Głosy ludzi odrzuconych

"Mykwa" - reż: Monika Dobrowlańska - Teatr Polski w Poznaniu

Wydawać by się mogło, że w czasach, kiedy zniesiono w Europie wiele granic, a coming out stał się prawie że modą (przynajmniej w Polsce), problemy istnieją i budzą emocje również ludzi teatru. Teatr pokazywany na festiwalu "Bliscy Nieznajomi" dowodzi, że rozmowa między sceną a publicznością jest możliwa, że teatr nie musi być li tylko rozrywką.

Podczas zakończonego w niedzielę festiwalu zobaczyliśmy 8 spektakli, w tym 3 zagraniczne. Gdyby nie to, że grane były po angielsku, niemiecku i rumuńsku, różnic nie zauważylibyśmy. Problemy, jakimi żyją bohaterowie, są podobne, co dowodzi, że wykluczenie ze społeczności to nie geografia.

Dwa razy verbatim
Nie przepadam za tą metodą teatralną, która opiera się na tworzeniu sztuki z zapisów czatów, i dyskusji na forach internetowych... A na festiwalu tą metodą tworzenia posłużyły się dwa teatry: Ad Spectatores z Wrocławia i Teatr Stages on the Sound z Nowego Jorku. Pierwszy sięgnął po tekst Aleksandra Tartanowa i Siergieja Kałużanowa "Gay of Love", drugi zbudował swoje przedstawienia w oparciu o relacje emigrantów z różnych stron świata, którzy zakotwiczyli w mitycznej Ameryce.

Sytuacja rosyjskich gejów nie odbiega za bardzo od naszych rodzimych. Dramat pokazuje, że i tu, i tam, wszystko zależy od miejsca zamieszkania, statusu społecznego i portfela homoseksualistów. Łatwiej być bogatym, młodym i zdrowym gejem w Moskwie niż na prowincji. Tę samą obserwację potwierdził podczas spotkania po spektaklu Tomasz Raczek.

Słuchając emigrantów, którym udało się osiąść legalnie w kraju na wskroś demokratycznym, można dojść do wniosku, że sen o Ameryce wcale nie jest taki różowy. Wystarczy kontakt z urzędnikami zajmującymi się emigrantami, z ludźmi, z którymi się pracuje, wśród których się mieszka, a legendarna amerykańska demokracja nabiera innego zapachu i koloru niż we śnie. Amerykański żywot emigranta niewiele się różni od życia emigrantów, którzy próbują osiąść w Polsce. Użyte w spektaklu rozmowy bardzo często rymowały mi się z artykułami w naszych gazetach o ludziach innego koloru skóry, wyznania - słowem obcych, którzy traktują Polskę jako drugą ojczyznę.

Wątpliwości
Spektakl "MultiKultiTango" przeszedłby na festiwalu bez echa, gdyby nie zespół, który go zrealizował. Teatr Ramba Zamba tworzą głównie artyści niepełnosprawni intelektualnie. Zespół nie jest grupą terapeutyczną, ale normalnym teatrem z gażami dla aktorów, etatami, repertuarem.

Tylko pozazdrościć, biorąc pod uwagę kłopoty, poznańskich artystów, którzy w ramach "Teatracji" próbują tworzyć z podobnymi ludźmi. Ten spektakl wywoływał chyba największe dyskusje, ponieważ stawia drastyczne pytania: na ile artyści w nim grający są autentyczni, a na ile manipulowani; na ile mówią swoim głosem, a na ile realizują narzucone i nie do końca zrozumiane przez nich role.

"MultiKultiTango" wydaje się być uczciwy. Oglądamy na scenie kabaret, show na który składają się piosenki, skecze. Ten kabaret ma w sobie wiele z niemieckiego ekspresjonizmu. Jest rozbuchany głównie poprzez barwne i nadrealne kostiumy, które wręcz eksponują niepełnospra-wności. Z piosenek wyłania się tęsknota ludzi niepełnosprawnych do normalnego życia. Ten spektakl to wołanie o to, by traktować ich bez taryfy ulowej. Swoimi piosenkami zdają się mówić: jesteście tacy sami jak wy - publiczności. Mamy podobne potrzeby, marzenia, godność…

Mały realizm
Wołaniem o godność jest również sztuka Przemysława Wojcieszka "Miłość ci wszystko wybaczy". Ale jego wołanie ma charakter małego realizmu. "Mość ci wszystko wybaczy" to opowieść o przygotowaniu się do śmierci. Kazimierz wie, że ona wkrótce nadejdzie. Nie rozumie świata młodych, z wyjątkiem prostytutki - kelnerki, która go bezinteresownie odwiedza i wolontariuszki Oli, która pozwoli mu uwierzyć, że nie wszyscy młodzi są źli... Słabością sztuki Wojcieszek jest to, że nie mówi ona nam nic więcej ponad to, co już wiemy o starości w czasach panowania kultu młodości. I nie byłoby o czym pisać, gdyby nie kreacja Stanisława Brudnego z przejmującą sceną przygotowywania sobie garnituru i butów do trumny.

Turystyka historyczna
Podczas tej poważnej teatralnej rozmowy o wykluczeniach nie mogło zabraknąć polskiej prowincji. Obrazów rodzimej prowincji znalazłoby się więcej w polskich teatrach, ale Paweł Szkotak, dyrektor festiwalu, zaprosił głośny spektakl z Wałbrzycha: "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł" Pawła Demirskiego (scenariusz) i Moniki Strzępki (reżyseria). Autorzy zaprosili na scenę kilka postaci z historii najnowszej: Generała (oczywiście Jaruzelskiego), biskupa (oczywiście Paetza), rasowego dresiarza i jeszcze kilka innych figur. Zamieszali w polskiej kadzi...

A co wyszło? Na śmietniku historii (na cmentarzu) afery seksualne w Kościele, reminiscencje stanu wojennego, wspomnienia obozowe, imigrantów w Irlandii... A wszystko podlane sosem uwarzonym z seksualnych, politycznych, kościelnych stereotypów. Spektakl ten nie ma nic wspólnego z poważnym i zaangażowanym teatrem politycznym pokazującym Polskę, polskie wady narodowe...

To prymitywny kabaret, żerujący na naiwności i niedouczeniu młodego odbiorcy, bezrefleksyjnej paplaninie ogranych i wyświechtanych komunałów. Jeśli tak ma wyglądać teatr polityczny, to robi mi się smutno i przykro. Prawdę mówi jeden z bohaterów sztuki: "jest to turystyka historyczna". Dodałbym: "na modłę japońską".

Stefan Drajewski
Polska Głos Wielkopolski
1 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia