Grzmoty i błyski

"Mistrz i Małgorzata" - reż. Grigorij Lifanow - Teatr Polski w Poznaniu

"Kiedy zachodziło właśnie gorące wiosenne słońce, na Patriarszych Prudach zjawiło się dwóch obywateli". Sceniczna rzeczywistość wyłania się z tekstu czytanego przez autora-narratora (Sylwester Woroniecki). Prowadzi on widzów przez kolejne części spektaklu, łącząc poszczególne wątki wypreparowane z powieści Michaiła Bułhakowa

Na początku, wiernie za nią podążając, przedstawia bohaterów, potem pojawia się w szpitalu psychiatrycznym, by towarzyszyć opowieści Mistrza, pod koniec wieczoru pomaga dopełnić się historii, ogłaszając wolność tytułowego bohatera. Trzy części czterogodzinnego przedstawienia rozgrywają się kolejno w Moskwie, w zakładzie dla psychicznie chorych, w fantasmagorycznym świecie powołanym do istnienia przez szatana.

W części pierwszej poznajemy Wolanda (Piotr B. Dąbrowski) i jego świtę. Na scenie ukazane zostają znane z powieści diabelskie sztuczki: śmierć Berlioza, przeniesienie Stiopy Lichodiejewa (Andrzej Szubski) do Jałty, zajęcie moskiewskiego mieszkania przy ulicy Sadowej, afera z Nikanorem Iwanowiczem Bosym (Wiesław Zanowicz), a także występ w Variétés. Publiczność zostaje wciągnięta w wir moskiewskich wydarzeń sprowokowanych pojawieniem się siły nieczystej. Szatan przedstawiony zostaje w asyście konwencjonalnych chwytów: pojawia się zawsze przy wtórze grzmotu, a używane przez niego przedmioty płoną żywym ogniem. Kolejne sytuacje przedstawiane są za pomocą dosłownych rozwiązań scenograficznych – pojawia się tramwaj, którego ofiarą pada Berlioz (Wojciech Kalwat), depesza o jego śmierci wyświetla się w postaci projekcji na ścianie, w scenie w teatrze Variétés na widownię spadają czerwońce. Diabelska trupa pod koniec każdej części zastyga w niemej pozie.

W drugiej części na scenie ukazano podmoskiewski zakład dla psychicznie chorych i kolejnych trafiających do niego pacjentów. Szpitalna rzeczywistość pogrąża się w rytmie powtórzeń – uzupełniania kartotek kolejnych pacjentów oraz obietnic pomocy ze strony pensjonariuszy. Pacjentem jest również narrator. W finale tej części, w pokoju Bezdomnego (Łukasz Chruszcz), który na próżno usiłuje napisać doniesienie dotyczące spotkania z „zagranicznym konsultantem”, pojawia się Mistrz (Michał Kaleta). Opowiada on poecie dzieje swojej miłości i powieści oraz wyjawia mu w tajemnicy, z kim tamten miał przyjemność spotkać się na Patriarszych Prudach.

Część trzecia jest opowieścią o miłości Mistrza i Małgorzaty, a raczej opowieścią Małgorzaty (Aleksandra Bednarz) o miłości do Mistrza. Wprowadzona przez narratora bohaterka śpiewa banalną piosenkę o porzuceniu, której towarzyszą grające na żywo trio i projekcje zdjęć. Na fotografiach niczym z kolorowych pism widać ślady szczęśliwej wspólnej przeszłości: uśmiechnięte twarze, wyrazy bliskości, Mistrz przy maszynie do pisania. Potem następuje spotkanie Małgorzaty z Asasellem (Piotr Szrajber), jej przemiana w wiedźmę i kaskaderski lot na bal u szatana, pełen potępieńców wszelkiej maści. Scenę tę wieńczy spotkanie z Wolandem i wyrażona przez Małgorzatę prośba o odzyskanie Mistrza (reżyser pomija prośbę o łaskę dla Fridy). Potem pojawia się udręczony Mistrz i następuje pojednanie kochanków, którym Woland oferuje wieczny spokój i wolność.

Przedstawienie przygotowano z rozmachem, obsada liczy czterdzieści osób, zastosowano rozwiązania inscenizacyjne i scenograficzne, które cieszą widzów: loty czarownic nad sceną, zabawy z ogniem, muzyka na żywo, dynamiczne zmiany scenografii. Wykorzystane w spektaklu środki balansują jednak na granicy przerysowania. Diabelska świta i jej działania zostały ukazane w konwencji bezlitośnie eksploatującej stereotypowe wyobrażenia dotyczące sił nieczystych. Woland jest piekielnie poważny i niedostępny, wygląda jak bohater kolejnej części sagi o wampirach. Potępieńcy przybywający na bal wyglądają jak postaci z horroru klasy B. Wszystkiemu towarzyszą grzmoty i błyski. Ni to wszystko straszne, ni śmieszne. Takie nagromadzenie „efektów specjalnych” funkcjonuje niepokojąco blisko kiczu. Wszystkie niesamowitości, które stanowią o niepowtarzalności tekstu, przeniesione na scenę w sposób dosłowny, tracą swoją moc i diabelski urok.

Również wątek Mistrza i Małgorzaty nie wytrzymuje próby sceny i trąci sentymentalizmem, nie dając szansy na aktorski popis odtwórców głównych ról. Najciekawsze są chyba aktorskie kreacje towarzyszy Wolanda, szczególnie tłumacza Korowiowa (Sebastian Cybulski). Od początku wątpliwy wydaje się również pomysł wprowadzenia postaci narratora – z jednej strony ułatwia to rozwiązanie niektórych problemów adaptacyjnych: narrator rozpoczyna przedstawienie, wprowadza widzów w nowy wątek z powieści, przedstawia postaci, pełni funkcję łącznika między poszczególnymi wątkami. Z drugiej strony jego istnienie ma wielokrotnie charakter tautologiczny wobec akcji scenicznej i wydaje się być nachalną podpowiedzią skierowaną do widzów.

Wątpliwości dotyczące zbyt daleko posuniętych uproszczeń budzi już sama konstrukcja spektaklu. Reżyser wybrał z tekstu Bułhakowa przede wszystkim to, co bawi i uwodzi – diabelskie wybryki, zabawnie zainscenizowaną za pomocą repetycji rzeczywistość zakładu psychiatrycznego i historię miłosną tytułowej pary. W zasadzie zupełnie pominął opowieść o Piłacie z Pontu. Jej fragmenty są czytane z offu w trakcie przerw, nie dopełniają one w żaden sposób całości przedstawienia. Funkcjonują one poza właściwą strukturą spektaklu. Opowieść o Piłacie zostaje w postaci malutkiej książeczki dołączona również do programu przedstawienia. Przyjęte rozwiązanie daje adaptatorowi możliwość ominięcia schematu „powieści w powieści”. To uproszczenie jednak bardzo szybko mści się na przedstawieniu i staje się przyczyną poważnej dramaturgicznej niespójności. W powieściowej scenie spotkania na Patriarszych Prudach Woland opowiada dwóm literatom historię o Poncjuszu Piłacie, wspominając o swojej obecności w Jeruszalaim podczas pamiętnych wydarzeń. Potem przeprowadza swój siódmy dowód na istnienie sił nadprzyrodzonych, powodując śmierć Berlioza. To powoduje, że Bezdomny jest później opętany wizją, której nieodłączną częścią jest postać Poncjusza Piłata. W spektaklu, z którego historię Piłata usunięto, pozostawiono tylko pytanie Wolanda, dotyczące wiary w szatana, spuentowane prośbą o uwierzenie w jego istnienie. Niezrozumiałe staje się więc, dlaczego więc Bezdomny, trafiając do domu wariatów, bez przerwy bredzi o Poncjuszu Piłacie.

Postać Mistrza również zostaje w pewnym sensie pozbawiona swojej mocy. Bez równolegle funkcjonującego dzieła Mistrz przestaje być mistrzem. W powieści obie historie – moskiewska i jerozolimska – biegną równolegle, by ostatecznie połączyć się w akcie łaski, uwolnienia okrutnego prokuratora Judei przez mistrza, który w ten sposób kończy swoje dzieło. W spektaklu wolność zostaje zwrócona Mistrzowi przez narratora, takie rozwiązanie dramaturgiczne pozwala domknąć poszczególne wątki przedstawione w spektaklu.

Można zapytać, czy przypadkiem publiczność nie podlega zbiorowej hipnozie, do której reżyser użył prostych, łatwo rozpoznawalnych, efektownych (efekciarskich?) rozwiązań, które łatwo mogłyby zostać zdemaskowane. Nie sposób bowiem oprzeć się wrażeniu, że nie w pełni zasługuje on na miano adaptacji – to raczej wariacja na temat opisanych w powieści wydarzeń i bohaterów. Trudno mówić o Mistrzu i Małgorzacie Bułhakowa, kiedy nie ani słowem nie jest wspomniany Jeszua Ha-Nocri, Mateusz Lewita, kiedy nie można doświadczyć męki tchórzostwa, jaką w powieści przeżywa okrutny piąty procurator Judei, eques Romanus, Poncjusz Piłat.

Agata Barełkowska – doktorantka na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu; pracuje w Art Stations Foundation w Poznaniu.

Agata Berełkowska
Teatr 03/10
14 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia