Gra z wyobraźnią

"Ćwiczenia z Ionesco" - reż. Grzegorz Bral - Teatr Studio w Warszawie

Pomysł Grzegorza Brala, by na scenie Teatru Studio pokazać rys twórczości mistrza absurdu, wykorzystując do tego celu kilka etiud, opartych na fragmentach sztuk autora, sprawdza się idealnie. W "Ćwiczeniach z Ionesco" jest to, co istotne było dla dramaturga: nieograniczona wyobraźnia, tragizm obok komizmu, absurd egzystencji, strach przed śmiercią. I duch Ionesco

Czuje się go, oglądając kolejne obrazy. Właśnie - obrazy, bo przygotowane etiudy są jak ożywione płótna, w których rolę pełni ruch, gest, kolor, światło, dźwięk. I słowo, bo choć wg Ionesco mocno zdewaluowane, to warto nim nieco pograć. Spektakl nie udaje, że ma zamiar wyczerpać temat twórczości Ionesco. Ale jest "z jego ducha".

"Teatr jest rodzajem następowania po sobie stanów i sytuacji. Teatr jest niespodzianką i odkrywaniem.[…] Teatr to wyobraźnia, a wyobrażać sobie to budować świat" - twierdził Ionesco. Spektakl Grzegorza Brala wyobraźnię widza uruchamia i otwiera ją na oryginalne rozwiązania, które zaproponował reżyser. Połączenie różnych konwencji i różnych narzędzi powoduje, że trafiamy do onirycznej krainy, z której obficie czerpał Ionesco.

Zaskakujące rozwiązanie pojawia się już w etiudzie skonstruowanej na fragmentach "Łysej śpiewaczki", która - co naturalne - otwiera spektakl. To od niej zaczęła się przygoda literacka Ionesco, ale tu też występują postaci tak charakterystyczne dla mistrza dramatu, pozbawione wszelkiej substancji, wypowiadające "słowa, które stały się tylko wyrazami". W tej etiudzie postaci rozmyły się tak bardzo, że stały się cieniami, rzucanymi z projektora. Sztampowe i tak konwersacje, zostały zastąpione rozwiązaniami rodem z komiksu. Skoro ludzie mówią bez sensu, to nie ma znaczenia, czy słyszymy ich rozmowy (i czy je przeczytamy, bo napisy w "dymkach" celowo są nieostre).

Proste rozwiązania bywają najbardziej genialne. W etiudzie nawiązującej do "Krzeseł" wszechogarniającą nicość oddają trzaskające drzwi. Nikt z krzesłami nie biega, puste meble nie multiplikują się na scenie, a jednak wrażenie jest niesamowite. Narastający huk, zwiększające się tempo, poczucie chaosu, pozwalają odczuwać ogromną pustkę. Nikt się nie pojawia, może nawet bohaterowie sztuki, dwoje staruszków (Stanisław Brudny i rewelacyjna Irena Jun, która tworzy świetną kreację tym występem) są także tworami wyobraźni niczym Calderonowscy bohaterowie?

"Słowo się wyczerpało. Doszliśmy do milczenia, posługujemy się ciałem, gestami, obrazami. To są obecnie dostępne akcesoria. Teraz trzeba odnaleźć ceremoniał w nieobecności tekstu" - głosił Ionesco. I chyba byłby zadowolony widząc współczesne rozwiązanie tej deklaracji np. w etiudzie na bazie "Lekcji", w której słowa zostały zastąpione gestem i dźwiękami rodem z poetyki niemego kina (dobra rola Dariusza Jakubowskiego) albo w scenie z krytykami z "Improwizacji w Almie". Kapitalna muzyka, świetnie dopracowana choreografia, dynamizm przekazu - porywają. I mimo woli rodzi się pytanie, czyżby niewiele od czasów Ionesco się zmieniło? Czy krytycy, niczym automaty, nadal wolą dogmatycznie narzucać jakąś ideologię niż zrozumieć teatr? W Studio, jak u Meyerholda, scenę wypełnia zautomatyzowana konstrukcja i … zautomatyzowane postaci, przeradzające się na oczach widzów w ograniczonych ideologów.

"Ćwiczenia z Ionesco" są komiczne, groteskowe, tragiczne... Jak życie, które jest największym absurdem. Bo jak zrozumieć, że raj przemienia się w getto z wirującą karuzelą i postaciami jak z obrazów Boscha albo że ludzie dają się dobrowolnie już zamknąć w wirującej karuzeli choć przewiązanej kolorowymi sznureczkami? O tych problemach każe myśleć tandem Ionesco-Bral.

Mieszanka stanów emocjonalnych, które wywołuje ten spektakl, jest naprawdę niesamowita, a on sam emanuje niezwykłą energią. Jednym z jej składników jest kapitalna muzyka (rewelacyjny Jacek Hałas), której reżyser wskazał szczególne miejsce. Brzmienia z bałkańskich przedmieść (klimat niczym z filmów Kusturicy), ale i przejmujące rumuńskie pieśni lamentacyjne, potęgują groteskę i tragizm egzystencji. Muzyka nie jest jednak tylko ilustracją do obrazów; staje się pełnoprawnym bohaterem spektaklu.

Na deskach Teatru Studio spotkali się w tym spektaklu zarówno młodzi aktorzy,
jak i prawdziwe legendy sceny z Ireną Jun na czele. Spektakl premierowy robił świetne wrażenie, bo takiej dynamiki, takiego zaangażowania i współpracy dawno nie było widać w Teatrze Studio. To ważne widzieć aktorów, którzy wiedzą co grają i w jakim celu. Jest szansa, że ich przedstawienie zapoczątkuje nową historię Studia, w którym w dobrym repertuarze, grać będzie świetny zespół, prowadzony przez ludzi mających określoną wizję teatru.

Lidia Raś
Polska Dziennik
24 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia