Hejt czy krytyka? Czyli Aktorzy Teatru Studio robią dym, bo im nudno

wokół konfliktu w teatrze

Cała sprawa konfliktu w Studio stała się naszą pracą nad rolą. Poczuliśmy, że musimy szukać prawdy i "dotykać tego co boli" - piszą aktorzy w sprawie konfliktu w Teatrze Studio.

Ile ignorancji i manipulacji może znieść grupa ludzi tworzących coś tak ulotnego jak teatr? Nikt nie wie, dopóki tego nie doświadczy. Szczególnie, jeżeli "nie jest się politykiem, urzędnikiem wyuczonym do chowania emocji i stonowanych wystąpień", a jedynie osobą nie bojącą się konfrontacji. Można zniszczyć człowiekowi życie zawodowe, można także w bezpardonowej walce dotykać życia prywatnego. To jest nieczysta gra o nieczystą sprawę, żywa psychopatyczna manipulacja.

Można tak słowo za słowo - mniej więcej tak odpowiedział Roman Osadnik, kiedy na początku października ubiegłego roku dwóch aktorów przyszło do niego przedstawić swoje żale i wątpliwości i zapytać o prawdę, która nigdy nie została im przedstawiona. 6 kwietnia 2016, po pół roku, gdy o konflikcie w Studio mówi nie tylko środowisko, ale i zainteresowana opinia publiczna, dyrektor Osadnik postanawia w swoim obszernym oświadczeniu jeszcze raz tej prawdy nie wyjawić.

"Ja chciałbym w każdej mej roli

Poważnej albo zabawnej

Dotykać tego co boli

Dotykać jakieś prawdy"

Wojciech Młynarski

Cała sprawa konfliktu w Studio stała się naszą pracą nad rolą. Poczuliśmy, że musimy szukać prawdy i "dotykać tego co boli". Najtrudniejsze były początki, pisanie pism, charakter urzędowy, zagadnienia prawne, paragrafy, formułki grzecznościowe... "Roman, my się szybko uczymy" - powiedział jeden z aktorów prosto w oczy dyrektora, wiedząc, że sam przed sobą i przed kolegami stawia nie lada wyzwanie. Drugi dodał: "A Ty sobie tu siedź i knuj". "Nie knuję" zripostował dyrektor, i tak się rozstali. Dziś pisanie pism oraz oświadczeń nadal nie jest naszym ulubionym zajęciem, więc staramy się dotykać tej prawdy, co boli jak najkonkretniej.

Dyrektor Osadnik przedstawia się w swoim oświadczeniu jako osoba pokrzywdzona, hejtowana, zaszczuta, bezpodstawnie krytykowana, generalnie: ofiara. Jednocześnie ukazuje siebie jako znakomitego, sprawnego szefa i menadżera, dzięki któremu Teatr - a w nim sztuka - rozwijałaby się najwspanialej, gdyby nie zakała teatru - aktorzy - oraz ich była dyrektorka artystyczna wraz z rodziną i przyjaciółmi. Nie ma już w ostatnim oświadczeniu zadowolenia z dotychczasowej współpracy oraz szacunku dla Agnieszki Glińskiej, nie ma już "moich aktorów" oraz podziwu dla ich artystycznych dokonań. Nie ma, bo nigdy nie było, tak więc o kilka kłamstw mniej. Prawda wciąż ukryta.

Od czego by tu zacząć...

Wróćmy do wspomnianego przez dyrektora przełomu roku 2012/2013. Za nami uratowana przez Glinę premiera "Anny Kareniny" (11 października 2012) oraz kończąca rok 2012 premiera "Sądu Ostatecznego", również w jej reżyserii. Agnieszka Glińska jest dyrektorką artystyczną od 1 września. Jakże rozrzutna musiała być, marudna i despotyczna Glina, by przy tak świetnym menadżerze w pół roku doprowadzić Teatr "do bardzo niebezpiecznej sytuacji stając o krok od utraty płynności finansowej"! Z tego powodu, "by nie pogłębić deficytu", dyrektor Osadnik MUSIAŁ przeznaczyć nagrodę dla twórców spektaklu "Dwoje biednych Rumunów..." w wysokości 50.000 zł zdobytą na festiwalu "R@port" w Gdyni rok później (22 listopada 2013 r.) oraz swoją i pani Jadwigi pensję, "żeby wystarczyło pieniędzy na wszystkie zobowiązania i wypłaty dla pracowników". O ile przekazanie pensji uważamy naprawdę za gest wielce szlachetny, o tyle zawłaszczenie nagrody bez zapytania o zdanie twórców już nie. O winie już wspominaliśmy.

Po tak trudnym czasie trzeba się oderwać i gdzieś wyjechać. Na przykład, jak co roku, choć raz w sezonie na dwutygodniowy urlop do Tajlandii, albo na delegację służbową, z której nic nie wyniknie, choćby do Berlina (1 marca a potem 30 kwietnia - 2 maja 2013) czy Londynu (11-13 kwietnia 2013) w celu przeglądu spektakli, nierzadko operowych, oraz poznania technik sprzedaży. Przeglądu spektakli? Ach, nie, wciąż nie ma w Teatrze podziału kompetencji między dyrektorem naczelnym a dyrektor artystyczną! No, ale trzeba ratować Teatr. Biuro Kultury patrzy.

Plan naprawczy...

... czyli "Metodyka Zarządzania projektami w Teatrze Studio", ukończona 1 kwietnia 2015, przekazana do wiadomości zespołu 6 miesięcy później, 20 października 2015, tego samego dnia, w którym dyrektor dowiedział się o powstaniu w Studio Związków Zawodowych Aktorów.

O metodyce można by długo. Co najmniej na 83 strony. Na początku wynik naszej wspólnej pracy na warsztatach i indywidualnych spotkaniach nosił nazwę "Od pomysłu do premiery" i miał zawierać podział kompetencji miedzy dyrektorem artystycznym i jego pionem a dyrektorem naczelnym i wszystkimi działami administracji. Nazwę i założenia "nieco" zmieniono. Metodyka nie zawiera już słowa: "premiera", ani nawet "reżyser", "aktor", "spektakl", "artysta", "sztuka". Może nie musi. My się nie znamy.

Zawiera za to podstawowe założenie, że KAŻDY pracownik Teatru może zgłosić projekt artystyczny. Założenie, które całkowicie zmienia i redukuje rolę dyrektora artystycznego w tworzeniu repertuaru i wydarzeń artystycznych. Dyrektor artystyczny, wg "Metodyki", miał być zaledwie członkiem wieloosobowej rady doradczej podlegającej dyrektorowi naczelnemu, choć nawet i to nie było wyszczególnione w metodyce, doprecyzował to Osadnik pod presją zadawanych pytań.

Negatywną opinię na temat przedstawionego nam projektu "Metodyki" wydał ZASP, ZZAP, Instytut Teatralny oraz Unia Teatrów, z której następnie Roman Osadnik w imieniu Teatru Studio postanowił pospiesznie wystąpić. Pozytywną opinię wydało Stowarzyszenie Dyrektorów Teatrów (w zarządzie SDT nasz dyrektor pełni funkcję sekretarza) oraz szef Baru Studio.

Jeśli nie wiadomo o co chodzi...

Koszt metodyki to, bagatela, 40 tysięcy złotych. Gdyby pięćdziesiąt - wszystko być może byłoby jasne już wtedy i może nie pytalibyśmy wciąż, co z naszą nagrodą.

Odwołanie premiery "Cwaniar" w reżyserii dyrektor artystycznej - czyli jednoosobowa decyzja Osadnika przy akceptacji Biura Kultury - zaliczana jest przez nas do decyzji co najmniej dziwnych, zwłaszcza z perspektywy osoby odpowiadającej za finanse Studio. Strata dla Teatru - 100.000 złotych. Dla aktorów bardziej istotna była jednak utrata możliwości pracy twórczej, której efekty miały być prezentowane podczas festiwalu Boska Komedia, a później także szerszej publiczności, zapewne nie tylko w Warszawie. Po to zostaliśmy zaproszeni do zespołu Teatru Studio. Ktoś nas jednak oszukał. "Wszystkie te kroki były przez Agnieszkę Glińską odbierane jako zamach na jej wolność artystyczną." No, ba. Na naszą też! Nazwaliśmy to już wtedy - Konfliktem o Istotę Teatru, Teatru Studio (8 listopada 2015 TVP Kultura).

O pieniądzach zapewne będzie się jeszcze wiele mówiło. Choćby przy okazji "ze spokojem" oczekiwanych przez wszystkich "pozytywnych" wyników kontroli finansowej. O kontrolę finansową, i to jak najbardziej obiektywną, prosiliśmy już na pierwszym spotkaniu (3 listopada 2015) w Biurze Kultury oraz w kolejnych pismach, które przesyłaliśmy również do Pani Prezydent Hanny Gronkiewicz Waltz (pierwsze z 5 listopada, 25 listopada z opisem kolejnych działań dyrektora, kolejne z prośbą o osobiste spotkanie z Panią Prezydent 23 lutego 2016). Prośbę ponowiliśmy podczas wizyty w Ratuszu 18 grudnia 2015, w której obok znanego nam z widzenia pana Jarosława Jóźwiaka uczestniczył również pan Tomasz Thun-Janowski. Panowie oświadczyli nam, że Roman Osadnik zgłosił właśnie swoją prośbę o kontrolę w swoim Teatrze i prośba ta została pozytywnie rozpatrzona. Wyniki mieliśmy poznać pod koniec lutego. Informację tę potwierdził kilka godzin później sam dyrektor na wigilii w Studio, przy okazji składania swoim pracownikom życzeń na święta i nadchodzący rok. Tym razem nie było niesmaku, jak rok wcześniej, kiedy to dwóch aktorów... ale wróćmy do hejtu... tfu, hajsu.

Naprawdę trudno cokolwiek udowodnić. Mówiliśmy o tym przedstawiając także problem niejasności dotyczących zależności finansowych z projektem Plac Defilad - przed Komisją Kultury Rady m.st. Warszawy (28 stycznia 2016). Właściwie o wszystkim tam mówiliśmy. Prezes ZASP Olgierd Łukaszewicz oraz Dorota Buchwald - dyrektorka Instytutu Teatralnego, także wsparli nasze stanowisko. (Artykuł na stronie Medium Publiczne, patrz link poniżej).

Powiedzmy więc o tym, co może sprawdzić każdy zainteresowany. Biuletyn Informacji Publicznej Teatru Studio nie zawiera informacji o 3/4 umów zawartych w okresie od 2012 roku do dziś. Pośród tych, które zawiera, można znaleźć takie, do których realizacji nigdy nie doszło lub tak enigmatyczne, jak ta dotycząca warsztatów prowadzonych przez dwóch pracowników obsługi sceny w Rydze o wdzięcznym tytule: "Dlaczego tak daleko?". Wyżej wymieniona, podobnie jak szereg innych, zapewne są jedynie "technicznymi błędami", a może także efektem szkoleń z zakresu księgowości kreatywnej. Bo oto szefowa Galerii Studio i scenografka wielu spektakli realizowanych w Teatrze nagle przeprowadza szkolenie przeciwpożarowe, zaś Iwo Vedral podpisuje umowę na zrealizowanie i reżyserię spektaklu, zaksięgowano honorarium artysty, mimo, że premiera nigdy nie miała miejsca a sam twórca żadnego wynagrodzenia nie otrzymał. Długo też można by wymieniać reżyserów, aktorów gościnnych, dramaturgów czy muzyków, którzy pracowali w Studio nad spektaklami, a których umowy w ogóle w sporządzonym rejestrze nie figurują. Jeśli chodzi o transparentność i rzetelność finansowo-administracyjną, mamy jako zespół artystyczny Teatru Studio, ale też jako podatnicy, bardzo wiele pytań. Ale kogo to obchodzi? Ważne, że Ratusz jest zadowolony z Placu Defilad, który robi miastu dobry PR i realizuje ich wizję polityczną. Pytamy: co z Teatrem? To już mniej ważne.

Wystąpienie Aktorów Teatru Studio z dnia 27.01.2016 (patrz link poniżej).

"Aby zapewnić sobie przychylność ludzi,

lepiej zaoferować im coś dla żołądków

niż dla umysłów"

Albert Einstein

Oczywiste jest, że działalność teatralna (oraz pozateatralna - ale w końcu jednak statutowa) generuje wiele wydatków, mniej oczywiste - że także takich, które księgowa Teatru nazwała "babolami".

Kwestię pracy bez umów nad spektaklami "Anna Karenina" oraz "Sąd Ostateczny" zgłosiliśmy do Sądu Pracy. Rozpatrzenie tej sprawy wymaga trochę pracy, więc zapewne trochę potrwa, zwłaszcza że w swojej naiwności przypomnieliśmy sobie o tym dosyć późno. Nasza wina.

"Granice zostały przekroczone"...

... już dawno, dlatego powstał "zagraniczny" teledysk. W "Teatrze Romana" wystąpili niemal wszyscy członkowie zespołu, także ci, którzy nie przyszli z Glińską. Odpowiedzią prawdopodobnie na ten utwór było oświadczenie dyrektora, które czytaliśmy na głos w garderobie, tak bardzo nie mogliśmy uwierzyć w to, co w nim napisał.

Okazuje się, że to MY mobbingujemy, głównie przeklinamy, psychicznie i fizycznie atakujemy dyrektora i JEGO współpracowników. Jeden kolega nawet zaatakował dyrektora i mu groził. Kto to był, jakimi słowami i dlaczego groził? Tego z oświadczenia się nie dowiemy. My też nie wiemy, bo taka sytuacja NIE MIAŁA MIEJSCA. Ale czytelnik z oświadczenia dowie się, że ma do czynienia z bandą złych, niezrównoważonych ludzi, atakujących biednego dyrektora.

Panie dyrektorze, w tym miejscu, bez ironii, naprawdę życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. Nie podważamy zasadności pańskiego L4, choć w swoim oświadczeniu posunął się pan do wstrętnych insynuacji i przekłamań na temat zwolnienia lekarskiego byłej dyrektor artystycznej, a kilka miesięcy wcześniej rozpowiadał pan pracownikom teatru treść tamtego zwolnienia, mimo że dokumenty takie objęte są klauzulą poufności. Jeśli jest pan na urlopie, to życzymy zdrowia i odpoczynku. Wiemy z autopsji co znaczy przez tak długi czas pracować w stresie, lęku i napięciu. Podkreślmy, że nie dotyczy to jedynie niewielkiej części zespołu aktorskiego. Każdy z nas pracujących w Studio ma w tej kwestii swoją historię do opowiedzenia. Inspicjentki, garderobiane, suflerzy, oświetleniowcy, montażyści, konserwatorzy, akustycy i rekwizytorzy, bez których nasza praca by się nie udała i nie miała sensu, bez których robienie Teatru nie byłoby możliwe. Wszyscy ci ludzie, którzy tworzą zespół Teatru Studio, oraz my, aktorzy, nasze rodziny, przyjaciele i bliscy. Wszystkich kosztowało to bardzo dużo.

Na kłopoty...

"Bezpardonowym atakiem" w nas, "przeciwników", jest natomiast propozycja wypowiedzenia umowy czterem aktorom, którzy - jako artyści - nawet się sprawdzili, ale jako ludzie są kompletnie aspołeczni i "należało by ich nawet podać do sądu". Skutkiem tej decyzji 11 spektakli może zejść z repertuaru Studio. Tym samym reszta zespołu może stracić pracę i pieniądze, pieniądze, PIENIĄDZE. Dyrekcja Studio pod okiem Ratusza i Biura Kultury pozwala sobie na taki krok. Jest on prawdopodobnie zamierzony.

Pani Aldona Machnowska-Góra w rozmowie z Dwójką PR przyznała, że w takich sytuacjach po zakończeniu sezonu zespół zwykle się rozchodzi. Teatr jest ulotny. Śpieszcie się kochać spektakle w Studio...

Zwolnienia to propozycja właśnie pani Aldony Machnowskiej Góry, powołanej 2 grudnia 2015 na stanowisko zastępcy dyrektora ds. pozateatralnych wraz pełnomocnictwem w zakresie administracyjno-prawnym na cały okres trwania jej umowy. Dowiedzieliśmy się o tym podczas spotkania zespołu z panią dyrektor, na które Czterej Pancerni nie zostali zaproszeni. Nie zostali, a mimo to przyszli. Cóż za niesubordynacja. Zaraz, zaraz... ach, Marcin Januszkiewicz nie przyszedł, bo akurat koncertuje z Rubikiem po USA.

Marcin Januszkiewicz jest nieobecny, ale pozostaje cały czas z nami w kontakcie. Poprosił, żebyśmy w odpowiedzi na pismo Romana Osadnika, uwzględnili także jego odpowiedź którą możecie znaleźć na oficjalnym profilu Marcina na fejsbuku oraz pod oświadczeniem dyrektora (patrz link poniżej).

Dyrektor "poszedł na rękę" aktorowi udzielając mu bezpłatnego urlopu, by następnie użyć tego jako niemal koronnego argumentu przeciw niemu i całemu zespołowi w swoim oświadczeniu. Wszelkie konsekwencje i wnioski płyną z tego, o czym pisaliśmy już w pierwszym akapicie.

"Każdy ma prawo spełniać swoje marzenia." Roman Osadnik

Te słowa usłyszeliśmy w odpowiedzi na pytanie o start w konkursie na dyrektora Opery w Łodzi wiosną 2015 podczas zebrania rozpoczynającego sezon 2015/2016 w Teatrze Studio.

Ten sezon powoli się kończy. Czekamy na obiecany publicznie przez wielu konkurs, a naszym marzeniem jest Teatr, którego dyrektorem będzie artysta lub naprawdę dobry menadżer dbający o dyrektora artystycznego, o zespół aktorski, o wszystkich pracowników Teatru, o nas i o widzów, o teatr. My zrobimy resztę.

Aktorzy Teatru Studio

P.S. Większość pism i artykułów, oświadczeń i wiele innych rzeczy znajdziecie na fejsbuku Aktorzy Teatru Studio. Pisma i dokumenty, które posiadamy, są do wglądu w KZ ZZAP Studio, a w samym Teatrze Studio możemy się spotkać. Zapraszamy.

 

(-)
Materiał nadesłany
14 kwietnia 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia