Game on

2. Festiwal Nowego Teatru (54. RST) - "Grażyna" - reż. Radosław Rychcik - Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie

"Niewiasta z wdzięków, a bohater z ducha" - ta syntetyzująca Mickiewiczowska fraza mogłaby służyć jako streszczenie poematu. Przydługa, pełna dygresji, rozwlekłych opisów i odautorskich przypisów "Grażyna" nie zachęca do adaptacji scenicznej. Radek Rychcik postanowił jednak wypróbować na dramacie formułę wykorzystaną już wcześniej w "Dziadach i Balladynie". Efekt jest lepszy niż można by się początkowo spodziewać.

Spektakl otwiera cytat z "Kobiet i ducha inności" Marii Janion dotyczący Mickiewiczowskiej "Grażyny". Odczytywany przez Narratora fragment przypomina, że autor uważał polskie kobiety za najbardziej wyzwolone w Europie, ponieważ ponosiły one ofiary na rzecz niepodległości. Reżyser ze swojej strony przytacza też inne przykłady wywrotowej działalności kobiet. Początkowa scena ustawia więc "Grażynę" w perspektywie feministycznej. Na wstępie się jednak kończy, bo dalej otrzymujemy raczej nieco ironiczny popis patriotyzmu, na tyle zintensyfikowanego, że będącego własną karykaturą.

Podobnie jak we wcześniejszych inscenizacjach z "trylogii romantycznej" Rychcika, scenografia przypomina boisko do koszykówki. Tym razem spełnia ono jednak o wiele istotniejszą funkcję niż tylko odesłania do grupy wizualnych skojarzeń spod znaku "made in USA". Już pierwsza (po wstępie Narratora) scena zapowiada, że na szali stoją uczucia patriotyczne, więc nawet bezkrwawa walka jest tu grą na śmierć i życie. Krwawiąca cheerleaderka w biało-czerwonym kostiumie podchodzi pod rampę, a w tle słyszymy przeplatające się komunikaty radiowe. Obok "Westerplatte się broni" pada "Lewandowski gol, Polska - Niemcy 2:0". To właśnie na boisku rozgrywa się ostateczna rozgrywka między "naszymi" (Litwinami) i "obcymi" - reprezentowanymi tutaj przez Niemców.

Scena bitwy jest niewątpliwie kulminacją całego spektaklu (podobnie dzieje się zresztą w pierwowzorze). Dynamiczna, prosto, ale ciekawie pomyślana, poprzez odwołanie do emocji związanych zwykle ze sportem i grą symbolizuje bitwę, mimo że aktorom nie zawsze udaje się trafić do kosza. Sens wydarzeń został zachowany, choć poezja Mickiewicza, wyśpiewywana przez - świetny swoją drogą - chór Gos.pl jest kompletnie niezrozumiała. Słowa zlewają się ze sobą, tworząc raz wznoszącą się, a raz opadającą ścianę dźwięku. Język przegrywa z obrazem.

W porównaniu z dynamiką i świeżością na poziomie formy, rozczarowująca okazuje się kreacja dwóch głównych postaci. Grażyna (Dominika Markuszewska) została wystylizowana na współczesnego wampa, żonę lokalnego bossa w za mocnym makijażu i źle dopasowanym białym kostiumie. Rola bohaterki przed bitwą ogranicza się w gruncie rzeczy do statusu trofeum, bycia całowaną po nogach oraz robieniu przerysowanych min. Choć oczywiście padają słowa o jej władzy nad mężem, to nie widać tego specjalnie na scenie. Litawor jest z kolei dosyć antypatycznym, brzydko ubranym typem, chodzącym dowodem na to, że dres nawet w garniturze wygląda wciąż jak w dresie. Niestety brakuje mu też przywódczej charyzmy. Najważniejszy jest tu właściwie Narrator - to on prowadzi fabułę i na bieżąco komentuje wydarzenia. Jego działanie jest właściwie tautologiczne, przez co staje się bardzo ironiczne i obnaża prowokacyjny kicz inscenizacji.

Bardziej interesujący niż tytułowa bohaterka okazuje się jej giermek. Idąc tropem damsko-męskich przebieranek, reżyser również powierzył tę rolę kobiecie (Karolina Gibki). Przypada jej część obowiązków Narratora (takich jak śpiewanie dosyć śmiesznie dzisiaj brzmiących przypisów Mickiewicza), razem z nim animuje spektakl. Giermek jest też postacią dosyć ambiwalentną. Najpierw, wbrew przykładowi Wandy flirtuje z Niemcami, a później wedle rozkazu księżnej wyrzuca ich za bramę. Postać sługi pojawia się ponownie pod koniec przedstawienia jako starsza kobieta na wózku inwalidzkim (Bogusława Podstolska-Kras), po to, aby jeszcze raz opowiedzieć historię swojej pani, co dodatkowo potęguje wrażenie tautologii. Pod koniec opowieści powstaje (o, cudowne ozdrowienie!) z wózka, aby dołączyć do Poloneza, tańczonego przez wszystkich aktorów. Siła narodowego mitu kondensuje się w finalnym, arcypolskim performansie, odtańczonym z tak wielką powagą, że aż śmiesznym.

Aleksandra Spilkowska
[REC]magazine, gazeta festiwalowa
29 października 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia