Gimnastyka na ringu

"Casablanca" - reż. Michał Siegoczyński - Teatr Powszechny w Warszawie

"Casablanca" Michała Siegoczyńskiego to boleśnie nużąca wariacja na temat filmu Michaela Cuztiza. W Powszechnym wulgarnie i w najgorszym guście się go wyśmiewa

Michał Siegoczyński za chwilę stanie się specjalistą od nabijania się z genialnych filmów. Jego próba zmierzania się ze "Śniadaniem u Tiffany\'ego" w warszawskim Studio była ledwie strawna, a sceniczna wersja "Kto się boi Virginii Woolf\' raziła oczywistością i płytkością. W przypadku "Casablanki" jest podobnie. Młody reżyser znów uwierzył, że wystarczy wcisnąć przestarzały przecież film w nowocześnie skrojony frak, dorzucić kilka sprawdzonych wcześniej w teatrze pomysłów innych reżyserów (Warlikowskiego czy Grzegorzka) oraz popkulturo-we akcenty i sukces murowany. Tymczasem jego seria pozostałych po obróbce szczątków "Casablanki" jest irytująco nużąca i niewiele znaczy.

Postaci Siegoczyńskiego noszą wprawdzie nazwiska filmowych bohaterów, trudno jednak zrozumieć ich motywacje, wniknąć w charaktery. Rick Krzysztofa Franieczka to niczym wyjęty z "Vogue\'a" alfons ubrany w białe spodnie i jedwabną, czarną koszulę. W zębach trzyma elektryczny papieros, prowadza się z tanimi "króliczkami", sili na cyniczny uśmieszek. Występuje w telewizyjnym talk-show, lekceważąco odpowiadając "bez komentarza" nadpobudliwemu prowadzącemu a la Kuba Wojewódzki w okularach kujonkach. Jeśli cechy charakteru Laszlo Grzegorza Fałkowskiego mają podkreślić czarne skórzane spodnie, to rzeczywiście jest twardym gościem, który przetrzyma wszystko - i tortury tortem, i kilka minut z głową w wiadrze wody. Wreszcie lisa ma trzy wcielenia: wyuzdanej dziwki (Aleksandra Bożek), nieszczęśliwej kochanki (Eliza Borowska) i nieszczęśliwej żony, co to z rozpaczy tnie sobie twarz żyletką, robiąc permanentny makijaż (Karina Seweryn). Jest jeszcze nazistowski oficer Major Strasser (Piotr Ligenza), który znęca się nad Laszlo, robiąc głupkowate miny.

Siegoczyński za wszelką cenę postanowił udowodnić, że "Casablanca" nie jest filmem doskonałym, tylko kiczowatą zbitką cytatów z innych filmów. Zadrwić z jej melodramatyzmu, roztrzaskać na drobne kawałki tematy, mity, archetypy, konteksty, którymi żywił się obraz Michaela Curtiza. Pewnie dlatego spotkanie Ricka i Laszlo w interpretacji Siegoczyńskiego to ring - aktorzy zakładają rękawice bokserskie, by na końcu zastygnąć w gejowskim uścisku. Przedstawienie miłości lisy i Ricka sprowadzone jest do założenia im podobnych okularów - w końcu tak samo patrzą na świat. Do tego ich szczeniacką gonitwę kończy uszczypnięcie w pośladek. Najbardziej jednak zdumiewa kilkunastominutowa scena drugiej części spektaklu, w której aktorzy najpierw wykonują serię ruchów frykcyjnych, imitują seksualne pozy, gonią się po scenie, wrzeszczą, okładają się wzajemnie pięściami, by na koniec paść sobie w ramiona, pokazać, że oto niczym dzieci kwiaty palą jointy, kochają się i są wolni. Jeśli to miała być prowokacja, to też nie wyszła.

Spektaklu Siegoczyńskiego nie ratuje nawet znakomita muzyka na żywo w wykonaniu Natalii Fiedorczuk (świetny, delikatny i wyrazisty głos) oraz Adama Byczkowskiego. Bo po wyjściu z teatru powraca pytanie: po co to wszystko?

Agnieszka Michalak
Dziennik Gazeta Prawna - dodatek Kultura
30 maja 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...