach - uległość-dominacja - całkowicie traci tutaj jakikolwiek sens. W "Burzy" udało się pokazać świat zarazem liryczny i przerażający. Adaptacja Szekspira mieniła się różnymi barwami. Opolska inscenizacja ukazuje uniwersum zaskakująco płytkie. Intencja każdej z postaci musi być skażona nieczystością pobudek. Jeśli budowana jest jakaś relacja emocjonalna, to tylko po to, by została ona w końcu unicestwiona.

Ktoś powie: "to u Kleczewskiej nic nowego". Ale też ten brak świeżości grzebie tego rodzaju teatr. Twórczyni Babel zawsze starała się opierać swoją poetykę na wygrywaniu skrajnych emocji. To w ten sposób budowała swoje bogate niejednokrotnie sceniczne obrazy. Przedstawienie "Bracia i siostry" jest jednak pozbawione dysonansów, które są potrzebne do tworzenia takich sekwencji. Jednoznaczność przedstawionych w nich relacji zaprzecza podstawowej "regule" emocjonalności, jaką jest nieprzewidywalność i różnorodność.

Dlatego też dialogi i monologi przemieniają się w bełkot. Chaotyczny, patetyczny język ma zapewne oddać stan umysłu, w jakim znajduje się człowiek stojący sam na sam z kryzysową sytuacją. Tylko co z tego, jeśli sztuczne teksty podparte są równie fałszywymi emocjami? Pozostaje pustka, która trwa niemal trzy godziny. Metoda twórcza Kleczewskiej wpędza ją w rutynę, od której (pozornie) stara się uciec. Jest w tym przedstawieniu właściwie jedna godna zapamiętania sekwencja. Młody chłopak grany przez Dawida Ogrodnika zaleca się do dziewczyny poruszającej się na wózku (Marta Nieradkiewicz). Dostrzega w niej kobiecość, której kalectwo nie pozwoliło dotychczas wybrzmieć. Flirt obojga przemienia się we wspólne szaleństwa. Zabawy łączą się z odkrywaniem własnej seksualności. Pretensje zabijają w końcu namiętność. Jedyna iskra nadziei na zbudowanie jakiegokolwiek porozumienia w tym świecie zostaje zduszona w zarodku. Czyli koło się zamyka - nie ma szans na jakiekolwiek porozumienie. Zważywszy na to, kto przyszedł na pokaz przedstawienia w stołecznej IMCE, doszedłem do wniosku, że dla twórców widowiska to nie teatr jest miejscem budowania poczucia jedności

Chyba że za przejaw ,,integracji" możemy uznać taniec. Pełni on w tym przedstawieniu funkcję intermedium między kolejnymi scenami, ale zarazem niesie ze sobą konkretne treści. W Braciach i siostrach wyraża on dążenie do wolności, komunikacji. I na takim semantycznym uproszczeniu się kończy. Kleczewska korzysta z typowych dla siebie plakatów. Problem w tym, że te ,,logotypy" stały się swoją własną karykaturą. Ktoś, kto nie widział przedtem żadnego spektaklu Mai K., zetknie się w opolskiej realizacji z wyświechtaną wersją używanych kiedyś przez panią reżyser chwytów i zabiegów. Nie muszę chyba mówić, jaki ma to wpływ na odbiór widowiska.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
19 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...