Grabowskiego rozmowa o Polsce

"Wesele" - reż. Mikołaj Grabowski - Teatr Powszechny w Radomiu

Discopolowe klimaty. Zamiast bronowickiej chaty, piętrowa kamienica. Strój krakowski weselnych gości, zastąpiony współczesnym kostiumem. Oto jak dzisiaj Mikołaj Grabowski, reżyser "Wesela" w radomskim Teatrze Powszechnym, odczytuje jeden z najważniejszych polskich dramatów Stanisława Wyspiańskiego.

"Wesele" w karierze teatralnej Mikołaja Grabowskiego zajmuje miejsce szczególne. Jako reżyser sięgał do niego dwukrotnie, przygotowując je w 1984 roku w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie oraz w Teatrze Polskim we Wrocławiu w 2002 roku. I tak po dwunastu latach przyszedł czas na Radom. Przyszedł czas na spojrzenie na dramat Wyspiańskiego jako tekst ciągle aktualny, którym można nawiązać dialog z publicznością o nas samych, o Polakach, żyjących tu i teraz w niepodległym państwie, mających jak każdy naród szereg wad i negatywnych cech, ale i wiele zalet. Dzięki nim przecież, po stu trzynastu latach, które minęły od prapremiery tego arcydramatu, z państwowego niebytu znaleźliśmy się w środku bezpiecznej Europy, z imponującym dorobkiem kulturalnym i w najlepszej kondycji gospodarczej, jeśli nie w historii, to na pewno od ostatnich kilkuset lat.

Tytułowe wesele Mikołaj Grabowski przeniósł właśnie w realia współczesne widzowi, umieszczając akcję nie w podkrakowskich Bronowicach, a w dość ponurej kamienicy, jakich w pejzażach polskich miast z pewnością wiele. Podobny przygnębiający nastrój panuje wśród zgromadzonych na zabawie weselników, których stan ducha dalece odbiega od radości i euforii, jaka winna towarzyszyć tego typu imprezie. Zamiast tego, goście wydają się być znudzeni własnym towarzystwem i tylko czasem, w rytm kujawiaków, oberków czy discopolowych hitów dają ponieść się odrobinę w tanecznym uniesieniu. Podobnie wyglądają ich rozmowy, odbywające się w przeważającej części przed wejściem do kamienicy, których tłem jest dobiegająca z jej wnętrza muzyka. To właśnie dzięki tym dysputom jesteśmy świadkami korowodu postaci, przerywających na moment zabawę, odpoczywających na podwórkowej ławeczce i rozważających bieżącą sytuację. Reżyser odniósł to do zarówno do aktualnych nastrojów wobec obecnego stanu rzeczy, do wyżej wspomnianych narodowych wad i zalet, ale także do wciąż zbiegunowanych podziałów zachowań poszczególnych grup społecznych, motywowanych politycznymi i światopoglądowymi namiętnościami.

Również dlatego w czasie weselnej nocy nie zabrakło widm. W ich zobrazowaniu reżyser zrezygnował z "fantastyczności" na rzecz "realności", powierzając ich role członkom weselnej zabawy, którzy zastępują upiory z tamtych czasów – upiorami współczesnymi, realnymi, codziennie oglądanymi w telewizorach, siejącymi niepokój i niejednokrotnie grozę i przerażenie, nie mniejsze od tamtych z czasów Wyspiańskiego. Dzisiejszy Szela, Stańczyk, Hetman, Chochoł to widma z naszego świata.

Trzeci akt "Wesela" wypełniony jest stagnacją, niemocą i wszechogarniającą apatią. Skocznej muzyki porywającej do tańca już nie słychać. W powietrzu unosi się nastrój poweselnego oczekiwania. Zasiadający przy stołach goście, spoglądają beznamiętnie przed siebie, czekając na cud i wyłącznie w tym oczekiwaniu pozostając. Ta niezwykle plastyczna scena, wydaje się nawiązywać do ostatniej wieczerzy, będącej w tym konkretnym przypadku ostatnią szansą na zryw. Niestety szansa nie zostaje wykorzystana. Na nic zdadzą się próby namówienia zgromadzonych gości do podjęcia walki przez Jaśka, który pojawia się z biało-czerwoną opaską na ramieniu, symbolizującą jego przywiązanie do ojczyzny. Ten rosły dobrze zbudowany mężczyzna, nie jest w stanie przekonać ich do czynów. Ich wyborem jest bezczynność. I tak pozostają w niej pogrążeni, kręcąc się w obłędnym kole.

Tym elementem inscenizacji Grabowski poddaje w wątpliwość potrzebę narodowego zrywu. Dziś już nie oczekuje się od „weselników" postawy - w dawnym rozumieniu - patriotycznej. Dziś, najzdrowszym przejawem patriotycznego wzoru jest postawa obywatelska. Nikt nie wymaga od Polaka pójścia na wojnę, by toczyć zwycięskie boje o granice terytorium kraju, o państwo, czy o polski dorobek kulturalny. Dziś Polak - dobry obywatel nie musi narażać życia za swój kraj. Wystarczy, że będzie dobrze pracował, zgodnie współmieszkał z sąsiadami, przestrzegał prawa, był za przykład młodszym pokoleniom oraz raz na cztery czy na pięć lat pójdzie głosować za swoim faworytem do samorządu, do parlamentu, czy na stanowisko prezydenta. Dzisiejszymi Wernyhorami są ludzie oddający się swoim zawodowym obowiązkom. Złoty Róg posiadają wszyscy, którzy chcą swoim przykładem pracowitości i sukcesu zarazić innych.

W inscenizacji Grabowskiego uwagę przykuwa scenografia projektu Katarzyny Kornelii Kowalczyk, wykorzystująca techniczne możliwości Teatru Powszechnego. Istotne funkcje i określone konotacje niesie za sobą również muzyka w opracowaniu reżysera, którą skompilował on z ludowych przyśpiewek, muzyki Marka Grechuty, "Kwartetów" Pawła Szymańskiego oraz utworów disco polo.

I tak w całym tym anturażu Grabowski rozgrywa swoje radomskie, ciągle aktualne "Wesele". Finałowa scena, w której weselnicy wyłącznie czekają, nie podejmując żadnej inicjatywy, doskonale obrazuje nas Polaków i naszą narodową niemoc. Historia i minione wydarzenia niejednokrotnie udowadniały, że potrafimy działać, pobudzeni i zmotywowani do walki. Jednak ta sama historia często donosi, że po wielkim zrywie, zostaje tylko głucha cisza. Inscenizator Mikołaj Grabowski przed taką ciszą gorąco przestrzega. W Radomiu, mieście, które zapisało się piękną kartą w naszej najnowszej historii, upominając się w 1976 roku o prawo do lepszego życia, nie będzie głuchej ciszy. Będzie za to mądrość, pracowitość i rozwaga. Bo takie „Wesele", właśnie w Radomiu, to jednak nie przypadek.

 

Agnieszka Kiełbowicz
Dziennik Teatralny
24 października 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...