Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz

"Frankenstein" - reż. Danny Boyle - National Theatre w Londynie

Mary Shelley, angielska poetka i pisarka okresu romantyzmu dziś jest znana głównie z „Frankensteina", powieści określanej mianem zapowiedzi gatunku SF. Napisana w 1818 historia doktora, który igrał z prawami boskimi, doczekała się wielu adaptacji filmowych i teatralnych. Przez lata, zmieniano interpretację utworu, często myląc z doktora z jego „dzieckiem" lub kładąc nacisk jedynie na kreaturę, która z czasem stała się symbolem horroru.

Danny Boyle wraca w swej interpretacji do korzeni powieści. Reżyser skupia się w swym spektaklu na tragedii jednostki. Pyta czy naprawdę możemy uznać kreaturę za przerażające monstrum, które bezmyślnie niesie krzywdę innym? Pop kultura narzuciła nam taką interpretację tej postaci, a brak znajomości powieści nie pozwala odciąć się od utrwalonego wyobrażenia.

Victor Frankenstein (Benedict Cumberbatch lub Jonny Lee Miller) jest zafascynowany nauką, czyta pisma alchemików i próbuje odkryć tajemnicę życia, znaleźć coś co określa iskrą istnienia. Pewnego razu podejmuje się eksperymentu, którego owocem staje się kreatura (Benedict Cumberbatch lub Jonny Lee Miller). Victor, przerażony rezultatem, ucieka. Postać, którą Frankenstein powołał do życia okazuje się być w pełni sprawna. Porzucona chce znaleźć akceptację innych ludzi. Jednak gdy spotyka ich na drodze, to nienauczona emocji, nie potrafi stworzyć szczęśliwej relacji z człowiekiem.

Twórcy spektaklu zdecydowali się na podwójną obsadę głównych ról – doktora Frankensteina i kreatury. Benedict Cumberbatch i Jonny Lee Miller grają więc obie te postaci na zmianę. Zabieg ten dodaje produkcji głębszego sensu. Zobaczywszy dwie wersje, można pytać o to, czy sami w swoim życiu nie wcielamy się zarówno w rolę pana i poddanego, rodzica i dziecka... Pomysł podwójnej obsady stwarza możliwość zobaczenia dwóch różnych spektakli, gdyż każdy z aktorów tworzy zupełnie inną postać – czy to Frankensteina czy kreatury. Benedcit Cumberbatch jako stwór zdaje się być bardziej dziki, nieokreślony i dopiero przystosowujący się do bycia człowiekiem, podczas gdy Jonny Lee Miller zachowuje się jak dziecko, które z czasem nabiera wiedzy i świadomości własnego ciała.

W przypadku postaci Victora, Cumberbatch bawi się rolą, potrafi zażartować, znaleźć inne sposoby na ugryzienie to jej postaci. Jego interpretacja pozwala na bliższy kontakt widza z tym bohaterem, podczas gdy Miller proponuje bardzo określoną, niemalże jednowymiarową postać. Niezależnie od obejrzanej wersji, aktorzy są wiarygodni zarówno w jednej, jak i w drugiej kreacji. Każda z realizacji niesie jednak inne sensy.

Jak przystało na produkcję prezentowaną w ramach cyklu National Theatre Live, nie mogło zabraknąć również oszałamiającej scenografii. Mark Tidesley zaprojektował bardzo spójną i uniwersalną przestrzeń, bo mimo, że w sztuce padają nazwy miast, np. Genewa, to scenografia jest na tyle nieokreślona, ze akcja tak naprawdę mogłaby dziać się wszędzie. Już od pierwszej sceny widać, że wszystkie elementy będą ze sobą współgrać. Mimo często ascetycznej, minimalistycznej scenografii, nie można tutaj powiedzieć o skromności. Każdy
element scenograficzny został wprowadzony w jakimś celu. Nie ma tu miejsca na przypadkowość, wszystkiego jest tyle i ile trzeba. Scena otwarcia – wykluwanie się kreatury z jej kokonu łączy w sobie trzy najważniejsze elementy tego spektaklu – aktorstwo, światło i scenografię. Dzięki umiejętnemu połączeniu tych składników, twórcy są wstanie stworzyć teatralną ucztę. Bruno Poet, reżyser świateł dzięki swej pracy, nadał aktorom dodatkowej głębi i podkreślił nastrój spektaklu.

Danny Boyle wyreżyserował Frankensteina, który pozwala spojrzeć na popularna historię z innej strony, bowiem nie ograniczył się jedynie do pokazania, często bezmyślnej, wizji horroru. Twórcy skupili się w swej realizacji na jednostce, a właściwie to na kilku postaciach. Szeroko zajęto się terminem wykluczania – nie tylko samej kreatury, ale i osoby niewidomej, ludzi biednych, kobiet, których nie dopuszczono do edukacji, aż w końcu samego doktora, którego charakter stał wszystkiemu na przeszkodzie. Spektakl nie stawia żadnej szczególnej tezy, jedynie drąży problemy, a ocenę pozostawia widzom. Kto jest winien czynom kreatury?

„Frankenstein" prezentowany w ramach cyklu National Theatre Live to swego rodzaju analiza społeczna. Na bazie powieści Mary Shelley z 1818 roku powstał spektakl, który pyta o kondycję człowieka w dzisiejszym świecie. Przedstawiona widzom historia zarysowuje problem wykluczenia, smutku, miłości, nienawiści i samotności. Twórcy podkreślają, jak bardzo słowa i działania innych ludzi wpływają na nas samych. W czasach, gdy tak łatwo ocenia się drugiego człowieka, może warto właśnie wrócić do tej historii i zapytać siebie samego - kim jest dla nas kreatura doktora Frankensteina. Czy to monstrum, czy być może porzucony na pastwę losu człowiek?

Natasza Thiem
Dziennik Teatralny Poznań
8 maja 2020
Portrety
Danny Boyle

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...