Gadające głowy u Klaty

Paradoks: rewolucjonista Jan Klata, robiąc spektakl o rewolucji, wśród slapstikowych scen i gagów rozsiewa ostrzeżenia przed wszelkimi przewrotami o totalnym zasięgu - także przed ożywczymi przewrotami w kulturze.
Uniwersalnej wymowy przedstawienia Klaty nie przesłaniają kostiumy z czasów rewolucji francuskiej, język Przybyszewskiej, sceneria przypominająca kombinację bud ze Stadionu Dziesięciolecia i południowoamerykańskich slumsów Jan Klata uniwersalny? Dotąd przeprowadzka z działu "aktualnych konkretów" do działu "uogólnień na temat natury świata" zdarzyła mu się tylko raz, przy (świetnej skądinąd) "Orestei" ze Starego Teatru w Krakowie. Wcześniej reżyser nie spuszczał z oczu współczesności. Był jednoosobowym oddziałem interwencyjnym, który przybywał do Wałbrzycha, Gdańska lub Warszawy i przeprowadzał rozpoznanie walką - diagnozował najbardziej palące problemy, wyciągał je na scenę i rozkręcał wokół nich kontrowersyjne show. "Sprawa Dantona" na tle "...córki Fizdejki", "Fanta$ego" czy ostatnich "Szewców u bram" (TR Warszawa) wydaje się dziełem wolnym od bieżącej publicystyki, powściągliwym, głębokim, niemal eskapistycznym. Czyżby Klatę czekał los Krzysztofa Warlikowskiego, który od czasu "Kruma" i "Aniołów w Ameryce" nie jest już dla konserwatystów obrazoburcą, lecz mistrzem? Czy teraz o Klacie będziemy czytać "rewolucjonista dojrzał", "bunt się ustatecznił? Wrocławski spektakl to pendant do warszawskich "Szewców". Nie ma już Zbigniewa Ziobry, ABW, komisji śledczych, pozostał jednak temat zakulisowych skoków na władzę, manipulacji, populizmu i konfliktu zasad. Klata umieścił akcję w bliżej nieokreślonym "czasie pogardy" - tej pogardy, która łączy dilerów z ćpunami, producentów disco polo z remizową publicznością, polityków z "ciemnym ludem", który "to kupi". Trybunów ludowych z ludem. Uniwersalności tej relacji nie zmieniają kostiumy z czasów rewolucji francuskiej, język Przybyszewskiej, sceneria przypominająca kombinację bud ze Stadionu Dziesięciolecia i południowoamerykańskich slumsów. W tej wyabstrahowanej przestrzeni konflikt Robespierre'a (Marcin Czarnik) i Dantona (Wiesław Cichy) staje się kolejną odsłoną odwiecznego sporu idealistów, radykałów, maksymalistów moralnych z tymi, dla których nawet najkrwawsza rewolucja musi mieć "ludzką twarz". Obaj żywią głęboką niechęć do tłumów, ale umieją się nimi posługiwać, najlepiej znają ich emocje i nadzieje. Klata pokazuje liderów rewolucji jako dopełniające się przeciwieństwa. Upozowany na umierającego Marata Robespierre pojawia się wannie przy dźwiękach piosenki "Requiem for a Jerk". Tak jak śpiewający ją Brian Molko z zespołu Placebo wydaje się delikatny i dziewczęcy. Wciśnięty w czarny surdut ma w sobie coś z najbardziej mrocznych, wampirzych ról Johnny'ego Deppa. Potrafi przemawiać słodko i ciepło, jak w scenie, gdy przekonuje lud, iż nierozsądnie byłoby przestrzegać w procesie Dantona jakichkolwiek praw. Podczas tego czułego monologu cały czas trzyma w dłoniach piłę mechaniczną. Danton to gbur i sybaryta. Baron lewicy, angielski kibol i afrykański dyktator a la Idi Amin w jednym, który bawi się czołgiem zabawką. Kolorowy, zamaszysty, głośny, otacza się gronem clownów-potakiwaczy liczących tylko na to, że zbiją na jego poparciu własny kapitał. Między ascetycznym zwolennikiem rewolucji totalnej a skorumpowanym graczem gotowym sprzedać kraj Anglikom rozegra się walka o duszę poety Desmoulinsa (Bartosz Porczyk), wydawcy gazety rewolucyjnej. Porczyk gra zmanierowanego kogucika z wielkim czubem, błazna-ofiarę. Mamiony pochlebstwami, jest wcieleniem wszelkich "młodych ambitnych" spalających się dla sprawy, o której nie mają pojęcia. Gotów jest zginąć z Dantonem, wraz z nim wrzeszczeć do ludu ochrypłą "Marsyliankę", tańczyć przed sądem do rytmu "Do You Really Want to Hurt Me" Blue Lagoon. W społeczeństwie masowej zagłady i masowej rozrywki można dobrze bawić się własnym końcem. Gorzej bawią się ci, co pozostali. Robespierre i jego komitet zmieniają się w pijane, wystraszone cienie, obijając się o siebie, czołgając, skacząc po dachach przy dźwiękach kolażu "Revolution 9" Beatlesów. W finale z hollywoodzkiego rozmachu rewolucji pozostają tylko wystające z pudła głowy Robespierre'a i Saint-Justa (Wojciech Ziemiański) do końca rozprawiające o wolności, do której przecież lud nie jest stworzony. Rozmarzony duch rewolucji, obleczona w czerwień Marianna z płócien Delacroix (Kinga Preis), podpija im krew ze szklanek. To ona przywiodła ich w to miejsce, teraz gapi się na nich niby dziecko na teatrzyk kukiełkowy. Światło gaśnie. Głowy gadają. Krew zasycha. Spektakl Klaty to także powtórka z kontrkultury. W tle przewijają się Tracy Chapman z "Talkin' bout a Revolution", T.Rex z "Children of the Revolution", Serge Gainsbourg z "Marsylianką", The Gossip ze "Standing in the Way of Control", protest songiem przeciwko zakazowi zawierania małżeństw homoseksualnych w Stanach. Evergreeny alternatywy. Czyżby także przed taką rewolucją ostrzegał pierwszy rewolucjonista polskiego teatru? W każdym razie pokazuje, że nawet ona nie obywa się bez ofiar - tych, którzy nie umieją z wolności korzystać, tych niesionych jej falą, tych zmanipulowanych. Rozmowa z Janem Klatą Katarzyna Kamińska: "Sprawa Dantona" to tekst o Polsce po 1989 roku? Jan Klata: To tekst, który otwiera każdą rzeczywistość. Gdybyśmy byli w Chile, to pewnie znaleźlibyśmy tamtejsze odniesienia. Ten tekst zawiera w sobie dwa sposoby patrzenia na życie społeczne. Jeden jest być może mądry i racjonalny, ale niezwykle cyniczny. Drugi - idealistyczny i piękny, ale kończy się terrorem. Takie drogi obierają Danton i Robespierre. To model, który możemy przyłożyć do jakiegokolwiek społeczeństwa, w którym odbywają się intensywne przemiany. "Sprawa Dantona" opowiada o tym, co zostało z rewolucji w momencie, gdy od tej rewolucji upłynęło kilka lat i widzi się, że nie ma ona końca. Chciałoby się na czymś poprzestać, ale jej mechanika jest taka, że ciągle trzeba coś zmieniać. Danton chce się zadowolić tym co jest, a Robespierre nie - z tego wynika konflikt. Czemu ten konflikt jest dla nas ważny? - My po 1989 roku przeżywamy turbodoładowanie ustrojowe. Byłem w pierwszej klasie liceum, gdy w czerwcu odbywały się pierwsze wolne wybory. Polonistka powiedziała nam wtedy: "Niedługo będzie wystarczyło podać czyjś adres, żeby dowiedzieć się, ile ten ktoś zarabia, jakie ma wykształcenie, dokąd wyjeżdża na wakacje, jakie czyta książki". Powiedzieliśmy wtedy: "Nie, nigdy! Najważniejsze jest to, co w człowieku, nie pieniądze!". W ciągu kilkunastu lat rzeczywistość stała się taka, jak przepowiadała moja nauczycielka. A za dalszych dziesięć lat będzie pewnie już cudownie jak w niebie. Będziemy prawdziwym kapitalistycznym społeczeństwem. Fascynują mnie przemiany obyczajowe. To mniej dotyczy XVIII-wiecznej Francji, a bardziej tego, co się zdarzyło w XX wieku. To, że nasze życie osobiste i nasza codzienność wyglądają inaczej niż życie naszych dziadków, jest gigantyczną wewnętrzną rewolucją, bez użycia karabinów. Ważny jest dla mnie też aspekt estetyczny: tak jak król przestał być bogiem, tak z narodzinami rock and rolla i popkultury elity przestały wyznaczać standardy estetyczne społeczeństwa. Z drugiej strony bliskie mi jest romantyczne wyobrażenie rewolucji. My jesteśmy narodem, który ciągle gdzieś szuka zadymy. Fantastyczne jest dla mnie odkrywanie w tych Francuzach Polaków - takich, którzy się często zrywają do bitki, często bezsensownej. Stanisława Przybyszewska w swoim dramacie dużą rolę przypisywała gazetom. - Rewolucja była tworzona za pomocą gazet. Docierały one do ludzi, którzy po upadku dworu i arystokracji byli bez zajęcia. Wychodzili rano z domu, stawali w kolejkach po chleb i czytali w dwadzieścia osób jedną gazetę. Kto trzymał pieczę nad gazetami, ten miał władzę, dlatego Danton tak bardzo potrzebuje gazety. To nie tylko opowieść o racjach Dantona i Robespierre'a, ale o narodzinach społeczeństwa masowego. Jeśli masy o niczym nie decydują, nie ma potrzeby, by media istniały. Już w pierwszych scenach widzimy, że Robespierre czyta to, co o nim piszą. To bardzo przystaje do rzeczywistości. *Jan Klata - reżyser teatralny i dramaturg. Zrealizował m. in. "Rewizora" Gogola i "...córkę Fizdejki" wg Witkacego (oba w wałbrzyskim Teatrze Dramatycznym), "Oresteję" wg Ajschylosa w Starym Teatrze w Krakowie, "Transfer!" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym Teatr Polski we Wrocławiu, "Sprawa Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej, reż. Jan Klata, dramaturgia: Sebastian Majewski ruchy sceniczne: Maćko Prusak, występują m.in. Kinga Preis, Anna Ilczuk, Katarzyna Strączek, Wiesław Cichy, Marcin Czarnik, Bartosz Porczyk, Premiera: 29 marca 2008 r.
Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
3 kwietnia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia