"Hamlet" przypomniany, czyli spektakl o spektaklu

reż. E. LeCompte - 13. Festiwal Szekspirowski

Głośno zapowiadany przez media występ legendy amerykańskiej awangardy sztuki performatywnej lat 60. The Wooster Group na gdańskim Festiwalu Szekspirowskim co prawda nie wzbudził w festiwalowej publiczności zbyt wielkiego entuzjazmu, ale z pewnością był jedną z tych prezentacji, które w interesujący sposób eksperymentują formą przekazu wykorzystując do swoich poczynań scenicznych nowe technologie.

Reżyserka i pomysłodawczyni spektaklu Elizabeth LeCompte skupiła się na ponowieniu kultowej wersji broadwayowskiego spektaklu z 1964 roku z Richardem Burtonem w roli Hamleta. Dlaczego właśnie postanowiła przypomnieć ten akurat spektakl? Ano dlatego, że był on wtedy (czterdzieści lat temu) przedstawiony amerykańskiej publiczność za pomocą telewizji (w stylu naszego polskiego teatru telewizji), która wówczas dopiero stawała się potężnym medium. Spektakl (jak czytamy w programie do spektaklu) został nakręcony na taśmę filmową, zmontowany i pokazywany przez kilka dni w kinach w całych Stanach Zjednoczonych.

Reżyserka podjęła się reinterpretacji właśnie tej wersji telewizyjnej, gdyż zależało jej na odtworzeniu nagrania „Hamleta” w rzeczywistym czasie i przestrzeni z widownią jako świadkiem tego procesu. Zadaniem aktorów było odtworzenie każdej sceny wspomnianego spektaklu, zaś nagranie sztuki posłużyło jako materiał do „technicznej zabawy”. Montaż i miksowanie niektórych scen, przewijanie taśmy filmowej, wstrzymywanie nagrania, znikanie postaci poprzez ich wymazywanie z kadru, powtórzenia – za pomocą takich oto tricków twórcy spektaklu przetworzyli nagranie czarno-białego „Hamleta” i stworzyli osobny, multimedialny pokaz. 

Przestrzeń sceny z pewnością wprawiła niejednego widza w konsternację: poustawiano na niej sześć nośników obrazu od maleńkich telewizorów do wielkiego telebimu za sceną. Wszystkie ekrany zostały oczywiście wykorzystane, mieliśmy więc w spektaklu kilka kanałów nadawczych komunikatów – pierwszym z nich był stary „Hamlet” z Richardem Burtonem wyświetlany na wielkim telebimie w tle sceny, drugim – spektakl o spektaklu w wykonaniu The Wooster Group grany na żywo na scenie rzeczywistej. Te dwa komunikaty stanowiły trzon całego spektaklu. Kolejne cztery kanały nadawcze zmarginalizowano z racji ich bocznego usytuowania względem sceny jak i z powodu ich wielkości. Mimo to stanowiły integralną część pokazu – dwa boczne minitelewizory pokazywały „Hamleta” w reżyserii Johna Giełguda w niezmienionej formie tj. bez przewijania i powtarzania taśmy, demontowania scen i wycinania bohaterów. Zaś kolejne trzy ekrany wyświetlały aktualne zachowania aktorów – działo się tak dzięki uczestnictwie w spektaklu kilku kamer filmujących na żywo poczynania aktorów.  Mieliśmy zatem do czynienia z nieustannym multiplikowaniem, rozmnażaniem się spektaklu powstałego z naśladowania innego spektaklu.

Przeniesienie i współczesna rekonstrukcja „Hamleta”, owszem, budziły zainteresowanie ze względu na staranność przygotowania „kopii” oryginalnej wersji, zdolności aktorów  oraz wykorzystanie możliwości sprzętu audio-wizualno-komputerowego, ale to zainteresowanie trwało chyba tylko przez pierwsze kilkadziesiąt minut. Zabawy z formą z pewnością nie wystarczyły na prawie trzygodzinny spektakl-ekperyment sceniczny. To aktorzy „pozwolili” wytrzymać nam te trzy godziny eksperymentowania z „pokazywaniem pokazanego”. Ekspresyjność ich ruchów, gestów oraz niezwykle sugestywnie przekazanie emocjonalnych stanów bohaterów dawnego "Hamleta" sprawiły, że poczynania aktorów oglądało się z niesłabnącą ciekawością. Każdy z wcielających się aktorów za zadanie miał przyswoić sobie mimikę oraz gestykę ciała każdego z bohaterów wersji telewizyjnej. Trzeba przyznać, że udało im się to uczynić z zadziwiającą dokładnością mimo że wszystkie te zachowania były jedynie świadomym powtarzaniem zachowań już raz wymyślonych. Znakomicie wypadły kobiety – aktorki odgrywające role Ofelii oraz Gertrudy wręcz stopiły się z pierwotnymi aktorkami naśladując każdy ich gest, ruch twarzy grając podobnie jak tamte – emocjonalnie i ekspresyjnie.

Grupa pokazała, że znakomicie potrafi bawić się formą, przetwarzać ją czy też w interesujący sposób łączyć to, co stare (jednostronne, rytmiczne) z tym, co nowe (wielowątkowe, multimedialne, rozproszone, chaotyczne). Nie sprawiła jednak, że na nowo zafascynowaliśmy się historią Elsynoru, że szaleństwo Ofelii nas poruszyło, dramat Hamleta przygnębił, a uknuty przez Klaudiusza i Gertrudę mord napawał wstrętem. Zabrakło bowiem w spektaklu świeżej interpretacji samej opowieści. I pewnie było to niewątpliwie zamierzeniem grupy, aby nie wdawać się zgłębianie treści a pozostawać na poziomie zabawy formą, jednakże polskiej publiczności taki sposób gry z Szekspirem najwidoczniej nie odpowiada. Co z tego, że spektakl pokazał, iż można robić teatr wykorzystując zdobycze współczesnej techniki, multiplikować obrazy, komplikować narrację? „Hamlet” w wykonaniu The Wooster Group był jak pięknie opakowane pudełko bez środka, czyli bez sensu i interpretacji.  A chyba wszyscy zamiast pięknego pudełka wolimy to, co jest w jego środku.

"Hamlet", The Wooster Group, Nowy Jork, USA, reż: Elizabeth LeCompte

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny
4 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia