Halka inaczej

"Halka (wileńska)" - reż. Agnieszka Glińska - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

Warszawski Teatr Wielki - Opera Narodowa postanowił uczcić dwusetlecie urodzin Stanisława Moniuszki premierą "Halki" tzw. wileńskiej. Dla wielu z nas może być niespodzianką, że mamy... dwie "Halki". W czym rzecz? Otóż "Halka", jaką znamy, ujrzała światło dzienne na słynnej premierze 1 stycznia 1858 r. w Warszawie.

Pierwsza jednak "Halka" powstała w Wilnie i tam była zaprezentowana już 10 lat wcześniej, skromnymi siłami, z udziałem amatorów. Nie ma w niej jeszcze słynnych przebojów, takich jak arie "Gdyby rannym słonkiem" czy "Szumią jodły na gór szczycie", nie ma "Mazura" ani "Tańców góralskich". Można więc zapytać: czy warto taką jej postać dziś przypominać? Zdecydowanie tak - bo nie jest to tylko szkic do przyszłego arcydzieła, ale kompletna opera, choć jakże inna - należałoby powiedzieć: prawdziwy dramat muzyczny.

Reżyserię spektaklu powierzono Agnieszce Glińskiej, oczekując świeżego - wyzwolonego od "narodowej tradycji" - spojrzenia na tę partyturę. Rzeczywiście, spojrzenie okazało się dalekie od tradycyjnej wizji dzieła, choć, niestety, mało przekonujące. Pierwszy akt miał w głębi sceny (Sala Kameralna im. W. Młynarskiego) jedynie ścianę z luster - w uwerturze publiczność mogła więc widzieć własne odbicie. W drugim akcie dekoracja w tle przypomina kubistycznie przetworzone góry. Nie ma tu szlachty - czarne stroje "państwa" nawiązują do XIX-wiecznych ubiorów mieszczańskich, w drugiej zaś części tylko mężczyźni mają ubiory o cechach góralskich, kobiety - neutralne kratki.

Koncepcja całej inscenizacji opiera się w zasadzie na jednym pomyśle - pokazaniu obłędu. Środkiem do tego jest ruch sceniczny: soliści i chór przez znaczną część spektaklu stoją nieruchomo lub poruszają się bardzo schematycznie. Halka błąka się, nieobecna duchem. Ilustracją jej obłędu ma być to, co realizuje grupa dziewięciorga tancerzy-performerów (choreografia: Weronika Pełczyńska). Od pierwszego wejścia głównej bohaterki demonstrują oni coraz aktywniej objawy wszelkich chorób, jakie można zaobserwować w szpitalach psychiatrycznych. Stroją przeraźliwe grymasy i wiją się po scenie wokół Halki i Janusza w konwulsjach erotycznych. To radykalne uproszczenie nie wnosi wiele do naszego zrozumienia psychiki nieszczęsnej dziewczyny, za to skutecznie odrywa uwagę od tego, co najważniejsze - muzyki.

Realizacja muzyczna, zarówno w warstwie orkiestrowej, jak i wokalnej, stoi na dobrym poziomie, choć wielkich kreacji zabrakło. Ilona Krzywicka w roli tytułowej ma wszelkie predyspozycje do wykonywania tej wymagającej partii, natomiast najciekawszym z solistów okazał się baryton Kamil Zdebel jako Jontek. Za przygotowanie muzyczne odpowiada Łukasz Borowicz, dyrygujący na zmianę z Rafałem Kłoczką.

Krzysztof Teodorowicz
Idziemy
3 lipca 2019

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...