Gorzki śmiech

"One" - reż: Monika Pęcikiewicz - Teatr Polski we Wrocławiu

Inscenizacja "Onych" Moniki Pęcikiewicz na postawie Trzech sióstr Antona Czechowa to rzeczywistość kontrastów: niespójna i dysharmonijna. Monument graniczy z miniaturą, patos z trywialnością, poezja z wulgaryzmami, ład z chaosem, piękno z brzydotą. Harmonia oraz łagodność wytworzona prawosławną pieśnią wprowadza nas w świat trzech sióstr, którego porządek będzie się stopniowo rozpadać. Podobnie jak osobowości postaci scenicznych.

Podniosła kontemplacja chwili, zapomnienie o tęsknotach i niepokojach – prawosławny chór „Sinaxis” (w którym śpiewają również niektóre protagonistki) wprawia publiczność w stan ułudy. Patetyczny nastrój strywializuje się szybko, a pozorny, statyczny ład rozbije się na chaotyczny ruch odpychających, a to przyciągających się atomów. Świątynny klimat pierwszej sceny potęguje oświetlenie przypominające płomienie świec i „witraż” z projekcją video, na której ukazują się błogie twarze sióstr Prozorow: kobiet eleganckich i zadbanych. Złudzenie pryśnie wraz z zamilknięciem chóru. Zamiast medialnej stylizacji na businesswoman ujrzymy kobiety zaniedbane, w ubraniach codziennych. Z cerkwi do supermarketu – Masza (Halina Rasiakówna) będzie dźwigać siaty z zakupami, Olga (Bożena Baranowska) prowadzić dwoje dzieci. Rozpocznie się akcja właściwa "Onych": szara codzienność wyzuta z patosu i świątecznego nastroju.  

Scenografię (autorstwa Karoliny Benoit) tworzą monumentalne arkady w tle i ten skrawek podłogi (umeblowany na kuchnię początkowo, później – na pokój Iriny), reprezentujący mieszkanie rodziny Prozorowów. Metalowa konstrukcja, rozciągająca się na około jedną czwartą długości sceny, wyznacza umowną granicę lokum. Wraz z zagęszczaniem się akcji przestrzeń sceniczna będzie się jednak poszerzała, czyniąc z rzeczy prywatnej – sferę publiczną; z iluzji – deziluzję. Na obrazy "Onych" składają się w dużej mierze kreacje zbiorowe (prawosławny chór, ofiary pożaru, goście na imieninach Iriny), które często stanowią zaledwie tło dla obecności scenicznej głównej w danej chwili postaci. Zdarzenia odbywają się symultanicznie na różnych planach sceny (główną akcję wyznacza natężenie dźwięku czy światła); w kontekście prozaicznych wydarzeń rozbija się czyjeś życie lub tworzy szczęście. Na pierwszym planie pojawia się rząd krzeseł, z których aktorzy vis-à-vis widowni będą wypowiadać swoje kwestie. Tym samym prywatność postaci scenicznych zostaje wystawiona na widok publiczny, przypominając o teatralizacji życia i niechlubnej skłonności człowieka do podglądania życia innych. Na tle monumentalnej scenografii postaci upodabniają się do marionetek w teatrze lalek. Ten efekt wizualny zdaje się być nieuchronną konsekwencją interpretacji kondycji psychicznej bohaterów. Także proksemika wyraża wzajemną „obcość” postaci, brak zrozumienia, chaos wewnętrzny czy bezsensowną egzystencję.  

W dramacie Czechowa akcent główny pada na tytułowe trzy siostry. Pęcikiewicz rozbudowała jednak wątki poboczne lub dopisała do fabuły epizody, które dookreślają każdą z kobiecych postaci dramatu literackiego. To ich świat zarysowany został w spektaklu grubą kreską, biorąc w nawias miłość Tuzenbacha (Wojciech Ziemiański) i jego śmierć, czy powolne bankructwo brata Prozorowa (Marcin Czarnik). Mężczyźni stanowią tutaj zaledwie kontekst, klucz do zrozumienia emocji kobiet, choć z powodu niespełnionej miłości zdają się cierpieć wszyscy, choć z różnych powodów: Olga, bo nikt jej nie kocha; Irina (Kinga Preis), gdyż kochać nie chce lub nie potrafi, a może nie ma kogo. To dramat wielkich emocji, które prowadzą do destrukcji innych lub autodestrukcji. Agonia jest powolna, rozciąga się w czasie, wywołując momentami wrażenie nudy. Monotonię świata scenicznego potęguje spowalnianie rytmu gry oraz stopniowanie emocji: napięcie każdej z kobiet scenicznych w pewnym momencie osiąga swój punkt kulminacyjny w postaci histerycznego krzyku, który drażni jak sąsiedzi wrzeszczący za ścianą bloku mieszkalnego.  

Zasadą obrazów scenicznych spektaklu zdaje się być dysharmonia – kontrapunktem dla kreacji zbiorowych, jak i chaosu ruchu scenicznego jest postać Iriny. Pojawia się ona tam, gdzie jej obecność wnosi dysproporcję wizualną: gdy wszyscy są w głębi, ona – na pierwszym planie; gdy inni pod arkadami, Irina pakuje walizki w pokoju. Preis buduje napięcie bez dramatycznych gestów czy krzykliwej demonstracji uczuć: niepokoi swoim bezruchem czy ślepym zapatrzeniem w przestrzeń, innym razem – zwolnionym tempem precyzyjnych, wyważonych ruchów. Ale ona po prostu nie pasuje do tej rzeczywistości: jako jedyna nie znalazła sobie „odskoczni” od prozaicznego życia. Może dlatego wydaje się czasem, że to ona jest odpowiedzialna za niespójność przedstawionego świata.  

Ma spektakl w sobie coś z czeskiego filmu, widz czasami nie wie, czy śmiać się, czy płakać. Nie ma w "Onych" pozytywnych czy negatywnych postaci; wszystkie budzą litość lub śmiech. Nikt nie jest szczęśliwy, każdy szuka substytutów szczęścia. Jedni uciekają w romans, inni – wplątują się w nałóg hazardowy, alkoholowy czy narkotykowy. Wszyscy za czymś tęsknią, a nie potrafią nic z tą melancholią zrobić – ich śmiech jest wyrazem rezygnacji, udawanego szczęścia. Rhode (Michał Opaliński) w narkotykowym uniesieniu chichota bezsensu, podobnie jak permanentnie pijany Czebutykin (Andrzej Wilk). Ze wspólnego śmiechu sióstr w scenie finałowej wyrasta natomiast solidarność w bezradności, nieszczęście do podziału. Każdy jest zraniony przez kogoś i odpowiedzialny za skrzywdzenie innego. Nawet niewinna z pozoru Irina, najbardziej wyalienowana z towarzystwa, jest okrutna wobec ludzi, którzy ją kochają. Nie boi się krzywdzących słów, lekceważenia, potrafi walczyć o swoje z innymi, ale nie ze sobą. Nie ucieknie z domowych pieleszy, zabraknie jej odwagi i zdecydowania. Torba z ubraniami pozostanie w czterech ścianach jej pokoju. Miejsce walizki na kredensie zajmie później Masza, jakby w skutek swego dramatu pragnęła stać się przedmiotem i nie czuć już więcej.  

Jest w inscenizacji Pęcikiewicz scena, w której Irina wykonuje piosenkę przy akompaniamencie m. in. suszarki na bieliznę oraz trzepanego dywanu. Drapieżny wokal Kingi Preis kojarzy się ze śpiewem gospodyń domowych przy wykonywaniu codziennych czynności; trochę to przyśpiewka, w pewnym stopniu próba wyrwania się z szarości dnia. I właściwie sens całego spektaklu zamyka się w tej chwili, bo pragnienie zmiany losu rozbija się właśnie o bierność lub doraźny skutek zastosowanych środków. A proza życia, nieunikniona i nieubłagana, każe obyć się samym smakiem lepszej i ciekawszej egzystencji – nadzieją.  

Jeśli warto iść na "One", to nie dla porywającej akcji czy poruszających estetycznie obrazów. W adaptacji Pęcikiewicz pesymizm Czechowa jest rozbudowany i bardziej dosadny, więc także na poprawienie nastroju widz liczyć nie może. Atutem scenicznej komediodramy jest sugestywna gra aktorska oraz muzyka Sambora Dudzińskiego. Inscenizacja wprawdzie odkrywcza nie jest, bo i oglądanie imitacji życia na deskach teatru wszystkim podobać się nie musi. Ale to już pomysł Czechowa.

Ilona Matuszczak
Dziennik Teatralny Wrocław
9 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia