Gdyby babcia miała wąsy

"Gwałtu, co się dzieje" - reż. Maciej Podstawny - Teatr Bogusławskiego w Kaliszu

Pierwsza w nowym sezonie premiera w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego, nieco zapomniana komedia romantyczna Aleksandra Fredry "Gwałtu, co się dzieje!" to niezwykle aktualne studium nad współczesnymi rolami kulturowymi kobiet i mężczyzn

Bardzo zdziwieni musieli być ci, którzy wybierając się na premierę najnowszej propozycji kaliskiego teatru na Scenie Kameralnej oczekiwali rozrywki pozbawionej głębszej refleksji. Tymczasem "Gwałtu, co się dzieje!" Aleksandra Fredry w reżyserii Macieja Podstawnego to coś więcej niż typowa maskarada. Młody reżyser, wykorzystując tyleż popularny co ryzykowny chwyt przeniesienia tekstu we współczesne nam realia, wydobył z dramatu bardzo aktualną i niezwykle nośną treść i wspólnie z zespołem aktorów stworzył ciekawe i mądre przedstawienie.

Oto nowa rzeczywistość w Osieku: kobiety zakładają spodnie i przejmują władzę, zaś mężczyźni ubierają sukienki, malują usta na czerwono i... poddają się temu porządkowi. I chociaż wszyscy są nieco skrępowani niecodzienną sytuacją, to powoli przyzwyczajają się do takiego położenia, pomału nawet je sobie chwaląc. Jeden z bohaterów, Filip Grzegotka (w tej roli Michał Wierzbicki) cieszy się wręcz, że damski strój kryje go przed konsekwencjami różnych słów i działań i pyta: "A bo mi tak źle?" To pytanie jak refren powraca w dramacie, stanowiąc clou tekstu.

Kaliskie przedstawienie to zgrabna refleksja na temat ról płci we współczesnym świecie, w którym nie wszystko jest tak oczywiste, jak w dziewiętnastym wieku. Reżyser spojrzał na tekst Fredry nie przez utarty pryzmat krytyki ówczesnej władzy, ale przyjął ciekawą perspektywę teorii queer i gender. Zapewne łatwo jest przesadzić, jeśli do romantycznego dramatu dokłada się alternatywne podejścia do seksualnej i płciowej tożsamości i ich przełożenie na polski, ciągle mocno nasiąknięty szowinizmem grunt-na szczęście w kaliskiej inscenizacji wszystko ma właściwe proporcje, pewnie i dlatego, że tekst "Gwałtu, co się dzieje!" to przystępna proza.

Grzegotka zaczyna całkowicie utożsamiać się ze swoją nową rolą, o jego kobiecości stanowi już nie tylko makijaż i obcisła sukienka, ale i sposób myślenia; bohater doskonale wyczuwa, jak wykorzystać stereotyp kobiety. Z kolei Kasper staje się karykaturą żony, cichą, pokorną, upupioną, zastraszoną. Ta świetnie odmalowana przez Łukasza Zaleskiego postać z jednej strony jest bardzo śmieszna, a z drugiej zwyczajnie żałosna.

Panowie wiją się po scenie, nieśmiało podśpiewują stare szlagiery i poprawiają makijaż w garderobie jak drag queens przed wielkim wyjściem. Scenografia zresztą przypomina nieco klub nocny, a na ścianach wiszą plakaty z gwiazdami kina, bo w końcu także kultura popularna utrwala w nas odpowiednie role: kobiety chcą być seksbombami jak Marilyn Monroe, zaś mężczyźni - twardzi niczym Clint Eastwood w "Brudnym Harrym". W Osieku jest jednak inaczej.

Kiedy na scenie pojawia się zbuntowany przeciwko nowemu porządkowi Jan Kanty Doręba (Wojciech Masacz) i usiłuje przywrócić mężczyznom ich utracony status, oni sami nie do końca są przekonani, czy na pewno tego chcą.

Jakże mają wrócić do normy, jeśli sami nie wiedzą, czym jest owa norma? Spektakl nie daje na to oczywistej odpowiedzi. Kobiety w spodniach to przecież norma od lat i może dlatego nie zaskakują wyglądem, ale ich emancypacja na scenie jest po prostu zaskakująco agresywna, tak jakby obawiały się, że za chwilę mogą tę władzę stracić. Burmistrz w Osieku, Urszula (Katarzyna Kilar) krzyczy na męża Tobiasza (rewelacyjny Szymon Mysłakowski) i terroryzuje go tak bardzo, że ten, strącony z piedestału i wiecznie poniżany, nie wie już, kim jest i, jąkając się, raz mówi o sobie w rodzaju żeńskim, innym razem w męskim. Mimo wprowadzenia nowych porządków, Urszula nadal chce decydować o losie swojej synowicy-Kasi (w tej roli Izabela Beń) i wydać, wbrew jej woli, za Filipa Grzegotkę. Podobnie jak Barbara (Aleksandra Krzaklewska), udaje silną i odważną, ale obie są w tym równie śmieszne i pokraczne, jak mężczyźni w zbyt ciasnych gorsetach i spódnicach. Paradoksalnie, w całej tej komedii omyłek najwięcej zyskuje właśnie Kasia, która szybko orientuje się, że żaden strój nie określi dosłownie tego, jakim jest się człowiekiem i jak należy oceniać innych. Zamiana ubrań wydobyła z bohaterów najgorsze cechy, ich bolączki i kompleksy,alei nauczyła dostrzegania w innych przede wszystkim człowieczeństwa, a nie jedynie płci.

Bardzo dobrze, że w kaliskim teatrze po blisko 50 latach wrócono do tego tekstu. W tak dobrej oprawie jest tak samo aktualny, jak niejeden dramat współczesny. Łatwo jest przesadzić, jeśli do romantycznego tekstu dokłada się alternatywne podejścia do seksualnej tożsamości i ich przełożenie na polski, ciągle mocno nasiąknięty szowinizmem grunt - na szczęście w kaliskiej inscenizacji wszystko ma właściwe proporcje.

Mirosław Zybura
Ziemia Kaliska
7 października 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia