Gdy Maleńczuk był maleńki

Między nami mówiąc, wcale nie było, aż tak źle. Od dawna miałam ochotę na Bal u Wolanda, ale bez Wolanda, a właściwie bez Macieja Maleńczuka w roli Wolanda. Nie doczekawszy się przedstawienia, w którym piosenkarz pozwoliłby wykazać się swojemu zastępcy, w końcu pozwoliłam zwyciężyć ciekawości - co do Bułhakowa na scenie - nad obawą przed Maleńczukiem.
I słusznie, bo twórcy spektaklu też się chyba obawiają tego diabła w te(a)trowych pieluszkach, skoro obchodzą się z nim, jak z jajkiem. Temu raczkującemu aktorowi, powierzono stosunkowo mało kwestii, a kiedy się tylko da, piekielnie efektownie wyręcza go jego świta, złożona ze starych wyjadaczy scenicznych: Elżbiety Okupskiej w roli Behemota i Artura Święsa jako Korowiowa. Niepodzielnie rządzą oni na scenie, podczas gdy zasługi młodocianego króla ograniczają się do "być", a nie "robić". Posadzony został na tronie - ławce lub tronie - fotelu obrotowym dzięki temu, że pochodzi z dynastii osób medialnych. Momenty, w których pozwolono mu się popisać, wykorzystał, by pokazać rogi: śpiewając songi zapomina, że jest Wolandem i ujawnia swoje oblicze showmana, burząc iluzję teatralną. Co pozostaje reżyserowi? Gdy nie da się przeciągnąć kapryśnika na swoją stronę, trzeba się do niego dostosować i udawać, że tak miało być. Agresywne światła, zmieniające się podczas songów, jak w kalejdoskopie, z jednej strony stanowią oprawę koncertową dla Maleńczuka - piosenkarza, jednocześnie jednak stwarzają iście piekielną wizję. Zarazem oddają przysługę inscenizacji, częściowo oślepiając widza, nie pozwalając nam zobaczyć całego popisu, byśmy nie zapomnieli, że znajdujemy się w Moskwie, a nie w Jarocinie. Songów jest jednak stosunkowo niewiele, więc już po pierwszym akcie zniknęła ta część widzów, która liczyła na tańszy niż zwykle recital Maleńczuka. Nie przeliczył się natomiast specjalista od spraw reklamy Teatru Rozrywki. Ci widzowie są dla niego niezbitym dowodem, że sławne nazwisko na afiszu jest przynętą, która się opłaca. Nie pomyślał tylko, że należałoby jeszcze umieścić zdjęcie naszego idola z ostatniej sceny. Może nagi tors zatrzymałby do końca spektaklu przynajmniej fanki Maleńczuka. Przy okazji warto by pomyśleć nad zwabieniem panów perspektywą nagiego biustu Anny Kadulskiej. Ta na szczęście zagalopowała się tylko w tej jednej scenie, ulegając pokusie odegrania szału, dzikiego opętania, zamiast podtrzymania, obecnego w pozostałej części przedstawienia, wizerunku Małgorzaty jako wiedźmy z klasą. Wracając do Maleńczuka, znacznie lepiej, niż próby wybicia się na pierwszym planie, wychodzi mu samo "bycie" na scenie. Nie dość, że Bozia obdarzyła go diabelską facjatą, a sam wyhodował sobie takąż grzywkę, to do końcowego efektu przyczynili się w niemałym stopniu opiekunowie naszego aktorskiego oseska w osobach projektanta kostiumów i charakteryzatora. Obecność Wolanda czuje się cały czas, zwłaszcza że jego wzrost koszykarza pozwala widzieć go w każdym miejscu sceny nawet z bocznego balkonu, skąd miałam okazję oglądać pierwszy akt (kolejne obserwowałam z miejsc opuszczonych przez rozczarowanych fanów). Laska w ręku, długi, czarny płaszcz z szerokimi wyłogami i wyraźne, ostre brwi Wolanda, siedzącego w rogu, lub przechadzającego się z tyłu sceny, niepokoją, każą uwierzyć w fatum, budują bułhakowowską atmosferę zagrożenia w znanym, bliskim świecie. Gdy na scenę wdziera się estrada, czar pryska. Więc do diabła z nią! Trzeba zacząć od zmiany podtytułu i zrobić "Diaboliadę bez songów". Teatr Rozrywki w Chorzowie "Bal u Wolanda. Diaboliada z songami." scenariusz i reżyseria: Łukasz Czuj songi Wolanda: Maciej Maleńczuk scenografia: Michał Urban choreografia: Leszek Bzdyl Obsada:Woland - Maciej Maleńczuk (gościnnie), Małgorzata - Anna Kadulska (gościnnie), Bezdomny - Grzegorz Kliś (gościnnie), Mistrz - Witold Szulc (gościnnie), Korowiow - Artur Święs (gościnnie), Behemot - Elżbieta Okupska, Azazello / Strawiński - Robert Talarczyk, Hella - Barbara Duszczak Prapremiera: 13 marca 2004r.
Aleksander Nycz
Dziennik Teatralny
31 października 2007

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia