Flaki z olejem

Wyszłam z teatru i zastanawiałam się, jak to możliwe żeby z "Orestei" zrobić sztukę o niczym. No jak? W dodatku nudną, przekombinowaną, a pozorującą drugie dno. Bardzo, bardzo chciałam się tego drugiego dna dopatrzyć, ale się nie udało.
Wróciłam do domu i przejrzałam kilka recenzji. Niemal każdy staje na rzęsach żeby coś z tego wycisnąć. I czytam: a to o "zanurzeniu Ajschylosa w postkulturowej magmie"(aha...) , a to, że "Klata bombarduje widza obrazami, których nie sposób zapomnieć. Działa na emocje, nie moralizuje" (bardzo chciałabym bez wysiłku przypomnieć sobie, choć jedną scenę!), to znów, że ""Oresteja" Klaty pokazuje metaforę rzeczywistości, która wyłoniła się z obłoku dymu i pyłu 11 września 2001 roku" (litości!). Może popełnię jakieś straszliwe faux pas, twierdząc, że uważam spektakl Klaty za jedno, wielkie nieporozumienie, ale nie zamierzam powielać tego, co zrobił reżyser i utonąć w bełkocie, siląc się na jakieś (nad)interpretacje. Przyznam szczerze, że większej Klapy nie widziałam. Nawet Blaszany bębenek, po tym, co dzisiaj zobaczyłam, wydał mi się szczytem wyrafinowania i smaku artystycznego. Zaczyna się mdło. Nieprzeniknione kłęby dymu zalegają scenę, widownię i zaczynają ekspansję na korytarz. Później z tych mgieł wyłania się Klitajmestra w sukni ślubnej (?) i spaceruje. Metafora oczekiwania to chyba była, choć niektórzy twierdzą, że walka z demonami... Potem nadchodzi Agamemnon i przeprowadza ze swą żoną szalenie miałki aktorsko dialog. A potem stąpa po purpurze i znika w mgłach. Za nim biegnie Klitajmestra z toporkiem, by zaraz powrócić uwalana krwią, co najmniej jakby cały dzień pracowała w rzeźni. Te rzeźnickie motywy powrócą jeszcze, staną się, bowiem jedynym, jakże subtelnym!, świadectwem popełnianych mordów. Później Kasandra, w obliczu płonącej ściany, bełkocze tak, że aż uszy więdną i nic, ale to nic, z tego nie wynika, nawet to, że Kasandry nikt nie rozumie. Tak kiepskiej reżysersko i aktorsko (!) sceny nie widziałam jeszcze nigdy - wydaje się być zwłoką na czas, zresztą podobnie jak jeszcze kilka innych scen. Później jest pomieszanie z poplątaniem, cięcia tekstu, niejasne pomysły inscenizacyjne, nie zwracający na siebie uwagi aktorzy, wszystko spowite mlecznym dymem, przez który i tak nic nie widać. No i scena sądu - pojawiają się bogowie. Tak prosta i toporna metafora, że aż mi się wstyd zrobiło - bogowie jako gwiazdki popkultury... A my jak ich marionetki... Co za pomysł, co za smak! Na koniec jakiś tam monolog Orestesa, niby o zagubieniu, niby o tożsamości.... Papka. O czym to było? Nie wiem. Ani to był Ajschylos, ani jego współczesna wersja. Przerażeniem napawa mnie odkrycie, że wiele osób, w tym reżyserów , uważa, że uwspółcześnić sztukę to puścić jakąś nowoczesną muzykę, przebrać postaci w garnitury, wpleść jakiś element popkultury, zapalić na scenie, poprzeklinać i na tym koniec. Aha, jeszcze seks i narkotyki, zapomniałam. O, zgrozo! Póki co, niedoścignionym mistrzem tłumaczenia z dawnego na nasze pozostaje Michał Zadara, który posiadł tę subtelną translatorską umiejętność. Ale to uwaga na marginesie. Reasumując, Oresteja wg Klaty to nieprzemyślany, nieciekawy, nieśmieszny, nieznaczący, żenujący, nudny i tendencyjny zlepek antyku(?) i współczesności (?). Teatr Stary w Krakowie Ajschylos "Oresteja" przekład: Maciej Słomczyński reżyseria: Jan Klata adaptacja: Iga Gańczarczyk, Jan Klata, Anna Włodarska opracowanie muzyczne: Rafał Kowalczyk, Jan Klata scenografia i reżyseria światła: Justyna Łagowska kostiumy: Mirek Kaczmarek ruch sceniczny: Maćko Prusak Obsada: Klitajmestra - Anna Dymna, Agamemnon - Jerzy Grałek, Kassandra - Małgorzata Gałkowska, Elektra - Anna Radwan-Garncarczyk, Orestes - Piotr Głowacki (gościnnie) Premiera: 25.02.2007r. Spektakl zaprezentowano w ramach festiwalu Warszawskie Spotkania Teatralne w Teatrze Dramatycznym w dniu 08 i 09.04.2008r.
Katarzyna Mazur
Dziennik Teatralny Warszawa
9 kwietnia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia