Głupotą jest błądzić samemu

"Don Kichot uleczony" - reż. Bartłomiej Wyszomirski - Teatr Witkacego w Zakopanem

"Don Kichot uleczony" Teatru Witkacego z Zakopanego to pierwszy przyjazdowy spektakl zaprezentowany na XIV Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej w Łodzi. Twórcy z Zakopanego wykazali się nowatorskim podejściem do tekstu Cervantesa, sporym poczuciem humoru i dystansem, który sprawił, że na przedstawieniu doskonale bawili się widzowie w każdym przedziale wiekowym. Opowieść o błędnym rycerzu uświadamia nam, jak skomplikowane, pełne trudnych wyborów jest nasze życie

Role Don Kichota i Sancho Pansy nie są przypisane do jednego aktora, co scenę następuje zamiana ról - w znane postaci wcielają się wszyscy po kolei, jednak widzowie nie mają szansy się pomylić. Sama historia nie jest tu najważniejsza - twórcy potraktowali słynną powieść barokowego hiszpańskiego pisarza jako punkt wyjścia do stworzenia własnej opowieści oraz do zaprezentowania warsztatu pantomimiczno-ruchowego, bowiem w takiej konwencji utrzymane jest przedstawienie. Każdy z aktorów ubrany jest w czarne spodnie na szelkach i pomarańczową koszulę - stroje z epoki, wierzchowca i całe otoczenie będziemy musieli sobie po prostu wyobrazić. Rolę przyłbicy pełni ręka aktora, który rozcapierzając palce nad swoją głową sugeruje, że twarz rycerza jest osłonięta tym rodzajem hełmu. Stawia nas to w sytuacji podobnej do samego Don Kichota, którego przez życie także prowadziła wyobraźnia. Tym razem jednak bohaterowie oscylują gdzieś między dystansem do roli, a identyfikowaniem się z problemami błędnego rycerza, aktorzy wychodzą z ról podkreślając, że mamy do czynienia z wielkim zmyśleniem, ale także pokazują jak łatwo ulegamy iluzji, jak bardzo chcemy wierzyć w historię o marzeniach, jak chętnie uciekamy w świat daleki od szarej codzienności. Akcja rozgrywa się wśród trzech obitych czerwoną materią ścian, a jedynymi elementami scenograficznymi są dwa czteroschodkowe podesty, których funkcja zmienia się z każda kolejną sceną. Wraz z aktorami bawimy się konwencją, żonglujemy znaczeniami - twórcy puszczają do nas oko, jednak intuicja podpowiada nam, że w historii błędnego rycerza jest więcej prawdy, niż chcielibyśmy się do tego przyznać.

W spektaklu nie brakuje także śpiewu oraz doskonałej, granej na żywo muzyki - usytuowany po obu stronach sceny zespół nie tylko podgrywa śpiewającym aktorom, jest także odpowiedzialny za wszystkie dźwięki, które pomagają nam uwierzyć w sceniczny świat (muzycy doskonale naśladują zarówno pukanie w drewnianą nogę, jak i wszelkie odgłosy poruszania się postaci). W pamięci widzów na długo pozostanie kilka scen, które rozbawiają do łez. Jedną z nich jest moment, w którym Don Kichot i Sancho Pansa odbywają „podniebną podróż”, która okazuje się być jedynie konsekwencją nadużycia marihuany - panowie palą jednak zapamiętale, by pomimo lęku wysokości przemierzać przestworza kołysząc się między chmurami. Niezapomniana jest także scena, w której sprzedawca świń próbuje udowodnić, że nie zgwałcił pewnej kobiety lekkich obyczajów, która okazuje się bardzo sprytna i wyjątkowo skutecznie wyłudza pieniądze. Lecz w sędzim litości nie wzbudza ani jej drewniana, skrzypiąca noga ani rzewna opowiastka, którą niewiasta raczy przybyłych. Jednak prawdziwe mistrzostwo aktorzy zaprezentowali w scenie trepanacji czaszki - trudno wyobrazić sobie bardziej sugestywnie zagraną operację, podczas której z głowy ściągana jest skóra oraz odrywana górna część czaszki, umożliwiająca dotarcie do wnętrza ciała. Wszystkie czynności okraszone zostały olbrzymimi pokładami poczucia humoru, doskonałą synchronizacją ruchów i dobrą zabawą - aktorzy w jednej sekundzie z dzieci zamieniają się w psy, by chwilę potem znów stać się bohaterami świata Cervantesa. Rozbawieniu publiczności nie ma końca.

Jednak jasne przesłanie spektaklu nie jest wcale tak zabawne, jak mogłaby na to wskazywać całość przedstawienia. Kurtyna opada zasłaniając rozbawioną gawiedź, przed nami zostają jedynie dwie smutnie kroczące postaci. Don Kichot wyznaje, że postanowił wyleczyć się z szaleństwa, wyzbyć złudzeń, skończyć z ucieczką w świat marzeń. To moment śmierci bohatera - jedyny czas, w którym naprawdę przestajemy się oszukiwać, żegnamy się z nadzieją. To także chwila wielkiej samotności, przerażającej pustki, której nie wypełnią barwne imaginacje. Fakt, że w ostatnią wędrówkę człowiek wyrusza w pojedynkę jest najtrudniejszym elementem drogi. Przez całe życie błądzimy, jednak zwykle ktoś jest obok nas, bowiem - jak zapewniają bohaterowie - „głupotą jest błądzić samemu”. Warto rozejrzeć się wokół i poszukać kompana, który niczym Sancho Pansa będzie nam towarzyszył w przeżywaniu przygód, jakie niesie każdy dzień.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
10 listopada 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...