Freud po polsku

"Co pan na to, panie Freud?" - reż: Marek Brand - Teatr Zielony Wiatrak

Najnowsza premiera Teatru Zielony Wiatrak, "Co pan na to, panie Freud", "zdominowana" jest osobą Marka Branda - autora tekstu, reżysera i aktora zarazem. To spektakl maksymalnie oszczędny w formie, minimalistyczny - przestrzeń gry, umieszczona pomiędzy dwoma blokami widowni, budowana jest jedynie choreografią i światłem.

Ten minimalizm stoi w opozycji do bogato inkrustowanego problematyką filozoficzną i społeczną tekstu dramatu. "Co pan na to, panie Freud" jest tekstem na tyle uniwersalnym, że można go odczytywać nie tylko w każdym czasie, ale też na wiele różnych sposobów. W najnowszej interpretacji Branda najsilniej obecne są warstwy społeczna i filozoficzna, zaprawione nutą komizmu sytuacyjnego i słownego oraz ironii.

Bohaterowie zdają się być zawieszeni w kosmosie, w świecie, który nie ma granic. Powoli budzą się, a ich wybudzenie jest tak naturalne, jakby spali w swoim własnym łóżku. Półsennie gawędzą o bezczelnie zarzuconej przez jednego (M3) na biodro drugiego (M1) nodze, zaniepokojeni dopiero ujawnieniem się trzeciego mężczyzny (M2) - stojącego w ciemności. Zarysowany na samym wstępie układ nie zmieni się już do końca. Ci dwaj wciąż będą się kłócić, a jeden, stojąc lekko z boku, będzie ich godził i pilnował meritum sprawy - jak się tu znaleźli, gdzie są i jak się stąd wydostać...

M1, Bohater (Jacek Labijak), to inteligent, filozof i elegancik, mało konkretny, za to oczytany. M2, Też Bohater (Marek Brand), to "zwykły facet", trochę koniunkturalista, trochę histeryk, ale w gruncie rzeczy dobry człowiek. M3, natomiast (Maciej Szemiel), to raptus, prostak i cham, ale o bardzo ludzkiej twarzy. Mężczyzn różni umysłowość, stan świadomości, zachowanie. Ale żadnego z nich, mimo jego ewidentnych wad i słabości, nie możemy jednoznacznie źle ocenić.

"Co pan na to, panie Freud" to sztuka o człowieku i o społeczeństwie - również, a może przede wszystkim - polskim. O tym, że wszyscy pragniemy dla siebie lepszego życia, lepszego świata, ale zupełnie nie wiemy, jak to osiągnąć. To także sztuka o paradoksie i skomplikowaniu ludzkiej psychiki, a co za tym idzie, wszelkich międzyludzkich kontaktów. Trzej bohaterowie M1, M2 i M3 symbolizować mogą zarówno Freudowski podział psychiki człowieka na superego, ego i id, jak i typy ludzkie pochodzące z różnych warstw społecznych, których podział wynika nie tyle ze stanu majątkowego, co z wychowania i wykształcenia. Idąc za interpretacją Freudowską M1 to superego - nadświadomość, skupiające zasady i normy moralne i społeczne nabyte w trakcie wychowania. Id (M3) odpowiada za sferę instynktów, które człowiek musi tłumić ze względów moralnych i społecznych. Natomiast świadomość, ego (M2), jest zawsze pomiędzy, a jej zadaniem jest utrzymywanie w równowadze działań superego i id. Status bohaterów zaznaczony jest za pomocą kostiumu - M1 jest elegancki, w białej koszuli, M2 nosi koszulę szarą i wtapia się w tło, a krwista czerwień koszuli M3 ilustruje jego gwałtowność i żywiołowość.

Tajemnicze miejsce, w którym się znaleźli, to być może lepszy świat, jeszcze czysty, zaraz po stworzeniu. Można go dowolnie modelować, meblować, wprowadzać nowe prawa i jakości. Tylko jak? Brand nie daje optymistycznej odpowiedzi. Wypadkową obecnych w sztuce filozofii Freuda i Kartezjusza jest konstatacja, że prawdziwe poznanie jest niemożliwe, a nawet gdyby było, i tak nie wiedzielibyśmy, co z tą wiedzą i świeżo odzyskaną wolnością zrobić. Wracając do uniwersalności sztuki - czy to ostatnie stwierdzenie nie wydaje się być nam, Polakom, dziwnie znajome?

Bohaterowie są tu i komiczni, i tragiczni zarazem - nie tylko nie jest im dane poznać, gdzie są i czy są, ale też sabotują nawzajem każde swoje działanie, nową myśl i sposób na wyjście z sytuacji. Nie mogą zrobić kroku do przodu ani do tyłu, skazani są na wieczne "teraz". Okruch nadziei pojawia się na chwilę, gdy M2 materializuje swoją myśl o krześle. Ale spektakl pozostawia nas bez złudzeń. Urywa się nagle, właściwie bez zakończenia. To będzie trwało wiecznie. W wymarzonym, cichym, pozbawionym przymusów niebycie i tak pojawią się w końcu ludzkie tęsknoty i marzenia, a wraz z nimi cały znienawidzony świat. Bo to jedyny świat, jaki znamy i jaki potrafimy sobie pomyśleć.

Magdalena Hajdysz
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
6 maja 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...