Głupiec czy bystrzak?

Większość uważa Busha za głupca, ja starałem się go pokazać w nowym świetle - mówi dramaturg i scenarzysta David Hare, który w sobotę obejrzał w Teatrze Śląskim polską prapremierę swojej sztuki o wojnie w Iraku "Stuff Happens".
Rozmowa z Davidem Harem Aleksandra Czapla-Oslislo: Katowicka publiczność z powagą przyjęła "Stuff Happens", gdy goście z zagranicy częściej wybuchali śmiechem. Skąd ta różnica w odbiorze? David Hare, scenarzysta i dramaturg: Zastanawiałem się już nad tym, ale nie znalazłem odpowiedzi. W Ameryce podczas spektaklu zdarzali się ludzie, którzy krzyczeli i żywiołowo komentowali sceny, przerywając nawet aktorom grę. Polska widownia przyjęła spektakl w ciszy i z pewną rezerwą. Sztuka jest poważna, dotyczy nie tyle samej wojny, co dyplomatycznego procesu, podczas którego ważą się losy konfliktu zbrojnego. Jednak zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie znaleźli w przedstawieniu liczne powody do śmiechu z karykaturalnych polityków, którzy nimi rządzą. Ile w tym dramacie jest słów Davida Hare'a, a ile autentycznych wypowiedzi polityków? Do końca nie wiadomo i pewnie nigdy się nie dowiemy, jak dokładnie toczyły się losy tego konfliktu. Wszystkie dialogi prowadzone za zamkniętymi drzwiami musiałem stworzyć sam. Na podobieństwo Szekspira wybrałem zdarzenie polityczne i wykreowałem je. Powodzenie lub niepowodzenie tej sztuki nie zależy wszak dokładnie od tego, co powiedział George Bush, tylko od tego, jak ja to napisałem i z czym skomponowałem. Tak jak Szekspira, najbardziej interesowała mnie kwestia władzy i jej mechanizmy. To tekst zakorzeniony w życiu, ale wyrosły na nowo w mojej wyobraźni. Długo zbierałem informacje. Zazwyczaj z całości materiału, który mam, do sztuki trafia zaledwie dziesięć procent, resztę odrzucam. Gdyby mógł Pan porozmawiać z Georgem Bushem, który jest głównym bohaterem sztuki, co by mu Pan powiedział? Nic. Nie miałbym mu kompletnie nic do powiedzenia, ponieważ nie ma żadnej możliwości bezpośredniego dotarcia do prezydenta. Starałem się to pokazać w sztuce - Bush celowo otacza się tylko ludźmi, którzy się z nim zgadzają. Collin Powell od chwili dyplomatycznego obiadu, na którym dyskutuje się o rezolucji, znika zupełnie z otoczenia prezydenta, a tym samym zostaje usunięty z grona osób podejmujących decyzje. Na podobieństwo bohaterów szekspirowskich - silny władca usuwa niewygodnych dla siebie doradców i otacza się tylko tymi, którzy podzielają jego zdanie. Większość Brytyjczyków uważa amerykańskiego prezydenta za idiotę i głupca, starałem się jednak pokazać go w nowym świetle. Choć nie jest inteligentny, to nie można odmówić mu sprytu. Nie jest mądry, ale jest bystry. Wie dokładnie, jak korzystać z władzy, którą posiada. Właśnie dlatego Bush nigdy nie posłucha kogoś, kto się mu sprzeciwia. A jak jest z Tonym Blairem? - Moja znajoma miała możliwość rozmowy z Blairem. Ten fragment jest w spektaklu. Zapytała go o sto tysięcy ludzi, którzy zginęli w tym konflikcie. Odpowiedział jej, że gdyby zginęło ich aż tylu, nie mógłby spokojnie spać. "A pięćdziesiąt tysięcy zabitych ludzi pozwala panu spać spokojnie?" - zapytała ponownie. Tony Blair nic jej na to nie odpowiedział.
Aleksandra Czapla-Oslislo
Gazeta Wyborcza Katowice
27 lutego 2008
Portrety
David Hare

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...