Gwiazda znikąd

"Bulwar zdradzonych marzeń" - reż. Robert Talarczyk - Gliwicki Teatr Muzyczny

Jagoda czuje, że nie pasuje do swojej rzeczywistości. Małe miasteczko, nudna praca, dom, mąż, dziecko... Ta wyliczanka elementów przeciętności sprawia, że szczęścia zaczyna szukać gdzie indziej: w świecie skrojonym idealnie do swoich potrzeb, w świecie marzeń

O tym, jakie niebezpieczeństwa czyhają w przestrzeni oderwanej od realności, opowiada „Bulwar zdradzonych marzeń”, czyli monodram muzyczny na aktorkę, kapelę i stare w kino w Gliwickim Teatrze Muzycznym.

Życie Jagody zatrzymało się w martwym punkcie. Stałe i do bólu przewidywalne elementy składają się na jej powtarzalną codzienność: nudny mąż, synek, praca w pocztowym okienku, koperty, znaczki, pieczątki… Jednak po głowie chodzą jej wciąż wielkie nazwiska ikon świata filmu, do których zdjęć modliła się jak do świętych obrazków: Brigitte Bardot, Marilyn Monroe, Audrey Hepburn… Jagoda ma swój sposób, aby nie zwariować, gdy każdy kolejny dzień do złudzenia przypomina poprzedni: wymyśla sobie ogromną publiczność i śpiewa piosenki, które są jej bliskie.

W fabułę „Bulwaru zdradzonych marzeń” w reżyserii Roberta Talarczyka wkomponowano kilkanaście polskich i zagranicznych piosenek. Są wśród nich nie tylko standardy, jak „New York, New York” Lizy Minnelli, „Moon River” ze „Śniadania u Tiffaniego” czy „Na zakręcie” ze słowami Agnieszki Osieckiej, lecz także takie utwory, które pewnie jeszcze nigdy nie pojawiły się na żadnej teatralnej scenie: szorstkie „Army of me” Björk, melodyjna „Opowieść” Edyty Bartosiewcz czy „Větře můj” Radůzy, drapieżny utwór z akordeonem w tle. Piosenki te mówią o Jagodzie więcej, niż ona sama mówi o sobie ze sceny, układają się w pewną fabularną całość i z innej perspektywy komentują to, co dzieje się z  nieco zagubioną bohaterką.

Jagodzie marzą się wielkie miasto, wielka sława i wielka miłość. Udaje się jej trochę liznąć tego świata, gdy na kilka dni trafia do dużego miasta, ma szansę pokazać się najprawdziwszej publiczności i znajduje chwilowe oparcie w ukochanym sprzed lat. Jej marzenia jednak nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością i rozczarowują: miasto daje poczucie obcości, a show „Gwiazdy znikąd” nierozerwalnie kojarzy się z toksycznym zauroczeniem, które trwało raptem kilka nocy.

Fantastyczna Wioletta Białk w roli subtelnej Jagody każdej ze swoich piosenek nadaje indywidualny rys: wzrusza swoją interpretacją „Winter” Tori Amos, bawi punkowym wykonaniem z pozoru niewinnego „Puszka Okruszka”, ujmuje „Ostatnim” Edyty Bartosiewcz. W odbiorze piosenek pomagają świetne wizualizacje Bartosza Skoczkowskiego: mieszają się w nich Katowice z Paryżem, rozmyte akwarelkami ciemne dzielnice i podejrzane postacie sąsiadują z niepokojącymi insektami. Nie sposób nie wspomnieć tu o absolutnie genialnych cukrowych obrazkach, wplecionych w „Tom’s Diner” Susan Vega. Piosenka ta na tle pozostałych wydaje się szczególnie dopieszczona przez twórców: wykonana przez Wiolettę Białk a cappella, z rytmem wystukiwanym zza pocztowego okienka, robi ogromne wrażenie.

Takich smaczków, które zwracają uwagę w „Bulwarze zdradzonych marzeń” jest więcej, jak przeuroczy, niemal dziecięcy teatrzyk cieni czy filiżanka, która najwyraźniej nie ma dna. Do tego dość surowa, funkcjonalna scenografia i kostiumy, dzięki którym Jagoda w mgnieniu oka zmienia się z szarej myszki w gwiazdę estrady. Na poziomie tekstu natomiast pojawia się wiele zaskakujących fraz: możliwość zamieszczania marzeń w CV czy porównanie tych marzeń do ciastek z kremem to tylko niektóre z nich. Nie sposób nie wspomnieć także o kilkuosobowym zespole instrumentalnym GTM pod dyrekcją Ewy Zug, który swoją muzyką świetnie podkreślał odrealniony klimat spektaklu.

Wrażliwa Jagoda, zatapiając się coraz głębiej w swoim nierealnym świecie, miała bardzo wiele do stracenia: od pracy, przez rodzinę, aż po zaufanie i szacunek do samej siebie. Jej historia udowadnia, że mimo ogromnej pozytywnej siły, jaką niosą za sobą marzenia, niosą także szereg zagrożeń i niebezpieczeństw, z których bohaterka początkowo nie zdawała sobie sprawy. Ile tak naprawdę straciła i czy udało jej się wrócić do dawnego życia? Czy warto poświęcać aż tyle, dążąc na ślepo do realizacji niczym niepodpartych marzeń? O tym można przekonać się na Scenie Bajka Gliwickiego Teatru Muzycznego, gdzie wieczorem Jagoda znów wymyśli swoją publiczność i zobaczy siebie samą w świetle reflektorów.

Julia Korus
Teatr dla Was
6 października 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...