Frances w krainie rynsztoku
Bukowskiego znam ze trzy wiersze, kilka przypadkowych fragmentów prozy, widziałam pół "Ćmy barowej". Poza tym, udając się na spektakl, w pośpiechu, z porozrzucanymi po głowie nie wypranymi skarpetkami i zaległymi pracami zaliczeniowymi, udało mi się zapomnieć o mało dla mnie kontrowersyjnej, a sprawiającej wrażenie swojskiej, wręcz bliskiej postaci utalentowanego Pijaczka, której (przetrawione przez prawie kontestujące konteksty podań ) duch, szczęśliwie nie wisiał mi nad sceną. Dlatego o samym Bukowskim nie padnie już ani jedno słowo."rzecze Budda Chinaski" ma jedną wadę. Wydaje się długi. Nawet łakocie mogą się przejeść a nawet na najmisterniej skonstruowany klimat i napięcie można się uodpornić, jeśli demiurg scenicznej rzeczywistości nie opracuje, co najmniej taktyki gry z uwagą i zaangażowaniem widza. Zdaje mi się, że twórcy spektaklu zanadto uwierzyli w uwodzicielską moc świata, do którego zapraszają widzów, zapominając o tym, że to na nich spoczywa obowiązek utrzymania raz rozkołysanej widowni w założonym rytmie. Podstaw do wiary w uwodzicielską moc spektaklu jest jednak kilka. Świetnie wykorzystana, kameralna przestrzeń Małej Sceny Capitolu dawała uczucie intymności i współuczestnictwa. Ciągle świeże jest we mnie wspomnienie ciarek, które przebiegły mi truchtem po plecach, gdy aktorka chwiejnym krokiem zarazem przecięła snop światła, słanego przez ustawiony na podłodze reflektor i zburzyła bezpieczny dystans, dzielący mnie od stanowiącego centrum, przedstawionego świata barłogu, na które to światło padało. Świetna Justyna Szafran o niezwykle intensywnej, ale nie nachalnej czy nadużytej ekspresji wokalnej i fizycznej, nie pozwalała oderwać od siebie wzroku. Znakomicie zaprojektowana sceneria, równie efektowne jak efektywne wykorzystanie światła, wody, dymu oraz muzyki, piękne wizualnie rozwiązania sceniczne, to wielkie plusy spektaklu. Brzmiały równo, zgodnie z precyzyjnie stawianymi tezami i pytaniami - wypowiadanymi, wyśpiewywanymi, wykrzykiwanymi. Na koniec muszę dodać, że spore wrażenie zrobili na mnie, akompaniujący Frances - głównej bohaterce - muzycy. Nie mogłam sobie jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie o to, kim są, skąd są i czy są obdarzeni postrzeganiem, intencjami. Ich niejasny, niestabilny status wprawiał w ruch i stawiał pod znakiem zapytania również status całej tej scenicznej rzeczywistości, na której rogatkach się zasadzili, zapewniając jej tymczasową autonomię. Czy byli oni tworami wyobraźni bohaterki, powolnymi jej woli, rezonującymi z jej nastrojami? A może były to istoty, ani z jej, ani z naszego świata, przyglądające się tylko, bądź nawet ingerujące w obserwowane zdarzenia? Może wreszcie była to czwórka lalkarzy, animujących niewidzialnymi nitkami dźwięków swoją kukłę? Ta ich niejasność i moja niepewność była zaskakująco ekscytującym doznaniem. Polecam. Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, Mała Scena "rzecze Budda Chinaski" scenariusz i reżyseria: Cezary Studniak teksty: Charles Bukowski przekład: Jacek Lachowski, Piotr Madej, Michał Kłobukowski, Robert Sudół, Jan Krzysztof Kelus scenografia i kostiumy: Mateusz Stępniak muzyka: Krzysztof Nowikow, Zbigniew Łowżył Obsada: Justyna Szafran (Frances) oraz męski chór instrumentalno-wokalny w składzie: Zbigniew Łowżył, Krzysztof Nowikow, Marcin Ożóg, Cezary Studniak Premiera: 11 marca 2007r.