Gdzieś obok nas jest świat...

"Podróż do Buenos Aires", Teatr im. Jaracza w Łodzi / Olga Ptak

Krytycy, teatrolodzy, teoretycy teatru mogą godzinami analizować spektakle, rozkładając je na czynniki pierwsze, oceniając i interpretując, jednak to, co stanowi kwintesencję kontaktu ze sztuką, pozostanie niedefiniowalne. Zdarzają się w teatrze przedstawienia, które rozpatrywać można w kategoriach fenomenu - mijają lata, zmienia się rzeczywistość, a widownia wciąż chce oglądać ten sam spektakl. Przykładem takiego przedsięwzięcia jest monodram Gabrieli Muskały, która od ponad 7 lat zabiera widzów w Podróż do Buenos Aires.

Jest to podróż, która nigdy nie dochodzi do skutku, bowiem kreowana przez Muskałę postać – Walerka, niczym czechowowskie siostry marzy jedynie o wyjeździe, który staje się symbolem niespełnionych marzeń, ucieczki od rzeczywistości, straconych szans. Historia, w której uczestniczymy, to porażające autentyzmem studium starości, która wpędza człowieka w niewyobrażalną samotność. Nawet przebywając wśród członków rodziny możemy czuć się opuszczeni, braterstwo dusz i myśli jest bowiem tylko abstrakcyjnym, romantycznym frazesem - żaden człowiek nie jest w stanie wniknąć do naszego świata, a w przeżywaniu rzeczywistości każdy z nas jest i pozostanie sam.  

Spektakl wyreżyserowany przez Mariana Półtoranosa charakteryzuje wyjątkowa oszczędność środków wyrazu. Gabriela Muskała pozostawiona została sam na sam ze swoim aktorskim warsztatem, bowiem za rekwizyty służą jej jedynie ławka oraz elementy ubioru, który ma na sobie (jak chustka, na której pojawiają się kolejne węzły). Jednak w oglądanym przedstawieniu jest coś, co nie pozwala widzowi na nudę. Z każdą kolejną minutą przekonujemy się, że wszystko, co dotychczas myśleliśmy o bohaterce, jest nieprawdą. Początkowo wydaje nam się, że mamy do czynienia z obłąkaną kobietą, schizofreniczką, dla której spiskowa teoria dziejów jest chlebem powszednim. Ktoś zabrał jej portfel, ubrania, pieniądze oraz wszystkie przedmioty, które były jej własnością. Jednak z czasem okazuje się, że jedynym elementem, który został Walerii odebrany, jest pamięć. Starość stopniowo pozbawia ją możliwości przeżywania po raz kolejny całego swojego życia, bowiem za każdym razem umykają jej jakieś fakty. Proces zapominania postępuje coraz szybciej. Józio, Franio, Hanka - nawet imiona dzieci rozpływają się powoli w mrokach niepamięci.  

Perfekcja warsztatowa, sposób prowadzenia historii, ciekawe rozwiązania związane z modelowaniem światła, czy uniwersalność tematu to elementy spektaklu, które mogłyby stanowić wytłumaczenie niezwykłego powodzenia przedstawienia, w którym cała uwaga skierowana jest na jedną jedyną aktorkę. Jednak takie cechy przypisać można wielu przedsięwzięciom realizowanym w teatrze, a mimo to nie udaje im się przetrwać na deskach dłużej niż jeden, dwa sezony. Po raz kolejny sprawdziła się teoria, że w sztuce chodzi o to, co między słowami. Coś, czego nie można zdefiniować, zamknąć w określonych ramach, wskazać palcem. Czasem jest to jedno spojrzenia lub gest, spod którego wyziera inna rzeczywistość. I okazuje się ona na tyle fascynująca, że zapada w nas na bardzo długo.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
26 lutego 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia