Fuga na pięć głosów
Czy spektakl może być niczym utwór muzyczny? Dlaczego nie - być może stworzenie dobrego przedstawienia, wymaga umiejętności kompozytorskich nie mniejszych, niż napisanie dobrego utworu muzycznego.Michaił Bachtin, widząc podobieństwa kompozycyjne muzyki i literatury, napisał kiedyś o powieściach Dostojewskiego, że są polifoniczne: ich narracja składa się ze splecionych w wielogłos wypowiedzi różnych postaci, powstają ze skrzyżowania wielu punktów widzenia i - niczym utwór muzyczny - pozwalają istnieć różnym frazom i motywom, dopełniać się wzajemnie odmiennym perspektywom. Pisał tak, ponieważ uważał, że dialog jest cennym sposobem budowania relacji z drugim człowiekiem, a także podstawowym mechanizmem kulturowym, zapewniającym błogosławioną różnorodność. Otwarcie na dialog jest przyjęciem pewnej postawy etycznej w stosunku do drugiego człowieka. Na scenie dialog jest fenomenem powszechnym i powszednim, ale polifoniczna struktura przedstawienia już niekoniecznie. Taką zaś właśnie posiada sztuka powstała na podstawie tekstów Iwana Wyrypajewa - artysty rosyjskiego, notabene. Zbieżności między myślą Bachtina, a przedstawieniem "ja", wyreżyserowanym przez Wiktora Ryżakowa, jest więcej - obok rosyjskiej duszy i rosyjskiego pochodzenia twórców sztuki także Syberia, jako miejsce szczególne. Bachtin został tam wysłany, kiedy jego poglądy przestały się podobać władzy, do śmierci mieszkał i pisał w Kazachstanie, zaś bohaterowie "ja" ukazują się nam, kiedy w Irkucku poszukują kontrapunktu. Czym jest kontrapunkt? Bardzo dobre pytanie - odpowiedź na nie chciałyby znać nie tylko anioły (Matylda Podfilipska, Tomasz Mycan), które go wśród śniegu poszukują, ale także wszystkie pozostałe postaci, których głosy, składają się na oglądaną opowieść. Jest wśród nich kartonowy złodziej (Grzegorz Woś), który stojąc na jabłkach wyznaje, że niczego w życiu nie ukradł, bo jedyna rzecz, którą sobie przywłaszczył, to ciasto, które przecież znalazł. Jest też mieszkaniec Irkucka, który opowiada o założeniu miasta i jego niecodziennej atmosferze, a którego życzenia Bóg zawsze spełnia (Jarosław Felczykowski). Jest i człowiek, który nie przyjmuje do świadomości własnej śmierci (Radosław Garncarek), więc żyje po niej dalej, jak gdyby nigdy nic. Jest nawet właściciel słonia mieszkającego w brzuchu, co więcej słonia -egoisty. Jest wreszcie kot, którego nikt nie widzi, choć wszyscy mają wrażenie, że go słyszą. Kompozycja spektaklu jest polifoniczna i subtelna niczym budowa utworu muzycznego - widzowi pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki to typ utworu. Wydaje się, że to wielogłosowa fuga, której tematy przeplatają się ze sobą i nieustannie wymykają się odbiorcy, niby w gonitwie. Napisać dobrą fugę potrafi tylko naprawdę dobry kompozytor, ponieważ jej budowa jest z jednej strony ściśle określona, ale z drugiej zawiera elementy, wymagające wielkiej inwencji twórczej, kiedy z pięciu na przykład głosów trzeba stworzyć harmonijną melodię. Johann Sebastian Bach napisał tylko dwie fugi pięciogłosowe, obie zawarł w tomie pierwszym swojego zbioru Das vohltemperierte Klavier - to Fuga b-moll i Fuga cis-moll. Pierwsza z nich ma krótki, ale interesujący temat, który mieści się w zaledwie dwóch taktach. Jak to w fudze bywa, każdy z kolejnych głosów wchodzi tematem, by potem stać się kontrapunktem dla kolejnego głosu. Podobnie na scenie: spektakl rozpoczyna się wejściem pięciorga aktorów, którzy kolejno podają temat. Brzmi on "ja" - jest prosty, ale frapujący, niczym dwa takty tematu Fugi b-moll. Każde z pięciorga "ja" staje się elementem fugowej układanki: samodzielnym głosem, który jest jednocześnie tłem, kontrapunktem dla głosów pozostałych. Bo też wszystkie owe "ja" pochłonięte są poszukiwaniem, w swoim monologowaniu i dialogowaniu uparcie tropią odpowiedzi na szereg najważniejszych pytań, które trapią ludzką egzystencję. Kiedy w utworze muzycznym, jakim jest fuga, obecne są już wszystkie głosy, jest nielada wyzwaniem dla kompozytora, by utrzymać je w ramach kompozycji i jednocześnie nie zanudzić słuchacza. Ryżakow swoim postaciom kazał być niemal stale w ruchu. Ponieważ scenografia składa się w zasadzie w pięciu par drzwi, tworzących rodzaj ściany (scenografię stworzył Dimitrij Razumow), postaci wychodzą z nich i chowają się za nimi, prowadząc wielogłosowy dialog i stawiając pytania o rzeczy najprostsze, ale też najważniejsze. Głosy na scenie łączą się w spójną całość, choć opowiadają o wielu sprawach. Nie jest ważne, czy prowadzą jedną konkretną historię, istotne jest raczej, że połączyło je miasto, którego mieszkańcy są w jakimś sensie archetypiczni, których kłopoty znane są na wszystkich kontynentach. Są nimi choćby samotność, religia, tęsknota, szczęście i Inny, czyli po prostu drugi człowiek. Fuga b-moll Bacha kończy się finezyjnym stretto, czyli zabiegiem kompozycyjnym polegającym na tym, że każdy z pięciu głosów jednocześnie wchodzi tematem, powodując kunsztowne i zwycięskie nawarstwienie, grane, co więcej w tonacji B-dur, radośniejszej i lżejszej niż zasadnicza tonacja mollowa. Tak jest i w sztuce, kiedy z pięciorga drzwi wychodzi jednocześnie pięć postaci, pozostawiając widzom blaszane koguty, wskazujące zazwyczaj na dachach kierunek wiatru. Ostatnie wyjście aktorów, jednoczesne, choć w trakcie spektaklu nieustannie się mijali, jest niczym gest w stosunku do widza, manifestacja zwycięstwa w poszukiwaniach kontrapunktu, radości z odnalezienia drogi. Jest w tym zakończeniu także obietnica, że poszukiwać warto, bo sukces na tym polu osiągalny jest dla każdego. Aktorskie stretto jest równie triumfalne, jak zakończenie Bachowskiej fugi, bo przecież odkrycie kontapunktu jest, jak ustalenie kierunku, wyznaczenie horyzontu, do którego trzeba podążać. Nie ma w tym zakończeniu fałszywych nut, brzmi ono czysto, bo kończy opowieść trochę bajkową, trochę śmieszną, a trochę wzruszającą. W takiej tonacji nawet tkliwość jest dozwolona i nie przekracza granic dobrego smaku. Niezaprzeczalną zaletą "ja" jest doskonale wypracowany rytm i świetne sceny zbiorowe. Dlatego porównanie do utworu muzycznego nasuwa się samo. Fuga jest formą, którą dobrze piszą twórcy dojrzali. Wyrypajew jest człowiekiem młodym, ale na pewno jako autor utworów dramatyczny jest twórcą dojrzałym. Milanowi Kunderze dojście do fugi zajęło sporo czasu, bowiem dopiero "Niewiedza" jest tą jego powieścią, którą można by jako fugę czytać. Ma ona zresztą dziesięć części, a nie siedem, co przez lata stanowiło dla autora "Nieznośnej lekkości bytu" formę ulubioną i rozpoznawalną. Ciekawe, jak potoczy się artystyczny żywot autora, który dobrą fugę napisał w 30tym roku życia. Jeszcze bardziej ciekawe, że można sztukę powstałą na bazie jego tekstów, czytać przez pryzmat muzyki Bacha i teorii kultury Bachtina. Swiadczy to dobrze o pojemności znaczeniowej toruńskiego wystawienia. Podobno im bardziej udane jest dzieło sztuki, tym więcej w nim można wyczytać i tym ciekawszych kontekstów nabiera ono w miarę upływu czasu. Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu, Mała Scena Iwan Wyrypajew "ja" przekład: Andrzej Bubień reżyseria: Wiktor Ryżakow scenografia: Dimitrij Razumow Obsada: Matylda Podfilipska, Jarosław Felczykowski, Radosław Garncarek, Tomasz Mycan, Grzegorz Woś Premiera: 15 maja 2005r.