Guzik Walewskiej

Multimedialność opanowała dziś wszystkie rodzaje sztuki. Oczywiście rozwój elektroniki nie pozostaje bez wpływu na rozwój sztuki. Tylko czy w tym kontekście powinno się mówić o rozwoju? Miałabym spore wątpliwości

Wyrosło już pokolenie tzw. digitalne, porozumiewające się skrótem SMS w zakresie słowa, ale to nie słowo dziś dominuje, a obraz. A właściwie obrazek niezatrzymujący się na ekranie telebimu dłużej niż parę sekund. Ów celowy zabieg powodujący miganie reżyserzy nierzadko traktują jako jedno z narzędzi dramaturgii spektaklu. Gorzej zaś, gdy jest to jedyne narzędzie budujące dramaturgię przedstawienia. "Kurt Weill", autorski balet Krzysztofa Pastora, wykorzystuje wprawdzie multimedialność w dość sporym zakresie, ale dramaturgia spektaklu budowana jest tu różnymi środkami wyrazu.

Środki te jednak nie zawsze ze sobą harmonijnie współgrają, choć zapewniają widowiskową atrakcyjność. Tylko czy przez ową "atrakcyjność" nie ucierpiała sama sztuka baletu i myśl wiodąca? Bo tak naprawdę wyłowienie myśli głównej, która byłaby konsekwentnie prowadzona przez cały spektakl, nie jest dla widza zadaniem łatwym. No, chyba że wcześniej, nim przyszedł do teatru, pół dnia spędził w bibliotece, pilnie wczytując się w biografię Kurta Weilla. Jednak z drugiej strony rzecz ujmując, Krzysztof Pastor, jak wynika ze spektaklu, najwidoczniej nie zamierzał przedstawić biografii Weilla w sposób linearny, uporządkowany. Mniej chodziło mu o biografię osoby, a bardziej o twórczość Weilla, o jego muzykę, która wyznaczyła choreografowi wszystkie pozostałe tropy w tym spektaklu.
A warstwa muzyczna jest tutaj kolażem różnorodnych gatunkowo i stylistycznie rodzajów muzyki. Są więc obok znanych songów, jak na przykład "Lamentacja o Mackie Majchrze" z "Opery za trzy grosze", doskonale zaśpiewana przez Małgorzatę Walewską, także utwory o zupełnie innym charakterze, jak choćby "Grave" z I Symfonii, "Ballada o utopionej dziewczynie" z "Requiem" berlińskiego czy fragmenty ze "Srebrnego jeziora". Obok chwytliwych, łatwo wpadających w ucho melodii jest muzyka poważna, a także elementy jazzu. Tancerzom towarzyszy nie tylko różny język muzyczny, ale i śpiewacy wykonujący utwory na żywo, stojący w światłach lub nieco z boku na scenie.

Pomysł z wprowadzeniem na scenę śpiewaków, a wśród nich tak znakomitych jak Małgorzata Walewska i Robert Gierlach, jest - przyznam - dość ryzykowny. Ot, na przykład, za każdym razem, gdy pojawia się Małgorzata Walewska, nie wiem, czy ktokolwiek patrzy na tańczących w tym momencie solistów. Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że uszy i oczy wszystkich skierowane są ku wybitnej artystce, której silna osobowość artystyczna, temperament, doskonały głos dominują nad całą przestrzenią sceniczną. I choćby nie wiadomo co w tym czasie migało na ekranie, a w planie żywym tancerze wykonywali nawet najbardziej zawrotne układy, i tak uwaga widzów skupiona będzie na Walewskiej. Oczywiście jej występ to wielka atrakcja tego spektaklu. Interpretacja utworów Weilla pokazuje, że Walewska potrafi znakomicie wejść w zupełnie inną stylistykę muzyczną i oddać klimat na przykład piwnic i kabaretów berlińskiej bohemy lat dwudziestych.

Nie tylko śpiewacy odwracają uwagę widowni od tancerzy, ale przede wszystkim migające obrazy na ekranie znajdującym się powyżej. Krzysztof Pastor wykorzystał fragmenty archiwalnych filmów i kronik dokumentujących epokę. To właśnie te obrazy mają tu być przewodnikiem po czasie i miejscach pobytu głównego bohatera spektaklu. Jednak dobór tych fragmentów stwarza wrażenie pewnego chaosu. Nierzadko trudno się zorientować, gdzie jesteśmy, czy to jeszcze Berlin, Paryż, czy Ameryka. W jakiej fazie twórczej znajduje się kompozytor? Owszem, muzyka może być tu podpowiedzią, ale ruch sceniczny nie wyraża tego czytelnie. Obrazy na ekranie zmieniają się bardzo szybko i nie wszystko wydaje się komunikatywne i uzasadnione. O ile bowiem tropem naprowadzającym jest pojawienie się kadru z Chaplinem ze słynnego "Dyktatora" czy króciutka scenka z Josephine Baker, tak zupełnie obcy zdaje się tu fragment z filmu "Popiół i diament" z Cybulskim i Pawlikowskim w słynnej scenie w barze.

Krzysztof Pastor, obecny dyrektor Baletu Opery Narodowej, wrócił do tematu Kurta Weilla po ośmiu latach. Prapremiera tego baletu odbyła się w 2001 roku na prestiżowej narodowej scenie Het Muziektheater w Amsterdamie, gdzie wówczas pracował. Teraz sięgnął do tego samego scenariusza, ale już w wykonaniu solistów i Baletu Opery Narodowej w Warszawie. Największą atrakcją, jeśli idzie o taniec, jest Rubi Pronk, znakomity tancerz amerykańskiego i holenderskiego baletu współczesnego. Szkoda, że artysta zatańczył tylko w pierwszych trzech przedstawieniach. Patrząc na jego wykonanie, można zrozumieć, dlaczego taniec jest tak piękną i wyjątkową sztuką. I choć Rubi Pronk uprawia przede wszystkim taniec współczesny, to wyraziście rysują się u niego silne podstawy tańca klasycznego, na którym tancerz buduje współczesny język baletowy i służące temu środki wyrazu.

Mimo że tak wiele dzieje się na scenie i że życie osobiste oraz twórcze głównego bohatera jest nadzwyczaj bogate, w spektaklu brakuje mi tej nutki uczuciowej, tego zajrzenia w emocje i stan ducha bohatera, w jego wnętrze. Wprawdzie na ekranie pojawiają się fragmenty kronik wskazujące na postępy hitleryzmu w Niemczech, ale jaki to ma oddźwięk w psychice, reakcjach Weilla, Brechta i innych, niewiele widać, jeśli idzie o wyrażenie tego tańcem. Być może układ choreograficzny jest zanadto subtelny w wyrazie w porównaniu z dość agresywnie funkcjonującym obrazem ekranu, który w wielu wypadkach dominuje nad tancerzami.
I jeszcze jedno, ruch nie zawsze jest tu skorelowany z muzyką. Ale mimo tych wszystkich uwag w pamięci pozostaje przynajmniej kilka scen. Zarówno w partiach tanecznych solowych, jak i w niektórych pas de deux. No i Małgorzata Walewska, choćby w tej scence, kiedy to niby dyskretnie, lekkim ruchem unosi dłoń w stronę... guzika kostiumu, który ma na sobie. Widzowie wsłuchani w głos artystki wiodą wzrokiem za dłonią Walewskiej i pozostają przy owym guziku.

"Kurt Weill", balet autorski Krzysztofa Pastora, inscenizacja i choreografia Krzysztof Pastor, dyrygent Pacien Mazzagatti, aranżacja przestrzeni i koncepcja wizualna Krzysztof Pastor, Bert Dalhuysen, kostiumy Maciej Zień. Polski Balet Narodowy, Chór i Orkiestra Opery Narodowej, Teatr Wielki, Warszawa.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
2 grudnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...