Gawiedź do centrów handlowych

polemika z Wojciechem Owczarskim

Jak "motłoch", czyli ja i moja rodzina, przeszkadzamy wielbicielowi Szekspira - z Wojciechem Owczarskim polemizuje Sebastian Łupak.

Wybrałem się niedawno z rodziną na jarmark św. Dominika. Do Gdańska dojechałem SKM-ką. Przejrzeliśmy stoiska, pospacerowaliśmy po uliczkach, wypiłem piwo, synek pojeździł samochodzikiem na akumulator. Można powiedzieć, w miarę udane popołudnie. 

Dlatego z przerażeniem przeczytałem felieton "Kolorowe jarmarki" Wojciecha Owczarskiego ("Gazeta Wyborcza", 30 lipca 2009), felietonisty "GW Trójmiasto", historyka literatury, krytyka teatralnego UG. Okazało się bowiem, że tacy ludzie, jak ja i moja rodzina, a raczej - jak nazywa nas Owczarski - "motłoch" - przeszkadzamy mu cieszyć się Festiwalem Szekspirowskim. Dlaczego? Jak pisze Owczarski, festiwal odbywa się w tym samym czasie co jarmark. W efekcie - cytuję - "chcąc nie chcąc, wsiadam w samochód, bo przecież nie pojadę lepiącą się od potu SKM-ką!, i zmierzam w kierunku okupowanego przez motłoch centrum". A tam Owczarski trafia na tłumy "zarażone dominikańskim obłędem" (mają coś z głową?), które "biegają wściekle" między stoiskami, piją piwo, jedzą kiełbasy, wymiotują na karuzele ("strumienie rozbryzgujących się rzygowin pijanych utracjuszy") i ryczą "zadowolone z siebie".

No proszę, cała moja rodzina brała rano prysznic, staraliśmy się zachować zdrowy rozsądek podczas zakupów, ani ja, ani moja żona czy dziecko, nie zarzygaliśmy karuzeli i byliśmy w miarę cicho. 

Po pierwsze - generalizowanie nie popłaca, bo można urazić setki, ba, tysiące przyzwoitych, dbających o higienę ludzi, którzy co roku jadą SKM-ką na jarmark. Po drugie - myślałem, że obcowanie ze sztuką, z teatrem trochę bardziej uwrażliwia i pozwala zobaczyć w ludziach nie motłoch, ale właśnie ludzi, bez niechęci i odrazy do bliźniego. Po trzecie wreszcie - z tego co się orientuję, choć moja wiedza ma się nijak do wiedzy Owczarskiego w zakresie teatrologii - Szekspirowski teatr, The Globe, był teatrem i dla szlachty, i dla gawiedzi, czy jak woli Owczarski - motłochu, który płacił najniższą stawkę, 1 pensa, nie za wygodne miejsca na balkonach, wyściełane poduszeczkami, ale za przywilej obejrzenia sztuki na stojąco, tuż pod sceną ("the yard"). Zdaje się, że między tym, często niepotrafiącym czytać i pisać pospólstwem, w czasie antraktów, chodzili sprzedawcy napojów i jedzenia, a wokół teatru stały stoiska z pieczonym mięsiwem, jajami, pasztetami i trwał tam regularny jarmark! Tych, którzy w letnie dni stali w tłumie przed sceną, nazywano czasem "Stinkards" - śmierdziele! A jednak stali w tej spiekocie po 3 godziny, płacąc duże jak na swoją ubogą kieszeń sumy. Biedota, jak zawsze, piła poślednie piwo, bogaci - najlepsze wina. 

Owczarski powinien być więc wdzięczny, bo ten motłoch, na który się natknął na jarmarku, ci śmierdziele z SKM, mogą mu pomóc lepiej zrozumieć, jak oglądało się Szekspira w XVI wieku. Chyba że Owczarski wolałby, by na czas Festiwalu Szekspirowskiego motłoch wysłać do centrów handlowych za obwodnicą, gdzie jego miejsce, a centrum miasta zarezerwować dla wyrobionej, uniwersyteckiej publiczności. Niech broń Boże widz chodzący do teatru na Szekspira nie styka się z pijanym, jarmarkowym pospólstwem. Szekspir, jak powszechnie wiadomo, w swoich sterylnych sztukach, zwłaszcza komediach, stronił od przedstawiania życia takim, jakie naprawdę było, z jego pijaństwem, rubasznością i smrodem włącznie. 

Wojciech Owczarski odpowiada: 

Połajany i pouczony przez pana Sebastiana Łupaka, powinienem wyrazić skruchę. Cóż, w istocie nie wszyscy odwiedzający jarmark to niedomyci i zarzygani pijacy. Tyle że nie przypominam sobie, bym coś takiego w swoim felietonie sugerował. Wyraziłem jedynie sprzeciw wobec zamieniania gdańskiej starówki w kłębowisko szmat, gratów, tandetnych straganów i plastikowych wychodków. Winą za taki stan rzeczy obarczyłem, i owszem, uleganie gustom motłochu, gdyż - widocznie inaczej niż pan Łupak - cierpię, gdy moje miasto przypomina kloakę. Co zaś do Szekspira, to - o czym wiedzą nie tylko uniwersyteccy teatrolodzy - prócz "rubaszności i smrodu" opisywał on gwałty i rzezie. Czy z tego powodu powinniśmy latać po ulicach z obnażonymi mieczami?

Sebastian Łupak
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
10 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia