Hamlet schizofrenikiem

19. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski w Gdańsku

"Hamlet: Kto tam?" to kolejna propozycja odczytania dramatu Szekspira, jaką mogliśmy oglądać podczas 19. Festiwalu Szekspirowskiego. Teatr z Wielkiej Brytanii zabrał widzów w podróż przez umysł młodego Hamleta - niezbyt odkrywczą, choć chwilami interesującą, szczególnie dla tych, którzy dzieł Szekspira nie znają.

"Hamlet: Kto tam?" to surowy, kameralny spektakl brytyjskiego Teatru Flute, ukazujący najsłynniejsze dzieło Szekspira jako współczesny dramat psychologiczny. Nie jest w nim istotna walka o władzę, dobro ani zło, zemsta ani zdrada. Reżyserka Kelly Hunter oszczędnie czerpie z angielskiego dramatopisarza. Wybierając zaledwie kilka oryginalnych wątków, resztę fabuły podporządkowuje stanom wewnętrznym Hamleta. W centrum uwagi stawia młodego, chorego psychicznie człowieka i jego cierpienie, przekładające się na cierpienie jego bliskich.

Warto zwrócić uwagę na wielowymiarowy tytuł spektaklu. Zawarte w nim pytanie "Kto tam?" (ang. "Who's there?") to przecież pierwsza linijka dramatu Szekspira - te słowa wypowiada Bernardo, jeden z oficerów, do stojącego na warcie Franciska. Natomiast w adaptacji brytyjskiego teatru tytuł odnosi się do stanu psychicznego Hamleta, w którym zdają się zamieszkiwać dwie postaci. To ciekawa gra słów, może nawet ciekawsza niż sam spektakl.

"Hamlet: Kto tam?" jest oszczędny w środkach. Na pierwszy rzut oka widoczna jest prosta, minimalistyczna scenografia - na pustej scenie stoi skórzana sofa, obok zestaw perkusyjny, na podłodze karton z pamiątkami po ojcu. Głównym bohaterem jest, jak w oryginale, duński książę, ale - co ważniejsze - cierpi na schizofrenię. Gdy na początku spektaklu scenę opuszczają jego matka i stryj, w Hamleta wstępuje nieczysta siła - miota się i wije w spazmach, mówi zmienionym głosem, zwraca się sam do siebie tonem rozkazującym. Jeszcze wtedy nie można mieć pewności, czy to duch ojca go opętał, czy szaleństwo, ale kolejne sceny rozwiewają te wątpliwości.

Dobrze sprawdził się Mark Quartley w roli człowieka, w którym spierają się dwie osobowości. Skupia na sobie uwagę widza podczas kolejnych opętańczych ataków, przykuwa wzrok rozemocjonowanym graniem. Zbliżająca się tragedia jest do przewidzenia nie tylko dzięki znajomości tekstu "Hamleta" - jest to naturalna kolej rzeczy, wynikająca z zachowania tego młodego człowieka. Jednak pomimo tak rozbudowanej postaci, reżyserka Kelly Hunter nie kładzie nacisku na pogłębienie psychologizmu bohatera. Nie docieka przyczyny szaleństwa Hamleta, nie wymaga od widzów pochylenia się nad jego stanami wewnętrznymi. Przedstawia im gotowy wzór nieszczęśnika, którego szaleństwo musi prowadzić do tragedii.

Brytyjski spektakl ma swoje smaczki, interesujące momenty, będące wyjściem poza tekst. Zabawny jest fragment, w którym Hamlet chcąc udowodnić, że winę za zabójstwo jego ojca ponosi stryj, zamiast spektaklu "Pułapka na myszy" aranżuje grę "Kto zabił ojca", będącą wariacją dziecięcej zabawy w mafię. Ciekawe jest też przeniesienie ról Gildensterna i Rozenkranca na Laertesa, który staje się najlepszym przyjacielem Hamleta w tym spektaklu i jedną z głównych postaci.

Ale są też momenty, które niczego nie wnoszą, jak solo Laertesa na perkusji, sprawiające wrażenie elementu przywołanego jedynie na fali popularności filmu "Whiplash". Nie da się także, znając "Hamleta", nie dostrzec znacznego uproszczenia w odczytaniu dzieła. To dobra propozycja dla osób niezaznajomionych bliżej z teatrem, a także dla młodzieży, ale zdecydowanie najsłabszy "Hamlet" tegorocznej edycji Festiwalu Szekspirowskiego.

Agata Olszewska
www.gdansk.pl
11 sierpnia 2015

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia