Gra pozorów, czyli w niewoli roli

"Oświadczyny/Niedźwiedź" - reż. Marek Brand - Teatr w Blokowisku w Gdańsku

Marek Brand, reżyser, aktor, dramaturg i szef offowego Teatru Zielony Wiatrak oraz opiekun artystyczny sceny Teatr w Blokowisku zmierzył się po raz pierwszy z Czechowem. W oparciu o stałych współpracowników z Zielonego Wiatraka (E.Dziedzic, T.Kobiela) i zawodowych aktorów Teatru Wybrzeże (M.Szemiel) oraz Teatru Miniatura ( M.Żulińska, J.Majok) wystawił na scenie osiedlowego domu kultury PLAMA dwie krotochwile, jak o swych jednoaktówkach z lat 1888-1889 mawiał autor Wiśniowego sadu. Marek Brand nazywa je niekomediami. Opowieści, choć nieskomplikowane i jednowątkowe, zachęcają do bogatszej interpretacji

W pierwszej prezentacji Iwan Wasiliewicz Łomow (Tomasz Kobiela) informuje o swych oświadczynach Stiepana Stiepanowicza Czubukowa( Maciej Szemiel), ojca wybranki swego serca, a raczej rozsądku. Natalia Stiepanowna (Ewa Dziedzic), nie wiedząc jeszcze o propozycji, wchodzi z potencjalnym narzeczonym w zaciekły spór o ziemię. Dowiedziawszy się o zamiarach Iwana zmienia całkowicie zachowanie, ale tylko na moment - po słodkich chwilach „narzeczeni” kłócą się ponownie, tym razem tematem są talenty myśliwskie ich psów. Tytułowy Niedźwiedź według Heleny Iwanownej Popowej (Magdalena Żulińska) to Grigorij Stiepanowicz Smirnow (Jacek Majok), który przybywa do wdowy, by odebrać należne mu pieniądze za owies, za który nie zapłacił za życia mąż Heleny. Zdesperowany wierzyciel gotów jest okupować dom dłużniczki, a nawet pojedynkować się na pistolety, ale w międzyczasie ten ziemiański Casanova ( 12 kobiet sam rzucił, 9 jego i do kompletu doświadczenia jeszcze 3 pojedynki o kobiety) w dłużniczce się ... zakochuje.

Inscenizacje rosyjskiej literatury mają w polskim teatrze długą i świetną tradycję. Masową wyobraźnię kształtowały między innymi komedie Gogola w reżyserii Jerzego Gruzy w Teatrze Telewizji („Rewizor” czy „Ożenek”), czy niezapomniana „Jesienna nuda” Niekrasowa w reżyserii Stanisława Zajączkowskiego z Jerzym Stuhrem w roli głównej, który chyba jak nikt pokazał pewien rodzaj rosyjskiego pomieszania. Czechow Branda nie walczy zaciekle z tradycją, ale odchodzi od toposu i śmiało wprowadza do spektaklu element niezbędny dla każdego szanującego się współczesnego reżysera. Tym elementem, motywem, praprzyczyną wszystkiego i wszędzie jest według jednego z dyktatorów polskiej krytyki oczywiście gender. Obie pary, czyli Iwan i Natalia oraz Helena i Grigorij, są niewolnikami ról społecznych wymyślonych przez nudnych i nieszczęśliwych obrońców społecznego ładu. Przydzielone i utrwalane przez dziesiątki pokoleń schematy zachowań budujących poprawność na każdym poziomie są wylęgarnią hipokryzji i powodem niezliczonej ilości ludzkich dramatów i niespełnień. Marek Brand prostymi i skromnymi siłą rzeczy środkami ukazuje swych bohaterów jako jednostki dwoiste, pęknięte, nieszczęśliwe. W obu jednoaktówkach bardzo wyraźnie oddziela warstwę zewnętrzną, oficjalną, od skrytej, intymnej, chyba prawdziwej. Chyba, bo jak można ocenić niezwykłą woltę Smirnowa, który z dręczyciela staje się bezbronnym zakochanym ? Ta nagła przemiana rozpoczyna się w momencie, gdy postrzegana do tej pory obcesowo dłużniczka zgadza sie na pojedynek i... pokazuje się w częściowym negliżu. Znika agresja, pojawia się fascynacja, rodzi pożądanie, do głosu dochodzą natura, zmysły, dla niektórych prawda.

Brand stara się, mimo bardzo skromnej powierzchni sali, grać przestrzenią. Tworzy trzy plany wyodrębnione światłem i emocjami. Spektakl zyskuje dzięki muzyce Tomasza Kobieli i, przede wszystkim, świetnej roli Jacka Majoka, na co dzień aktora Teatru Miniatura. To po sukcesach Edyty Janusz-Ehrlich i Wiolety Karpowicz kolejne potwierdzenie tezy o wysokich i zbyt rzadko ujawnianych umiejętnościach aktorów tearu lalkowego. Majok od pierwszego pojawienia się na scenie skupia na sobie uwagę, czaruje, bawi, „podnosi” spektakl. Zdecydowanie więcej oczekiwałem po doświadczonym Macieju Szemielu, który szczególnie w pierwszej części nie wykorzystał okazji do stworzenia wyrazistych epizodów. Zaskakuje, jak na teatr offowy, akademickość blokowiskowej propozycji, ale wieczór na Zaspie przywraca na chwilę tęsknotę za dobrym tekstem podanym w komunikatywnym przekazie. Warto wysiąść z pociągu SKM na stacji Gdańsk-Zaspa i po kilku minutach dotrzeć do jednej z najciekawszych wysp Gdańskiego Archipelagu Kultury, zasiąść w pierwszym rzędzie i napić się świetnej herbaty i nie tylko.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świetojanska1
15 lutego 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...