Gala Jubileuszowa
Gala Jubileuszowa w wykonaniu Sanktpetersburskiego Teatru Baletu Borisa EjfmanPowstaniem i minutą ciszy uczciła pamięć ofiar pod Grenoble sopocka widownia najnowszej premiery baletowej Borisa Ejfmana. Tamta tragedia i żałoba narodowa stały się boleśnie realnym komponentem dramatów i tragedii, które oglądaliśmy na scenie.
Jak nam powiedział dyrektor BART Eugeniusz Terlecki, organizatorzy widowiska również przeżywali swój dramat: odwoływać spektakl, czy nie. Przeważył sąd, że przecież balet Ejfmana nie zajmuje się dostarczaniem rozrywki; podejmuje najtrudniejsze pytania o los człowieka i ludzkości. Organizatorzy część wpływów ze spotkania z baletem Ejfmana przeznaczyli na pomoc dla ofiar i rodzin ofiar tragedii. Artyści baletu również ofiarowali na ten cel część swoich honorariów. Ten szlachetny gest widownia Opery Leśnej przyjęła aplauzem.
Przechodząc do przedstawienia: zgromadziło ono jak zwykle tysiące miłośników sztuki baletowej ogólnie, a w wykonaniu zespołu Ejfmana w szczególności. "Gala jubileuszowa", bo taki nosiło tytuł owo przedstawienie, było może nie najskromniejszym wyrazem świętowania trzydziestolecia Teatru Baletu Borisa Ejfmana, składało się bowiem z najcelniejszych fragmentów różnych spektakli, m.in. "Braci Karamazow", "Czerwonej Giselle", "Don Juana i Moliera" czy "Anny Kareniny"; także z tegorocznej "Mewy" wg Antoniego Czechowa, której jeszcze Polska nie widziała. Było jednak w pełni do przyjęcia.
Mimo że pełnospektaklowe widowisko składało się z czternastu fragmentów wybranych z ośmiu spektakli, oglądało się je jak jednorodną całość. Nawet nie dla niewiarygodnej techniki tanecznej całego zespołu, wykonującego najdziksze pomysły choreograficzne mistrza nad mistrzami, Borisa Ejfmana, ale dla pewnej myśli, którą przeprowadził przez całość konsekwentnie, a nawet z nieubłaganą logiką. Na przykładzie relacji pomiędzy osobą, jednostką, i tłumem.
Tłum się bawi, tłum wynosi, i tłum strąca. Tłum nie przeżywa rozterek i wahań, nie doświadcza dramatów ani tragedii. Te są wyłącznie udziałem jednostek, albowiem dramaty są zawsze indywidualne. (Chcąc pokazać dramaty społeczności, Ejfman konstruuje osobne, specjalne przedstawienia). Taką rolę pełni myślowo ostatnia scena "Gali", genialna choreograficznie, pokazująca samobójstwo Anny Kareniny, w której tłum pełni rolę pędzącego pociągu, miażdżącego nieszczęsną.
Faktycznie ostatnia scena, fragment "Don Juana i Moliera", w której pojawia się sam Ejfman, jest już tylko lekkim obracaniem w żart zobaczonego. Takim: ech, pamiętajcie, że to był tylko teatr baletu. Prawdziwe tragedie niesie realne życie. Czyżby, Maestro?