Herstory

"Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim" - reż: M.Liber - Teatr Dramatyczny, Wałbrzych/ Teatr Łaźnia Nowa

Sylwia Chutnik i Marcin Liber zanurzyli widzów w sadzawce podświadomości. Pływają po niej piękne nenufary, poruszane lekkim ruchem wody, brodzą ubrane w suknie z początku wieku kobiety, a potem, jak na wysypisku, lądują w niej narodowe flagi, symbole, buty, chomąto, skrzynki po piwie, gasną w niej płomyki zapałek. "Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim" świetnie oddaje bagienko, w którym nadal nurzają się Polki

Odczytywana w kluczu feministycznym nieciągła opowieść o kobietach Marszałka jest swego rodzaju herstory. Na pierwszy plan wysuwa się, przedtem zawsze stojąca w cieniu, kochanka, platerówka, opiekunka, żona swojego męża. Nie będzie to już „his strory”, a więc zdominowana przez męskich bohaterów historia. W założeniu, niestety. Ponieważ wciąż kobieta umie definiować się jedynie w relacji do mężczyzny. To on wyznacza jej romantyczne role, każe czekać na swojego pana Toliboskiego, który przyniesie nenufary, a jednocześnie demonicznie i bezwzględnie wyśmiewa kobiece słabości, nie dopuszcza do męskiego dyskursu, gdzie nie ma dla niej miejsca. Opresyjność jej położenia zostaje także oddana w rozmieszczeniu scenografii i postaci.

Prawie całą scenę wypełnia rodzaj sadzawki, z wodą po kostki, po której leniwie pływają lilie i nenufary. W jednym rogu (sadzawka ma kształt prostokąta) ustawiona jest imponująca czerwona sofa z epoki. Na brzegu siedzą bądź leżą w wystudiowanych pozach trzy bohaterki opowieści. Z tyłu klawesyn, a przy nim pianistka, która wydobywać będzie niego przeciągłe nuty. Za sadzawką podświetlone są cztery umieszczone na statywach przygotowane dla męskiego chóru prawie cały czas obecnego na scenie mikrofony. Czterej panowie ubrani w gumowce i fraki nieustannie przypominają o swojej obecności. Rola chóru ograniczać się jednak będzie do drwiącego komentarza, przypominającego, kto tu tak naprawdę rządzi. Nad sadzawką unosi się, a może raczej „wisi” czy „ciąży”, autentycznych rozmiarów sztuczny koń – słynna Kasztanka, substytut nieustającej obecności Marszałka.

Monologi kobiet uświadamiają nam, jak mało w istocie wiemy o tych historycznych postaciach z życia wielkiego męża stanu. Wiecznie w cieniu, teraz nareszcie otrzymują prawo głosu. Miejscami zabawny, ironiczny, błyskotliwy tekst Sylwii Chutnik unaocznia trudność wyrażania siebie i swoich uczuć przez bohaterki. Chyba najbardziej przejmująca sceną spektaklu jest próba zaśpiewania Miłość ci wszystko wybaczy przez jedną z bohaterek, nieustannie brutalnie przerywana przez drwiący śmiech męskiego chóru i jego sarkastyczne komentarze. Głos kobiety coraz bardziej się łamie, na policzkach pojawiają się łzy, ale nadal usiłuje zaśpiewać piosenkę do końca. Tego typu liryczna scena kontrastuje z pełnym agresji monologiem drugiej kobiety, która nosiła dynamit pod spódnicą i nie bała się ani walczyć, ani kochać. Butny feministyczny dyskurs nie wytrzymuje jednak próby tego lirycznego obrazu scenicznego, oddającego chyba najlepiej swoją niewinnością i naiwnością tragedię bohaterek. Czasem szept mówi głośniej niż krzyk.

Magdalena Talar
Dziennik Teatralny Kraków
1 marca 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...