Farsa, czyli "graciarnia"...
W numerze pierwszym naszej Festiwalowej Gazety mieli państwo szansę przeczytać nieco o komedii jako gatunku dramatycznym. Dzisiaj zawęzimy nieco obszar naszego teatrologicznego dyskursu i w związku z prezentowanymi na deskach Teatru Śląskiego spektaklami, we wtorek “Kolacją dla głupca” (Teatr Ateneum Warszawa), wczorajszego zaś wieczoru “Prywatną kliniką” (Teatr Ludowy Kraków), będzie kilka słów o farsie.Samo słowo “farsa” etymologicznie pochodzi z języka francuskiego, gdzie farce to tyle co nadzienie, farsz oraz z języka łacińskiego, w którym farcire oznacza napychać, tuczyć. Jako odrębny gatunek farsa wykształciła się w ramach nurtu świeckiego teatru dopiero w wiekach średnich, choć jej elementy można odnaleźć już w teatrze antycznym u Arystofanesa czy u Plauta. Wywodzi się z intermediów, czyli średniowiecznych sztuk grywanych w przerwach przedstawień o tematyce poważnej (np. moralitetów czy mirakli), kwitła głównie we Francji, gdzie rozwijała się od XII wieku. Z jednej strony można o niej powiedzieć, że była wykluczona z królestwa dobrego smaku, z drugiej zaś znakomicie nadawała się do rozładowania dramatycznego napięcia, które niosły ze sobą patetyczne utwory religijne. Antropologia wiąże gatunki farsowe z KARNAWAŁOWYM nurtem kultury europejskiej, dlatego też nie mogło jej zabraknąć i na naszym festiwalu. Farsa dla mnie znaczy tyle, co obfitość, bogactwo wszelkiego dowcipu. Patrice Pavis w swoim skojarzeniu poszedł jeszcze dalej, dla niego to gatunek – “graciarnia”. Rzeczywiście tak jest, że farsa uniknęła jakichkolwiek ograniczeń czy rygorów, wrzucało się do niej i wciąż wrzuca wszystko co teatralne, zdarzenia, których jedyną sceniczną motywacją jest to, aby bawić widza – przy czym wszelkie chwyty są tu dozwolone. Przypisuje się jej takie cechy jak komizm, groteskowość, bufonadę, karykaturę, błazenadę a przede wszystkim niewybredny żart i niewyszukany styl. Nagromadzenie tych elementów powoduje, że kwalifikuje się ją często z góry jako gatunek, którym rządzi nie tyle intelekt, co żywiołowość i trywialność życia codziennego. Lecz czy słusznym jest traktowanie tych utworów jako formę prymitywną i prostacką? Czy rzeczywiście farsa nie dorasta do poziomu komedii? Z całą pewnością powinniśmy wyzbyć się kompleksów, dać porwać w wir przezabawnych, burleskowych sytuacji, skoro nawet wielkie umysły literatury nie gardziły tym gatunkiem. Wystarczy przywołać fascynację Franza Kafki farsową twórczością niemieckiego średniowiecznego poety, Hansa Sachsa, który zostawił po sobie ponad 80 utworów tego typu. Posępnie kojarzący się autor “Procesu” nie zawahał się i dokonał nawet prób wystawienia Sachsa na scenie! Dlatego też: Drodzy widzowie – śmiech to zdrowie! A farsa lepsza niż sam Appia – to wyśmienita terapia!