Henryków

żeby od razu sprawę postawić jasno - jestem za

Eutanazja. Słowo, które zrobiło ostatnio ogromną karierę. Patrzy na nas z pierwszych stron gazet. Żeby od razu sprawę postawić jasno - jestem za - pisze Andrzej Łapicki w Teatrze.

Miałem niezwykłą okazję poznać pionierkę tej tendencji, i to nie taką, która odłączyła jakąś tam rurkę, ale która wzięła do ręki ciężki rewolwer i strzeliła w głowę swojemu ukochanemu we śnie, aby skrócić jego męki. Była to bardzo znana w latach dwudziestych aktorka, Stanisława Umińska. Grała u Szyfmana w Polskim. Jej ostatnią rolą był Puk w "Śnie nocy letniej". Kochała nad życie malarza i literata Jana Żyznowskiego, który umierał w paryskiej klinice na raka. Dogorywał w strasznych męczarniach. Strzeliła z miłości. Z miłosierdzia. W średniowieczu rycerze nosili przy zbroi krótkie ostre mieczyki - mizerykordie - którymi przecinali tętnice rannym wrogom, aby się nie męczyli. Tu nie było wroga - był najbliższy człowiek, który nie mógł odejść i wił się z bólu. Strzeliła. Popełniła czyn miłosierny, ale karalny. Ława przysięgłych w Paryżu uniewinniła ją. Wróciła do Warszawy. Szyfman od razu ją obsadził, licząc na kasę. Ale ona odeszła w inną stronę. Wstąpiła do zakonu.

Jest styczeń 1943 roku. Grupa warszawskich artystów marznie na stacji Most koło mostu Kierbedzia (dziś: Śląsko-Dąbrowski), czekając na kolejkę do Jabłonny. Są wszyscy - Kreczmarowie i Wyrzykowscy, Wierciński, Lutosławski, Panufnik, Andrzejewski i Miłosz. I grupka młodzieży z tajnego Instytutu Sztuki Teatralnej. Jedziemy do Henrykowa, gdzie Leon Schiller wystawił "Pastorałkę" z zespołem upadłych dziewcząt, złodziejek, morderczyń, prostytutek. Opiekuje się nimi siostra Benigna, czyli w dawnym życiu Stanisława Umińska. Dała schronienie Schillerowi, którego z Warszawy wygnały pogróżki jednej z podziemnych partii.

Przywitaliśmy się z przeoryszą ss. samarytanek. Promieniowała niezwykłym spokojem i słodyczą. Nie tak wygląda chyba ktoś, kto zabił.

Przedstawienie było niezwykłe. Matka Boska - prostytutka z ogoloną głową - przejmująco odśpiewała "Pomaluśku Józefie". Józef - dziewczyna o twarzy morderczyni - była troskliwą opiekunką Maryi. Niezwykle wrażenie. Przejęcie i czystość tych dziewcząt udzieliły się widowni. Jedno z najpiękniejszych wzruszeń teatralnych, jakie przeżyłem.

Po przedstawieniu - nabożeństwo, śpiewy gregoriańskie, a potem skromna kolacja. Żeby było ewangelicznie, każdy dostał talerz soczewicy.

Żegnamy się z siostrą Benigną. Bije od niej spokój i dobroć. A przecież to kobieta, która zabiła. Zabiła we śnie wielką miłość swojego życia.

Lipiec 1943 - rocznica obłóczyn siostry Benigny. Znów zjeżdżają stali bywalcy klasztoru. Schiller usiłuje przemówić po łacinie, ale po dwóch zdaniach się poddaje. W programie "Gody weselne". Totalna klapa. Nic z wdzięku, naiwności "Pastorałki" - nie pomaga nawet Schiller osobiście akompaniujący na fisharmonii i usiłujący swoim pięknym basem łatać niedoróbki przedstawienia. Nie wyszło. A na koniec, kiedy na cześć siostry Benigny wyskoczyły tzw. Tacjanki, czyli zespół tancerek Tacjanny Wysockiej - ówczesnej partnerki Schillera - i w króciutkich tunikach z literami "TW" odtańczyły "Ave Maria", zrobił się skandal.

Dziunio Wierciński i Bohdan Korzeniewski w kącie ogrodu dawali reprymendę Schillerowi. Oczywiście podsłuchiwałem. Nie było tam komplementów. Schiller miał minę karconego chłopczyka. Znowu nabożeństwo, obiad, soczewica i pożegnanie.

Przyglądałem się bardzo uważnie siostrze Benignie. Oczywiście nikt nie wie, co dzieje się w każdym z nas w środku, ale ona nie sprawiała wrażenia kogoś, kto jest złamany kryminalnym czynem. Był w niej spokój. Myślę, że uważała, że zrobiła dobrze. A może zdawało się jej, że jest ręką Boga? Przecież Bóg winien być miłosierny.

Andrzej Łapicki
Teatr 6/09
9 lipca 2009
Portrety
Andrzej Łapicki

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia