Gwiazdy na plakacie

"Mary Stuart" - reż. Agata Duda-Gracz - Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie

Dawno, dawno temu warszawski Teatr Ateneum był znakomitym i popularnym gwiazdozbiorem. Pracowali tu sami najwięksi. To patron Stefan Jaracz, wielkie artystki, jak Aleksandra Śląska, Krystyna Borowicz, Wanda Koczeska, Elżbieta Kępińska, Krystyna Sienkiewicz, Agnieszka Fatyga i wielcy aktorzy - Roman Wilhelmi, Ludwik Pak, Ignacy Machowski, Jan Kociniak, Michał Bajor, Jan Świderski.

Ci artyści tworzyli w spektaklach mądrych reżyserów ponadczasowe kreacje. Byli nie tylko na plakatach. Tworzyli ten teatr. Dziś generalnie gwiazdy pozostały na plakatach. Nowocześni, awangardowi realizatorzy nie tworzą przedstawień, które zapadają w pamięć widzów, przedstawień, które są artystycznymi wydarzeniami. Zmieniają się czasy, mody i artystyczne obyczaje. Zmianie ulegają kryteria oceny przedstawień. Zmieniają się twórcy i ich spektakle.

Dziś co prawda publika pędzi do Ateneum na przykład na Agatę Kuleszę. Bo ta aktorka jest swoistym rodzajem artystycznego zwierzęcia. Zarówno teatralnego jak i filmowego. Nic więc dziwnego, że bilety na spektakl "Mary Stuart" wyprzedane są do ostatniego miejsca. A niemal każde przedstawienie kończy się rzęsistymi brawami i owacją na stojąco. Czy aby zasługuje na taką atencję?

Odpowiedź nie jest prosta. To powinien być wyrafinowany plastycznie spektakl o królowej Szkocji. Bo tematyka jest historycznie ugruntowana. Pojawiała się u wielu pisarzy, historyków i dramaturgów.

Maria Stuart była chyba jedną z najgłośniejszych postaci historycznych XVI wieku. To okres wojny religijnej między protestancką Anglią a katolicką Szkocją. Jako że Anglia była większa i silniejsza, Szkocja musiała ustąpić, poniosła klęskę. Na królową wydany został wyrok - kara śmierci poprzez ścięcie.

Teatr sięgnął po sztukę niemieckiego prozaika i dramaturga Wolfganga Hildesheimera, który opisuje ostatni dzień życia Marii Stuart. Reżyserii przedstawienia podjęła się Agata Duda-Gracz, córka nieżyjącego już popularnego, choć bardzo kontrowersyjnego malarza. Kobieta niezwykłej urody i niewielkiego talentu. Bazująca na nazwisku i karierze ojca. Piękna kobieta babrząca się w brzydocie.

Reżyserka zachowała kostium z epoki. Świadomie go jednak pobrzydziła. Tytułowa bohaterka niemal przez cały spektakl występuje w długiej białej koszuli. Prosty kostium "upiększony" został... fekaliami. Bohaterka załatwia na scenie swoje potrzeby fizjologiczne. Tym czynnościom z pieczołowitością przygląda się jeden z dworskich sług. Bierze nocnik do rąk, przygląda mu się z zainteresowaniem i obwąchuje. Czy naprawdę takie rozwiązania inscenizacyjne są konieczne?

Tylko aktorka tej klasy co Agata Kulesza mogła zgodzić się na totalną masakrę swojego wizerunku. Nienaturalnie blada (czytaj biała) twarz aktorki zwieńczona została łysą peruką, z której wystają pojedyncze siwe włosy. To porażający i przerażający konterfekt szkockiej królowej. Wstrząsa widzem, ale na pewno zakłóca' też poczucie estetyki u niektórych.

Maria Stuart siedzi w ciemności na przedziwnym krześie-tronie, oczekując na śmierć. Towarzyszą jej służąca, lekarz, kat i jego pomocnik - niby niemowa. Ostatnie chwile życia królowej są trudne. Przygląda się niemal kuriozalnej scenie, kiedy to jej lekarz (Grzegorz Damięcki) gwałci służącą (Paulina Gałązka). Aktor w dość niewybredny sposób wypina gołą pupę na widownię (po co?). Sama Maria namiętnie całuje kalekiego pomocnika kata (Tomasz Schuchardt). Stojąc nieruchomo na proscenium, przygląda się temu wszystkiemu kat (Przemysław Bluszcz). Wszyscy aktorzy grają dobrze. Agata Kulesza tworzy niewiarygodną kreację. Ale cały spektakl jest brzydki, gorzki, obsceniczny. Tę inscenizacyjną ohydę łagodzi niezwykle piękna muzyka, której autorami i wykonawcami są Maja Kleszcz i Wojciech Krzak.

Nie po raz pierwszy Agata Duda-Gracz babrze się w inscenizacyjnych bezeceństwach. Celowo wykrzywia swoje inscenizacje. Obraża poczucie estetyki wrażliwych odbiorców. Te inscenizacje realizowane są ku uciesze pewnej grupy krytyków i widzów.

Inscenizacje Agaty Dudy-Gracz są wynaturzone estetycznie jak obrazy jej ojca. To, co proponuje reżyserka, zakrawa na inscenizacyjne barbarzyństwo. Sceniczne realizacje są płytkie, miałkie, jałowe. Brakuje im ładunku emocjonalnego i intelektualnego. Niektórzy krytycy taki sposób realizacji nazywają teatrem autorskim. Ja za taki teatr dziękuję. Wulgarność, obrazoburstwo, obsceniczność stały się wizytówką przedstawienia Dudy-Gracz. Reżyserka wyraźnie szydzi sobie z religijności bohaterki dramatu. Odziera spektakl z prawdy historycznej i rzetelności teatralnej.

Przedstawienie jest plastycznym gwałtem na wrażliwości estetycznej widza. Taka estetyka po prostu obraża. Nic więc dziwnego, że ten spektakl reklamowany jest jako widowisko dla dorosłych widzów.

Widziałam wiele inscenizacji (filmowych, teatralnych, operowych) dramatu. Różnych. Udanych, mniej lub bardziej kontrowersyjnych, normalnych i wydumanych. Spektakl Dudy-Gracz nie da się klasyfikować. Brzydki plastycznie, świetny aktorsko (publiczność wyraźnie widać przychodzi na Kuleszę). Pusty emocjonalnie. Koturnowy w formie. Zohydza historię, wiarę i religię. Okraszony za to piękną muzyką. Towarzyszą mu kolorowe, niekonwencjonalne zdjęcia autorstwa Grega Noo-Waka. Publiczność więc pędzi do Ateneum. I głośno klaszcze.

Marzena Rutkowska
Tygodnik Ciechanowski
22 lipca 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia