Historia spadającego liścia

"Cyrano de Bergerac" - reż. Bogdan Kokotek - Těšínské Divadlo w Czeskim Cieszynie

Los wielkonosego męża o sercu szczerym i głębokim swą prawdziwością porusza kolejne pokolenia. Napisana przez Edmonda Rostanda opowieść o Cyranie de Bergeracu przeniesiona została na deski Sceny Polskiej teatru Těšínské Divadlo w Czeskim Cieszynie

Cyrano to oczywiście zubożały szlachcic, doskonale władający językiem i sztuką oratorską, wielki patriota i zakompleksiony mężczyzna, sparaliżowany własnymi ułomnościami do tego stopnia, że woli bardziej podsycać sfałszowany płomień wątpliwej miłości, niż pozwolić samemu sobie na poddanie się targającemu nim uczuciu. Historia to o tyle banalna i powszechna, co właśnie przez swą powtarzalność i schematyczność uniwersalna. Każdy z nas ma przecież jakiś swój, własny, prywatny „długi nos”.

„Ach, liście!
Złote!
Jak spadają pięknie!
W krótkim przelocie z gałązki do ziemi
Umieją przecież lśnić wdziękami swemi,
A choć ich trwoży zgnilizna mogiły,
Chcą być tak piękne, jakby jeszcze żyły.”

E. Rostand: „Cyrano de Bergerac”, tłum. B. Londyński

Tak naprawdę jednak Cyrano jest liściem. Całe swoje życie poświęcił na trwaniu w wierności swojej krystalicznej moralności. I nawet widząc zbliżające się widmo śmierci pozostaje wierny zasadom, które pozbawiły go szansy zakosztowania prawdziwej miłości. Lśnił co prawda w walkach, błyszczał podczas długich peror, zachwycał swą błyskotliwością – ale wewnątrz wiądł, usychał. Słusznie zauważyła Szymborska, że bez miłości można żyć, ale nie można owocować.
Zachwyt Cyrana nad spadającymi liśćmi to scena iście symboliczna – choć jego życie trwało dłużej niż „przelot z gałązki do ziemi”, był liściem, którego trwożyła i zjadała od środka zgnilizna samotności i braku akceptacji. W reżyserii Bogdana Kokotka owa „liściastość” nabiera sensu podwójnego. Zmusza do sięgnięcia w źródłosłów słowa. „Liść” to przecież także w znaczeniu sekundarnym „kartka”, list. I niestety – postaci z dramatu Rostanda stają się papierowe.

Cyrano (Tomasz Kłaptocz), Roksana (Joanna Gruszka), Chrystian (Mateusz Wądrzyk) – triada głównych bohaterów wygłasza na scenie swoje kwestie. Same dialogi (w tłumaczeniu Joanny Walter) nie wystarczą jednak, by oddać sedno wartkiej opowieści. Potrzeba czegoś więcej –  czegoś, co ożywiłoby nakreślone piórem charaktery, uczyniłoby je atrakcyjnymi. Przedstawienie  jednak wzbrania się od rozwiązania tej kwestii. Aktorzy recytują wyuczone linijki tekstu, muzyka, która mogłaby zbudować napięcie bądź rozprężenie niemal nie istnieje... Ewidentnie coś staje na przeszkodzie, by w pełni cieszyć się komedią.

Tymczasem – mogłoby być zupełnie inaczej. Tak się bowiem składa, że opowieść o Cyranie de Bergeracu to poniekąd opowieść o samym teatrze Těšínské Divadlo, który od lat pozostaje wierny swojej misji. Powstały w 1945 roku nie tylko borykał się z budzącym kontrowersje wytyczeniem granic – przez okres czasu swojego konsekwentnego funkcjonowania stał się swoistym fenomenem na mapie teatralnej Czech i Polski, albowiem istnieją w nim pod jednym dachem dwa w pełni zawodowe zespoły teatralne różnych narodowości. Sama tylko Scena Polska w ciągu 57 sezonów wystawiła 400 premier.

Gołym okiem widać jednak, że coś kuleje. I nie o samo przedstawienie nawet idzie, ale o akt komunikacyjny, jakim, chciałabym wierzyć, ma być spektakl teatralny. Dwunarodowościowy projekt kulturowy oraz kulturalny zdecydowanie zasługuje na poparcie i zainteresowanie nie tylko starszej części mieszkańców Czeskiego Cieszyna oraz Czeskiej Polonii. Cieszyn, rozumiany tu jako całość miejska a nawet regionalna, to przecież miasto akademickie. To miejsce, w którym ten jak i inne projekty artystyczne mogłyby znaleźć szerokie grono odbiorców oraz propagatorów. Ten potencjał czeka cierpliwie, ale i nie bardzo jak na razie jest wykorzystywany. Marzyłoby się, aby Těšínské Divadlo w Czeskim Cieszynie „w krótkim przelocie z gałązki do ziemi, umiało lśnić wdziękami swemi”, bo to inicjatywa ze wszech miar godna propagowania. Może warto by szerzej i intensywniej sięgnąć do widza po polskiej stronie? Jeśli władzom polskiego Cieszyna nie wstyd utrzymywać pięknego teatralnego budynku, sprowadzonego wyłącznie do roli lokalnego domu kultury, to może z owej ułomności cieszyńskich władz i braku ambicji instytucji, która, o ironio, nazywa się Teatrem, należałoby uczynić zaletę i potraktować publiczność po polskiej stronie jako swoją? Zapewne tak się w znacznej mierze dzieje i wysiłek w pozyskanie widza z polskiej części miasta służby Těšínskégo Divadla nieustannie podejmują. Jednak ponad wszelką wątpliwość potrzebne jest wsparcie kilku instytucji po polskiej stronie.

Sprawa jest dużej wagi i jak sądzę potrzebna jest każda inicjatywa. Jeżeli teatr ma rzeczywiście być miejscem spotkania widza z dramatem, aktorem i teatralną sztuką, a jednocześnie spełniać rolę integrującą oba społeczeństwa w obszarze kultury teatralnej i kultury w ogóle, to znaczną część inicjatywy należy upatrywać po stronie Polski. Trudno sobie bowiem wyobrazić, aby w dwunarodowym mieście zabrakło współpracy na rzecz funkcjonującego teatru dwujęzycznego. Prawdopodobnie i bez niej da się jeszcze trochę przeżyć, ale może by jednak spróbować zadbać o wspólne owoce tego wyjątkowego i miłego sąsiedztwa?

Anna Gębala
Dziennik Teatralny Katowice
9 czerwca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...