Granice Susan Sontag i granice widza
„Susan Sontag" - scenar. i reż. Agnieszka Jakimiak i Mateusz Atman - Teatr im. Stefana Jaracza w OlsztynieSpektakl konkursowy w ramach 29 Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt w Toruniu – 30.05-6.06.2025. Ponoć widzowie z Olsztyna cenią sobie ten tytuł. Szereg obostrzeń w opisie sztuki w sposób oczywisty podsyca ciekawość. Dlaczego zatem kontrowersyjny spektakl o niepokornej postaci jednak nie poderwał festiwalowej publiczności z miejsc?
Twórcy olsztyńskiej teatralnej opowieści o Susan Sontag stworzyli własną wizję jej życia i postrzegania wolności wyborów. Biograficzne wątki i czarno-białe fotografie prezentowane podczas spektaklu składają się na historię kobiety piekielnie inteligentnej, bezkompromisowej i egocentrycznej. Skupiają się na relacjach w życiu prywatnym, głównie intymnym, chociaż przywołują także istotne historyczne wydarzenia, np. wojnę w Wietnamie czy oblężenie Sarajewa, które miały wpływ na reakcje Sontag w odniesieniu do spraw polityczno-społecznych, głównie konfliktów zbrojnych wybuchających w różnych częściach świata.
Pisarka, intelektualistka, aktywistka, żona, matka i kochanka, uwielbiana lub znienawidzona zainspirowała twórców spektaklu nie tylko do podjęcia próby przedstawienia bogatego życiorysu, ale i uruchomiła autorefleksję i potrzebę przełożenia twórczości i postawy Susan Sontag szczególnie mocno u Macieja Cymorka, który zdobył Nagrodę festiwalową im. Zdzisława Maklakiewicza za najlepszą rolę epizodyczną ufundowaną ze środków SKE – Kultura przez Sekcję Teatrów Dramatycznych.
W opisie spektaklu możemy też przeczytać wyraźną prośbę twórców o to, aby nie spoilerować sztuki. Szanując ich życzenie, nie napiszę zatem, co tak ujmującego i odważnego było w kreacji aktora, a i o wielu innych rzeczach napisać nie mogę po takim apelu. Z pewnością rola Macieja Cymorka, chociaż nie tak epizodyczna w moim odczuciu, jest zaskakująca dla widzów i ma potężny ładunek emocjonalny, niespotykany w konwencjonalnym teatrze. Charyzmatyczny aktor, który świetnie wykorzystał swój fizyczny potencjał muskularnego ciała jako narzędzie aktora w budowaniu śmiałych scen i układów tanecznych ilustrujących przemiany obyczajowe i życie artystycznej bohemy, wniósł do spektaklu bardzo szczególną, wręcz naturalistyczną energię w kontrze do surrealistyczno-groteskowej postaci wykreowanej przez Anę Szopę.
Gościnnie występująca performerka jest cielesnym, wizerunkowym uosobieniem konfliktu moralnego, jaki towarzyszy wspomnieniu Susan Sontag i burzliwych lat rewolucji seksualnej i społecznej. Ana Szopa w swoim osobliwym show, który był punktem krytycznym spektaklu w aspekcie dopuszczalnych granic strefy komfortu widza, przekazała kwintesencję krzyczącej estetyki kampowej. Oddała klimat nabrzmiałego napięcia społecznego wobec kultury queerowej, która wyłaniała się coraz odważniej z gęstej mgły nietolerancji dla osób nieheteronormatywnych. Snująca się po mentalnych ścieżkach konserwatystów homofobia toczyła ideologiczne boje w ostatnich dekadach dwudziestego wieku.
Epidemia AIDS podsycała atmosferę z jednej strony strachu, ale jednocześnie pozwoliła społeczeństwom wejrzeć mocniej w obyczajowość i różnorodność sfery seksualnej człowieka. Potrzeba oswojenia lęku przed chorobą i podjęcia działań prewencyjnych, wymusiły potrzebę merytorycznej, naukowej i obyczajowej dyskusji. Queerowa anarchia, dekadencka postawa nieheteronormatywnej artystycznej bohemy oraz rewolucja seksualna musiały skonfrontować się z niechęcią społeczną, strachem, niezrozumieniem, brakiem wiedzy i świadomości antagonistów oraz dominującym konserwatywnym postrzeganiem świata i dojrzeć do bardziej zaangażowanego
i odpowiedzialnego dyskursu o płci i seksualności człowieka. Szokujące i prowokacyjne wystawy, fotografie zyskujące pomału status dzieł sztuki, jątrzące umysł publikacje i rażące nową estetyką płótna rozpychały ciasne stereotypy i kruszyły monogamiczne heteroseksualne wzorce związków. W tym kontekście, siła rażenia performance'u Any Szopy przy okazji rozsadza mentalną, bezpieczną granicę widz-aktor i wyrywa z dotychczasowych teatralnych doświadczeń na pewno zdecydowaną większość z nich. Czy było to konieczne aż tak szarpnąć widza za nerw wzrokowy?
Osobiście nie jestem przekonana, chociaż sztuka i wyraz artystyczny oraz historia pewnego zdjęcia kontrowersyjnego fotografa XX wieku Roberta Mapplethorpe'a tłumaczą i w pewnym sensie usprawiedliwiają to, co wydarzyło się na scenie i ostatecznie bronią przed bardziej skrajną, ryzykowną i niebezpieczną dla całego przedsięwzięcia definicją. Jednak ostateczna interpretacja zależy tak naprawdę od poczucia wrażliwości, estetyki i granic intymności każdego widza osobno, a tu progowe strefy tolerancji dla takich środków wyrazu artystycznego mogą być bardzo różne. Festiwalowa dyskusja uruchomiła pojęcie aktualnie ważnej postaci w organizacji pracy w teatrze i filmie, mianowicie koordynatora scen intymnych (Aleksandra Osowicz).
Twórcy deklarowali zaopiekowanie całego zespołu, a czy pomyśleli o widzu, którego zaskakuje niejedna scena? Na ile można przesuwać granice dopuszczalnej wizji artystycznej, przedyskutowanej i przećwiczonej podczas prób przez zespół, aby bez ostrzeżenia zaprezentować ją widzowi prosto w oczy i mózg? Mocna, pełna nagości inscenizacja olsztyńskiego teatru balansuje niebezpiecznie na krawędzi sztuki i obsceniczności i składa na ołtarzu siły wyrazu i prawdy o epoce Susan Sontag coś bardzo ważnego w teatrze i grze aktorskiej – doskonałe udawanie, niedosadne granie, umiejętne pokazanie bez pokazania, wirtuozerię metamorfozy. Czy to właściwa droga, każdy widz musi odpowiedzieć indywidualnie.
Susan Sontag broniła granic własnej prywatności i uchodziła za osobę, która mówi, pisze i robi to, co chce. W kwestii jednak swojego życia intymnego, nurzając się w dekadencji artystycznej europejskiej czy amerykańskiej bohemy, jednocześnie strzegła tajemnicy swych lesbijskich relacji prawie do końca życia. Czerpała uczuciowe korzyści z relacji ze swą ostatnią słynną partnerką- fotografką Annie Leibovitz. Susan Sontag realizując się twórczo, czerpała z energii swych queerowych przyjaciół, syciła się zmysłową aurą towarzyszącą jej relacjom, chętnie otaczała ludźmi, którzy zaspokajali jej cielesne, intelektualne i towarzyskie potrzeby, ale dla których coming out był ważny, a sami często pozostawali wierni sobie.
Wielu z nich pokonanych przez AIDS po kolei żegnała brnąc w postawę wyparcia własnej tożsamości, walcząc o prawdę wszędzie, ale nie u samej siebie. Rozdarta uczuciowo, gnębiona nowotworami, zdaje się wciąż czekała na lepszy moment opierając się emocjonalnej presji cierpiących przyjaciół, dla których jej życie, pozycja i autorytet stanowiły nadzieję na poważny argument w ustanawianiu nowych norm, przełamywaniu krzywdzących stereotypów i wytyczaniu nowych mentalnych torów. Milena Gauer jako Susan Sontag emanuje ciepłem, wrażliwością i pomimo także odważnych scen, kreuje postać pisarki z perspektywy dojrzałej, świadomej kobiety, z niewątpliwie sporą dozą czułości i tkliwości dla przeszłości, a także refleksyjną postawą wobec popełnionych błędów i niestety grzechu zaniechania.
W spektaklu łagodna, mimo buntowniczej natury pisarka, naznaczona niezagojoną blizną hipokryzji i oportunizmu w sferze prywatnej, w swej niejednoznacznej postawie uosabia człowieka z krwi i kości, który przez całe życie walczy z demonami swoimi i cudzymi. Zawód, którego na przestrzeni dziesięcioleci musieli doświadczać bliscy z jej otoczenia, mocno wybrzmiewa w inscenizacji teatru z Olsztyna. Milczenie wobec społecznych oczekiwań nie jest w stanie zignorować potrzeby dialogu i zrozumienia. Wciąż jest niestety aktualne wobec wielu problemów. Podobnie próba zakrzyczenia czy zaklinania rzeczywistości nie odniesie skutku.
Stopklatkowa biografia Susan Sontag według duetu Agnieszki Jakimiak i Mateusza Atmana jest wielowątkową opowieścią, która zatrzymuje kadry z życia burzliwego, kontrowersyjnego, trudnego dla innych, ale prowokującego do myślenia i dyskusji. Można zauważyć, że ten zgrany duet twórców współpracuje od dawna. Artystyczna wizja reżyserki Agnieszki Jakimiak i artysty multimedialnego jakim jest Mateusz Atman jest spójna i komplementarna. Pokazuje, że wolność jednostki jest dzika i nieokiełznana, ale może zostać uwięziona w klatce norm i stereotypów, wylękniona widmem ostracyzmu.
Osoba publiczna z takim autorytetem jak Susan Sontag jawi się w spektaklu jako zdezintegrowana osobowościowo aktywistka, która w pełni nie skorzystała z tego cennego narzędzia własnej pozycji wybitnej intelektualistki, teraz byśmy napisali też, influencerki, aby wesprzeć środowisko queerowe, które w XX wieku demonstrując swoją wolność poszukiwało różnych, często rozpaczliwych i ryzykownych dróg w dopominaniu się o zauważenie, akceptację i prawa. Zastosowanie szokujących i kontrowersyjnych środków czasami przesłaniało istotę sprawy, a czasem pozwalało ją dostrzec.
Jak było w tym spektaklu, musicie Państwo sprawdzić sami. Warstwa wizualna w postaci wyświetlanych na trzech białych ścianach czarno-białych fortografii aktorów, którzy odwzorowują te prawdziwe ujęcia, przeważnie Susan, prowadzi nas przez skomplikowany życiorys. Narratorka Marta Markowicz, znana z ról dubbingowych, aksamitnym głosem uzupełnia i objaśnia poszczególne wątki biograficzne i pomaga pospinać poszczególne wydarzenia w zrozumiałą całość, jak pojedyncze kadry w kliszę. Agnieszka Giza-Gradowska jako fotografka i partnerka Susan, jest w centrum wydarzeń i pozwala zrozumieć osobisty dramat zarówno jej postaci, jak i uwikłanie w pułapkę uczuć Susan. Piątka aktorów tworzy żywy obraz epoki, bawi się, improwizuje, rozpacza i ożywia kadry, przywołuje wspomnienia, komentuje, relacjonuje, zatrzymuje chwile, aby poddać je analizie.
Nieoczywisty repertuar muzyczny w opracowaniu Rafała Ryterskiego i wideo Mateusza Atmana dopełniają klimat. Surowa, scenografia jak w fotograficznym atelier nie przytłacza akcji na scenie, a światła Agnieszki Jakimiak i Anny Met wspierają emocje bohaterów i budują nastrój w biegu wydarzeń. Kostiumy, również Anny Met, posłusznie podążają za dynamiką trudnych scen z nagością, ale i oddają sensualny charakter scenicznych postaci. Im dłużej myśli się o tym spektaklu, tym bardziej zaczyna wszystko do siebie pasować i zachęca do poszukiwań źródeł inspiracji twórców.
Ta historia o strachu i braku tolerancji, o potrzebie wyzwolenia własnej tożsamości, o dążeniu do egalitaryzmu nie ma końca. Jest też po części w trendzie teatru terapeutycznego, pomagającego uporać się z emocjami wygenerowanymi z traumatycznych zdarzeń, a czerpanych z życia do scenariusza dramatu.
Przeszłość miesza się z teraźniejszością, a finałowy, misiowy występ jest manifestem wolności życiowych wyborów, które są różne, a z ich potencjalnymi konsekwencjami każdy i tak musi zmierzyć się sam będąc w zgodzie ze sobą i wobec drugiego człowieka.