Funkcja "wzruszenia" przez sztukę

"Tajemniczy Mr Love" - reż: Bartosz Zaczykiewicz - Teatr Bagatela Kraków

Tajemniczy Mr. Love Karoline Leach w reżyserii Bartosza Zaczykiewicza jest pierwszą premierą nadchodzącego sezonu na Scenie na Sarego 7 w krakowskim Teatrze Bagatela. Pierwsze wystawienia spektaklu już w najbliższy weekend - 28, 29 i 30 września o godz. 19.15

Tajemniczy Mr. Love to romantyczny melodramat z odrobiną kryminału. Zagrają w nim Paulina Napora i Marek Bogucki. Zaprojektowane przez Joannę Schoen kostiumy przeniosą widza do Anglii z początku XX wieku, gdzie pan Love tajemniczo pojawiał się w życiu samotnych kobiet i równie tajemniczo znikał wraz z ich majątkiem. Kameralny dramat w scenerii retro, w którym nikt nie jest do końca tym, kogo udaje. Wdzięk i elegancja angielskiej literatury nasycone sporą dawką napięcia. Zakończenia nie da się przewidzieć ‑ trzeba je zobaczyć!

Tytuł oryginału:
The Mysterious Mr. Love
autor Karoline Leach
tłumaczenie Elżbieta Woźniak
reżyseria Bartosz Zaczykiewicz
scenografia Joanna Schoen
opracowanie muzyczne Piotr Waligórski
reżysera świateł Marek Oleniacz
Adelajda - Paulina Napora
George - Marek Bogucki
asystent reżysera Paulina Napora
Inspicjent/sufler Sylwia Domin
Premiera 28 września 2012
Scena Sarego 7

Bartosz Zaczykiewicz (ur. 1969) – reżyser teatralny. Absolwent Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego (1994) i Wydziału Reżyserii Dramatu Akademii Teatralnej w Warszawie (1998). W sezonie 1998/99 etatowy reżyser w Teatrze Śląskim im. St. Wyspiańskiego w Katowicach. W latach 1999-2007 był dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu, a w latach 2007-2009 Teatru Studio im. St. I. Witkiewicza w Warszawie.

W latach 90-tych był pracownikiem i współpracownikiem Katedry (obecnie Instytutu) Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, autorem publikacji w czasopismach społeczno-kulturalnych (m.in. „Twórczość”, „Teatr”, „Dialog”, „Notatnik Teatralny”, „Scena”). Praktykował w teatrach off-owych i alternatywnych (m.in. OPT Gardzienice, Ośrodek Grotowskiego we Wrocławiu, Odin Teatret w Holstebro).

Zrealizował dwa monodramy nagradzane m.in. na festiwalach we Wrocławiu i Toruniu – Nos wg Bruno Jasieńskiego (1990) oraz „...podszyty!” wg Witolda Gombrowicza (1993).

Wyreżyserował m.in. dwukrotnie Amfitriona Moliera (Elbląg, Katowice), prapremierę Farrago Lidii Amejko (Kalisz), Rzeźnię Mrożka (Katowice), Zemstę, Damy i huzary oraz Dożywocie Fredry (Warszawa, Opole), Romeo i Julię Shakespeare’a (Katowice), Kolację dla głupca Vebera, Kalekę z Inishmaan McDonagha, Niepoprawnych (Fantazego) Słowackiego, Emilię Galotti Lessinga, polską prapremierę Bardzo prostej historii Marii Łado (wszystkie w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu) oraz Obrock wg Witkacego (Teatr Studio w Warszawie), Cięte historie – prapremierę własnej adaptacji opowiadań Arkadija Awierczenko (Teatr Współczesny w Szczecinie), prapremierę Letniska Freda Apke (Teatr Powszechny w Łodzi), Udając ofiarę (Teatr im. Jaracza w Olsztynie).
Laureat m.in. Nagrody im. Leona Schillera za osiągnięcia w dziedzinie reżyserii (2005).

Bartosz Zaczykiewicz. Refleksje reżysera, czyli rzecz o sztuce jako takiej

Zawsze trochę mi niezręcznie mówić, jak pojmuję proces powstawania spektaklu. Nie mam ciągot, aby to publicznie uzewnętrzniać. Nie stosuję pojedynczej metody – proces twórczy jest wypadkową spotkania z dziełem, współtwórcami, rzeczywistością.

Spróbuję to opisać poprzez wędrówkę przez las. Najpierw, gdy człowiek staje wobec jakiegoś dzieła, widzi przed sobą las. To jest spojrzenie z zewnątrz. Potem, kiedy zaczyna powoli pracować nad i z tekstem, zaczyna wchodzić w głąb tego lasu. Odkrywa jego strukturę, rodzaje drzew, polany i ścieżki leśne. W trakcie tej drogi okazuje się, że to nie jest las sosnowy, jak sobie na początku wydumał, ale mieszany z przewagą krzaków. Jak człowiek jest w środku tego lasu, pomimo że najczęściej jest w nim bardzo ładnie, traci perspektywę jego ogólnego wyglądu. Nie widzi go całościowo tylko fragmentarycznie. Coraz bardziej zaprzyjaźnia się z wybranymi drzewami, inne lubi mniej… Musi więc znów postarać się spojrzeć na ów las z pierwotnej perspektywy, powoli z niego wychodząc. Ale w trakcie powrotu na zewnątrz nie może zapomnieć o tych wszystkich odkryciach, jakie poczynił będąc na spacerze. Poza tym, w ponownym oglądzie lasu pomaga mu konfrontacja z innymi ludźmi. Ponieważ nie wędrowali z człowiekiem od początku, tylko zobaczyli, co wyniósł z lasu, umieją zwrócić spacerowiczowi uwagę na to, że np. w koszyku jest za dużo grzybów, a za mało jagód i szyszek.

Pracując nad każdym spektaklem, w tym również nad Tajemniczym Mr. Lovem, wychodzę z ogólnych założeń, które są weryfikowane podczas spotkania z konkretnymi aktorami i sytuacjami scenicznymi. Nie można – tak mi się wydaje – nie być czujnym w trakcie budowania przedstawienia.

Opowieść o pracy nad Tajemniczym Mr. Lovem to jest właśnie taka opowieść o różnych dawnych poszarpanych wyobrażeniach lasów. Sam zawsze jestem ciekaw tej wędrówki, choć oczywiście na ogół mniej więcej wiem, gdzie las się znajduje. Czasami staram się tę moją wiedzę ukrywać, pozwalając na szukanie przez aktorów swoich własnych ścieżek. W ich intuicji często znajduję wspaniałe wskazówki, a czasem całkiem nowe, przegapione przeze mnie, szlaki. Próbuję podpowiadać drogę, ale nie lubię tego robić wprost. Lubię szukać po krzakach, wśród błędów, ostrych krzewów. Niekiedy wyznaczam precyzyjnie tylko kilka istotnych polan na trasie (choć bywają lasy, w których trudno o jasne współrzędne), a resztę tropią samodzielnie aktorzy.

Próbowanie – bo od tego są próby – jest zawsze rodzajem poszukiwania. Przy stoliku można wymyślić wiele, ale nie wszystko. Konfrontacja z określoną przestrzenią, z brakiem lub nadmiarem rekwizytów, pomaga przewartościować wcześniejsze koncepty. Ponadto próby to czas, kiedy dochodzi do głosu „mądrość aktorskiego ciała”, która potrafi obalić jak najmisterniej utkane koncepty na korzyść klarowności oraz rytmu przedstawienia.

Po co jest dzisiaj teatr? Od czego jest?

Odpowiedź – jak by ją zawęzić do teatru – mogłaby być podszyta megalomaństwem, bo po prostu ja się teatrem zajmuję. Ale postaram się odpowiedź uogólnić, stawiając pytanie: po co jest sztuka w ogóle?

Poza teatrem jest parę dziedzin sztuki, które ludzie także preferują, bo niosą za sobą zupełnie ekwiwalentne możliwości.

Pytanie wymaga właściwie odpowiedzi na poziomie bon motu, ale tak mi się pewnie nie uda. A odpowiedź jest trudna do uchwycenia również dlatego, że jest zmienna – nie jest daną na całe życie wartością stałą, constans.

Jedną z cech ludzkich – być może na wyrost nam przypisywanych – poza bezdyskusyjnymi funkcjami wegetacji, prokreacji i przetrwania, jest przestrzeń w człowieku, wymagająca działania i aktywności innej, niż te, o których mowa wyżej. Ta przestrzeń może być nastawiona na obiór lub tworzenie, albo jedno i drugie wespół.

Sztuka jest cechą wyróżniającą gatunkowo. Słowo sapiens według mnie zawęża określenie człowieka. Może powinno być homo art sapiens? Sztukę (jej tworzenie i odbiór) uważam po prostu za immanentną cechę ludzką. Potrzebną nam jak oddychanie.

Dla mnie, jak i dla wielu ludzi, ten rodzaj przeżycia, jakie oferuje sztuka – w tym oczywiście sztuka teatralna – to jest zawsze rodzaj katharsis. Pod jej wpływem następuje przemiana chemiczna. Ten rodzaj jakiegoś obmycia, oczyszczenia jest niezbędny każdemu z nas. W jakim stopniu, to rzecz indywidualna. Ale, że jest konieczna każdemu bez względu na wiek, wykształcenie i wrażliwość, nie mam wątpliwości. Mówiąc banalnie, można powiedzieć, że sztuka pozwala żyć.

W sztuce nie szukam jasnych odpowiedzi, uważam, że jej naczelną funkcją jest stawianie pytań.

W tej poświęconej sprawom przyziemnym części życia człowiek potrafi się tak zagonić, że najczęściej zapomina się zastanowić nad tym, po co on tak biega. Sztuka często pozwala zmieniać perspektywę spojrzenia na siebie i swoje poczynania, ułatwia dostrzec drugiego. Nawet ci najbliżsi, zapomniani przez nas w ferworze zabiegania, dzięki sztuce wracają na właściwe im ważne miejsce. Sztuka potrafi przypomnieć o więzach, miłości, przyjaźni, zobowiązaniach. Zabawne, że niezależnie od czasów, narodowości, epoki kulturowej, nikt nie podaje przykładu destruktywnego działania katharsis. Jeśli komuś pogorszyło się po kontakcie ze sztuką, nigdy nie uznamy, że doznał on katharsis. Temu uczuciu zawsze przypisujemy funkcje pozytywne.

Bardzo lubię uczucie niepokoju, które wywołuje we mnie kontakt ze sztuką. Określiłbym go jako „przyjemny” i „oczekiwany/upragniony”. Katharsis jest głębokim i na ogół wstrząsającym uczuciem. Stanem pobudzającym do ruchu w duszy, w jestestwie, w molekułach budujących organizm. Wzruszenie, podobne do tego, kiedy orze się ziemię pod zasiew, to dobre nazwanie stanu przeżycia, wstrząsu. Kiedy pług lub brona naruszają zbitą i twardą glebę, wpuszczając weń powietrze i rozpulchniając ją, przygotowują ziemię do nowej wegetacji.

Bardzo głęboko wierzę w funkcję „wzruszenia” przez sztukę i staram się go szukać. To nie zawsze się zdarza, ale oczekiwanie na ten stan jest także dużym doznaniem. Arcydzieła wręcz automatycznie wywołują katharsis, dzieła pomniejsze – wzruszenie, żadne – obojętność, a ta jest najgorsza.

Dla mnie sztuka jest niezbędna do życia. Banalnie i górnolotnie to brzmi. Ale tak już jest. W poszukiwaniu wzruszenia w sztuce bardziej towarzyszy mi tęsknota widza, niż twórcy. Przyjęcie punktu widzenia odbiorcy jest surowsze i bardziej wymagające. I to chyba właściwy kąt spojrzenia na to, co się robi.

(-)
Materiał Teatru
29 września 2012
Portrety
Anders Veiel

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia