,,Fargo" po polsku

"Faza Delta" - reż. Gabriel Gietzky - Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie

Gdyby znaleźć jakieś filmowe porównanie dla dramatu Radosława Paczochy byłoby to prawdopodobnie ,,Kac Vegas". Trzeba jednak zaznaczyć, że tylko pozornie, bo gorące imprezowanie rodzi prawdziwe ofiary. ,,Fazę Delta" Gietzky'ego trudno jednak potraktować jako szczególne osiągnięcie w dziedzinie teatru podejmującego jakieś wątki społeczne. Jest to raczej studium ludzkiej głupoty, i to w jej najbardziej makabrycznej odsłonie.

Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że akcja ,,Fazy" dzieje się na jakiejś odległej małopolskiej prowincji. Nuda zaprowadza postacie dramatu do lokalnego baru, gdzie rozgrywają się kluczowe dla rozwoju fabuły wydarzenia. Można doszukiwać się w tym tle społecznym refleksji nad stanem społeczeństwa niemieszkającego w obrębie większych ośrodków miejskich. Byłaby to jednak znaczna nadinterpretacja. Nie sposób odmówić realizacji Gietzky'ego umiejętności opowiedzenia pewnej historii. Role są rozpisane głównie na trójkę aktorów, których kwestie łączą się ze sobą płynnymi przejściami. Grający zapodają sobie końcówki dialogów, co w ostatecznym efekcie dynamizuje widowisko. Inna sprawa, że ich kreacje są nierówne. Sławomir Pacek, jako Misiek, prezentuje się najlepiej. Lawiruje między maską macho a błazna, który nieustannie próbuje potwierdzić swoją męskość. Pacek pozwala sobie na igranie z tekstem, czego dokonuje między innymi dzięki naprawdę zabawnej mimice. Piotr Ligienza (Liszaj) pozostaje przy swoim charakterystycznym sposobie gry znerwicowanego chłopca. To jest chyba jego emploi, które z jednej strony zdaje się go ograniczać, z drugiej zapewnia mu rozpoznawalność. Jacek Beler grający Mastodonta pozwala sobie na kreślenie roli grubą kreską. Dzieje się tak także w sferze dopasowania do partnerów, bowiem nieco odstaje od narzuconego przez Gietzky'ego tempa. Anna Smołowik po raz kolejny została obsadzona w roli seksownej dziewczynki w mini. Czy reżyserzy naprawdę nie potrafią dać jej poważniejszych, mocniejszych ról? W aktorce tkwi potencjał, który jest wart wykorzystania.

Na scenie ,,kurwy" sypią się gęsto. ,,Faza Delta" zbyt często popada w kompleks spektaklu, który za wszelką cenę stara się rozbawić widza. Gietzky opowiada z Paczochą pewną historię, na poły zabawną, na poły nudną, okraszoną dźwiękami muzyki The Doorsów czy Boney M. Spektakl traci bowiem swoją dramaturgię w drugiej części. Tylko scenografia Anny Ławrynowicz wprowadza pewne znaki zapytania. Ściany wyłożone są gazetami, co może sugerować kolejne afery medialne owijane wokół kolejnych sensacji. Za tymi ostatnimi kryją się najczęściej objawy ludzkiej bezmyślności, co przypomnieć może o filmie braci Coen, którego tytuł przywołuję w tytule recenzji. Warto poddać się Paczochowskiej narracji, choć nie prowadzi ona do żadnego oczyszczenia. Przekłada się to na nikłą wartość warszawskiego spektaklu, który dostarcza dawkę umiarkowanej ledwie rozrywki.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
20 grudnia 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia