Gietzky nas uczy pokory

"Przytuleni" - reż. Gabriel Gietzky - Teatr Bez Sceny w Katowicach

Nie zdarzyło mi się walczyć ze wzruszeniem w teatrze. Na seansie, koncercie i podczas lektury – tak. I to nie raz. Spektakle na ogół bywały łamigłówką; domagały się drobiazgowej analizy na wielu poziomach, usytuowania „zdarzenia" (no bo przecież nie „dzieła") po zwrocie performatywnym w aktualnym dyskursie postdramatycznym (śmiech). Oczywiście, jeśli było nad czym łamać głowę. A jeśli nie, tym lepiej – większe pole dla wczytywania teoretycznych fascynacji i branżowych nowinek. Tak było przed erą „Przytulonych" w Teatrze Bez Sceny. Teraz znowu wiem, że nic nie wiem.

Na pierwszy rzut oka „Przytuleni" to egzotyczny i potencjalnie kontrowersyjny, choć nie u Gietzky'ego – o czym za chwilę – news z bulwarówki. Ragnar, przebrzmiała gwiazda szwedzkich show, w sukni wieczorowej ze zbyt dużym dekoltem, niewiarygodnych szpilkach i blond peruce (Dopierała z wyzywającym błyskiem w oku – przyznaję, nie wytrzymałam spojrzenia – i figurą top model) imituje Judy Garland w Somwhere over the Rainbow, uwodzi nastolatki, rozkochuje i upokarza rówieśnice, w tym – złaknioną bliskości, szeregową pracownicę zakładu pogrzebowego (rozbrajająca Anna Kadulska), i targa się na życie. Wszystko to okraszone nieparlamentarnym Rolnickim, podlane sosem z oskarżeń byłej przyjaciółki-aktualnej alkoholiczki (rewelacyjna Violetta Smolińska). I... niepoprawnie subtelne. A właściwie, „cholernie subtelne" jest tu bardziej na miejscu. Powściągliwa drag queen – trudno o silniejszy antagonizm. No właśnie, jak to tak?

W odróżnieniu od Ragnara, Gietzky, reżyser i aktor, musiał być w Delfach; zna nie tylko swój fach, ale i miarę. W jednym z wywiadów, spytany o chęć zagrania „u siebie", mówi: nie. Z obawy przed utratą dystansu i proporcji. Z pokory? Może dzięki temu sztuka, którą uprawia, broni się przed nachalną dydaktyką i estetyką wiecu (tu: obrona LGBT). Zamiast tego, wpuszcza harmonię do świata perwersji i kiczu. Delikatnie zmywa makijaż, pozę czy... normę (niebagatelną rolę odgrywa w tym oszczędna, acz wysmakowana – do bólu – scenografia Kanigowskiej i trafiająca w punkt oprawa muzyczna). A w finale, jakkolwiek go nie rozumieć, podważa postmoderną powtarzaną-jak-mantra tezę, że nie ma nic poza maską. Łatwo odgadnąć, że demaskacja à la Gietzky będzie dyskretna. Bo „o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć". Dziwny gest Anny Kadulskiej z pogranicza pantomimy i butoh (ruch dłoni spod zagłębienia pachy w kierunku ust) może właśnie o tym „nie mówi". My zaś czujemy intuicyjnie, że Coś jest na rzeczy/ pulsuje pod maską.

Alter-ego Gietzky'ego, Ragnar, jeśli w ogóle był w Delfach, to na sesji nagraniowej. Niczego bardziej nie pragnie niż pomnika ze spiżu – zapisu w pamięci tłuszczy. I trzeba przyznać, że Dopierała w tej roli, o ironio, jest bliski celu. Z „Psiunia" – Dopierałę znamy i lubimy. Za „Ciemno. Jasno. Cień" – cenimy. Po „Przytulonych" – pamiętamy. I nie poznajemy. Jakby stary dobry Andrzej został w domu. Bo na scenie jest ktoś z innej gliny. Negatyw z projekcji multimedialnych Iwana i Korniluk. Ów odmieniec gra va banque i wygrywa – do tej pory w TBS to kobiety hipnotyzowały widza. W „Przytulonych" tym razem Dopierała kradnie show. Gietzky rzuca Kadulską, wcielenie boskiej prostoty, na pożarcie starożytnej Hybris. Ale dać się pożreć z takim wdziękiem i oddaniem, to nie lada sztuka – być może właśnie o niej pisał Erich Fromm.

To jednak dopiero przygrywka. Bo Gietzky urządza nam prawdziwy spektakl. Wbrew zarzekaniom, obsadza siebie i nas w wypieranych rolach. Z niepojętą perfidią. Nie wiedzieć kiedy, stajemy oko w oko z żywiołem reżyserii i odczuwamy coś na kształt romantycznej wzniosłości (sublime) – podziwu i grozy zarazem. Dajemy się pożreć.

„Łatwiej zrozumieć świat niż siebie" – tak Osiatyński kwituje swoje dążenie do prawdy i akcentuje, w domyśle, arcytrudność nakazu wyroczni delfickiej: poznaj samego siebie; znaj swoją miarę. Po Gietzky'm u Dopierały, zrozumieć jest chyba... trudniej. To sukces tego spektaklu.

Monika Gorzelak
Dziennik Teatralny Katowice
24 września 2016
Portrety
Gabriel Gietzky

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia