Heretycka wiosna

"Misja: Wiosna" - reż. Maciej Gorczyńskiteatr - Teatr Lustra Strona Druga

Zabrać się za Schulza i uniknąć "wielkiej herezji" - to graniczy z cudem. Tym bardziej, jeśli zamierzone działanie ma być czymś na kształt "Schulza w pigułce". Teatr Lustra Strona Druga nie ze wszystkich podjętych ryzykownych prób wyszedł zwycięsko, ale stworzył całkiem uwodzicielski spektakl.

Na spektakl "Misja: Wiosna (śpiewogra z morałem wg Mistrza Brunona Schulza)" Teatru Lustra Strona Druga wybierałam się z duszą na ramieniu. Po pierwsze uwielbiam prozę pisarza z Drohobycza, po drugie lubię styl Teatru Lustra Strona Druga. Wiedząc, że widowisko to utkane jest z tekstów Brunona Schulza poprzecinanych wstawkami z oryginalnych reklam z dwudziestolecia międzywojennego i ówczesnymi szlagierami bałam się oczywistego banału - konstatacji, że Schulz był także "zwykłym człowiekiem", słuchał muzyki, nucił pod nosem popularne piosenki, czytywał gazety, a w nich reklamy.

Na szczęście twórcom spektaklu "Misja: Wiosna" udało się dość wdzięcznie tego banału uniknąć. Potrafili bowiem uwieść widza świetnym przygotowaniem muzycznym i poczuciem humoru. Cały spektakl grany jest galopem (trwa zaledwie 25 minut), lecz także podporządkowany ścisłemu, precyzyjnemu rytmowi. Poszczególne sceny płynnie przechodzą jedna w drugą, reklamowe wstawki są wplecione rytm całości, dzięki czemu prawie nie brzmią sztucznie. Dzięki sprawnej reżyserii spektakl naprawdę dobrze się ogląda.

Na początku poznajemy historię pewnej znajomości - Józef spotyka Biankę, która staje się dla niego ideałem i ideą. Na jej rzecz z wolna porzuca swój twórczy niepokój. Postaci płynnie przemieszczają się w ciele jednego aktora: obdarzona pięknym, czystym głosem Weronika Podlesińska raz jest Bianką, innym razem - np. szorując podłogę - Adelą. Jako Bianka przechodzi przy okazji ewolucję od tajemniczej, uwodzicielskiej i nieodgadnionej, do dumnej, władczej i kapryśnej, dokonującej na Józefie/Jakubie (Paweł Oleksiński) aktu obezwładniającego poniżenia. Odbywa się ono po części symbolicznie - Józef, niczym Jakub w "Ptakach", popada w chwilowe szaleństwo. Gdy z wysokości stołu odmawia Demiurgowi monopolu na tworzenie jest wyprostowany i silny. Po swej "wielkiej improwizacji" zamienia się w skulonego, wydającego dziwne dźwięki ptaka. Przygnieciony dziwną namiętnością - do Bianki czy też do Adeli - jak Jakub w "Nawiedzeniu" kurczy się, maleje, wysycha, stając się coraz bardziej zgarbiony, by wreszcie położyć się u kobiecych stóp czy pełznąc za śliczną nóżką, wabiony dzwoneczkiem, jak małe dziecko.

Wiele jest w tym spektaklu treści, urywków, które czasem w niewielkim tylko stopniu dopełniają fabularną historię Józefa i Bianki. Ważnym elementem jest na przykład pantofelek, fetysz, w którym materializuje się obsesja Józefa. Pojawia się także "Ulica Krokodyli", bogato ilustrowana tekstami reklam, łącznie z prezentacją żarówki "Osram".

Jeśli brać pod uwagę zdolności dramatyczne, to nie aktorstwo było siłą tego spektaklu. Wykonawcy uwiedli mnie za to całkowicie umiejętnością gry na przeróżnych instrumentach - kontrabasie, flecie poprzecznym, bębnie, pianinie, akordeonie czy piszczałkach - oraz znakomitym głosem (oprócz Weroniki Podlesińskiej oszałamiający był Sławomir Kochanek). To właśnie wybrane do spektaklu piosenki i ich wykonanie zbudowały poetycki, godzien Schulzowskiej prozy klimat spektaklu.

Trudno jest mi ocenić scenariusz, w którym Maciej Gorczyński i Małgorzata Michalczyk postanowili dokonać rzeczy niemożliwej. Mianowicie uczynić schulzowski świat zawarty w prozie Brunona Schulza jeszcze bardziej... schulzowskim. Wkroczyli tu już w "rejony wielkiej herezji" - chcieli cofnąć prozę Mistrza z Drohobycza do korzeni, z których powstała, do pierwotnej idei, na której wyrosła, do jego czasów, a następnie sprzeniewierzyli się jej i przechylili w stronę wątpliwych, ryzykownych i dwuznacznych rejonów, nie budując przy tym żadnych wartościowych znaczeń, a serwując widowni, prócz dobrej zabawy, dziwny, operujący licznymi symbolami skrót z Schulza. Zatem, parafrazując Mistrza, oto zapowiadany w tytule, a nie odnaleziony w treści, morał: "Panowie demiurdzy - mniej treści, a więcej formy! Więcej skromności w zamierzeniach, więcej wstrzemięźliwości w pretensjach".

Magdalena Hajdysz
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
3 listopada 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...