Finał daje nadzieję

"Zagraj to jeszcze raz, Sam"-reż: G. Kempinsky-Teatr Śląski w Katowicach

Gdy Eric Lax zapytał Woody Allena o "Zagraj to jeszcze raz, Sam", reżyser odpowiedział: "To nie jest najlepsza sztuka, ale, wiesz, dostałem to, na co zasługiwałem. Umiarkowany sukces. Niezła sztuka, ale bez przesady. Trochę gorzej niż niezła, ale nie dobra. Lekka, komercyjna komedyjka. Są tam zabawne momenty. To było ciekawe doświadczenie". Nie wierzcie mu. Jeśli chcecie zobaczyć koncertowo zagrany spektakl, w którym rozbrzmiewają przeboje z lat 70., aktor wchodzi w relację z widzami i - mimo komediowej formy - stawia się poważne pytania na temat relacji damsko-męskich, wybierzcie się do Teatru Śląskiego.

Podczas grudniowej konferencji prasowej Grzegorz Kempinsky podkreślił, jak ważna w jego przedstawieniu będzie metateatralność. Reżyser jednak nie wprowadza na scenę garderobianej – to Linda (Karina Grabowska) na oczach widzów przebiera dziewczynę (Katarzyna Dudzińska), spotkaną przez Allana (Maciej Wizner) w dyskotece, w strój intelektualistki. Mąż Lindy, Dick (Dariusz Chojnacki), podejrzewa, że kobieta ma romans z jakimś aktorem lub dyrektorem artystycznym. Kierujący swoje monologi do widzów bohater podkreśla istnienie kogoś, kto jest nad nim („mówiłem temu kretynowi, który mną reżyseruje”), a chcąc popełnić samobójstwo używa noża z chowającym się ostrzem. Kapitalna jest scena, w której do złudzenia przypominający Allena Allan kartkuje notes z adresami koleżanek ze szkoły: Julia Roberts, Penelope Cruz, Mia Farrow, Diane Keaton, Scarlett Johansson… Są też ewidentnie filmowe sceny – taniec Lindy i Allana w rytm „Ti Amo” czy Dick, żyjący na zbyt szybkich obrotach. 

Karina Grabowska gra sympatyczną „dziewczynę z sąsiedztwa”, która z jednej strony robi karierę jako modelka (jej zdjęcia są na okładkach), z drugiej – ma sporo kompleksów i kiedy patrzy na piękne, młode dziewczyny w dyskotekach, uważa, że los obszedł się z nią po macoszemu (ciekawie brzmią te słowa w ustach aktorki o tak przyjemnej powierzchowności). Linda cierpi także na skurcze żołądka i zdarzyło jej się nawet zwymiotować w terminalu United Airlines. Aktorka musi niezwykle płynnie przechodzić od scen, dziejących się w planie realistycznym (Linda, przerażona zalotami Allana) i tych, mających miejsce jedynie w głowie bohatera (zagrana z zamierzoną, telenowelową przesadą scena, w której Linda wyznaje Allanowi miłość i jej rozmowa z Bogartem, pokazującym neurotycznemu intelektualiście, jak się zrywa z kobietami). Karinie Grabowskiej i Maciejowi Wiznerowi udało się dokonać czegoś niezwykle rzadko spotykanego w dzisiejszym teatrze – oboje bardzo wiarygodnie zagrali uczucie między bohaterami. Począwszy od sceny, w której Linda ubiera Allanowi czapkę i szalik, poprzez rozmowę na temat tego dziwnego i niezwykłego zjawiska, jakim jest miłość, skończywszy na przebudzeniu się po wspólnie spędzonej nocy (kiedy Allan mówi Lindzie, że była wspaniała, ta odpowiada „Miło mi”, a po chwili dodaje „Naprawdę poczułam się kobietą. A ty byłeś cudowny”). Kiedy Linda, przytulona do swojego przyjaciela, mówi, że być może jest dziwakiem, ale jednocześnie najlepszym człowiekiem, jakiego zna, jest w tych słowach autentyczne ciepło.  

Z dużą przyjemnością patrzyłem na Katarzynę Dudzińską, grającą nie tylko Nancy (byłą żonę Allana), lecz także wszystkie spotykane przez niego kobiety – bardzo logiczny zabieg, jeśli przypomnimy sobie przesłanie spektaklu („Trzeba zapomnieć, by móc pójść dalej”). Kapitalna jest scena z Nancy – Meksykanką, ale aktorka najmocniej zapada w pamięć jako Vanessa, która nawet gejów potrafiła nawrócić na heteroseksualizm. Nie można nie wspomnieć o Dominice Dzierżędze, która jako Barbara Tyler – kolejna zwyczajna dziewczyna - uroczo wygląda w okularach i przypomina lustrzane odbicie Allana. „Zagraj to jeszcze raz, Sam” to także bardzo udany debiut Dariusza Chojnackiego na Scenie Kameralnej. Młody aktor – do tej pory znany katowickiej publiczności z roli Biondella w „Poskromieniu złośnicy” – jest obdarzony świetnym głosem i mimo, iż wyrzuca z siebie do słuchawek telefonów kolejne długie kwestie na jednym oddechu, można zrozumieć każde słowo. Wierzy mu się zarówno wtedy, gdy jako biznesmen kwituje krótko rozpad małżeństwa Allana („Facet inwestuje – no i mu nie wypala!”), jak i wówczas, gdy gra po prostu mężczyznę, który – mimo, iż nieczęsto to okazuje - bardzo kocha swoją żonę („Chciałbym, żeby poleciała ze mną do Cleveland. Żebyśmy ciągle byli razem. Będę ją rozpieszczał. Chcę słuchać, jak się śmieje, mówi…”). Nie wspominam już o niezwykłej ruchliwości (rola Dicka to prawdziwy „obóz kondycyjny”) i charakteryzacji, która w scenie „włoskiej” zmienia aktora nie do poznania… 

Trudne zadanie miał Przemysław Wasilkowski, którego bohater – jako jedyny w tej sztuce – nie posiada psychologicznej głębi, a funkcjonuje jedynie na zasadzie znaku, jest ikoną kina. Aktor jednak jest Bogartem idealnym. Nie tylko w warstwie czysto zewnętrznej (trencz, kapelusz, biały smoking) – również podobnie mówi, sączącym się głosem udziela Allanowi rad, nieznacznie jedynie otwierając usta. Należy zaznaczyć, że Przemysław Wasilkowski rolę tę gra na zmianę z Grzegorzem Przybyłem. Wreszcie – Maciej Wizner. Allan mówi, że ma 28 lat, ale aktor wygląda najwyżej na dwudziestolatka, co bynajmniej nie jest wadą. Tym razem dotyka zupełnie innej materii niż w „Zbrodni i karze” czy „Pannie Julii”, a i Allan jest zabawny w zupełnie inny sposób niż na przykład Merkucjo w „Romeo i Julii”. Mający problemy z kobietami neurotyk jest na wskroś współczesnym bohaterem, więc aktorowi pewnie łatwiej się identyfikować z nim niż z Raskolnikowem lub Jeanem. Tak więc Allan wydaje onomatopeiczne odgłosy, wyliczając swoje zalety, nie kończy słów „jestem przystojny” i natychmiast zmienia je na „mam dobrą pracę”, a jego strach przed światem najlepiej wyraża scena, w której, leżąc na kanapie, odwraca się plecami do Lindy i Dicka. Przezabawna jest scena, w której siedzący tyłem do Allana Dick mówi mu o tym, że podejrzewa Lindę o romans, gdy tymczasem neurotyczny okularnik próbuje jak najszybciej upchnąć we wnętrzu kanapy jeszcze ciepłą pościel. Allan potrafi też być wzruszający, gdy po nocy spędzonej z Lindą zawstydzony odwraca się, by dziewczyna mogła się ubrać.  

Powstał spektakl, w którym tony komediowe nie przesłaniają gorzkich – wystarczy przypomnieć sobie wyraz twarzy Allana, gdy spotkana w dyskotece dziewczyna ze śmiechem oświadcza mu, że z nim nie zatańczy. W tej samej scenie Dick mówi, że nie zatańczy z Lindą, bo im już nie wypada – są za starzy. Allan, mówiący przyjaciołom o tym, jakie dziewczyny mu się podobają, Dick, oznajmiający, że lekarz dał mu dwa miesiące życia – nigdy bym nie pomyślał, że można te sceny rozegrać w sposób, jaki zaproponował Grzegorz Kempinsky. I najważniejsze – finał przedstawienia daje nadzieję.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
24 grudnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...