Hochsztaplerka stematyzowana

38. Krakowskie Reminiscencje Teatralne

Nawet najlepsze żarty, powtórzone kilkanaście razy, przestaną śmieszyć. I nawet najbardziej pomysłowe zabiegi teatralne, po kilkukrotnym wykorzystaniu, przestaną być interesujące i autentyczne. Można nie przepadać za teatrem Strzępki i Demirskiego, ale mimo wszystko, zwykle dało się docenić spójną koncepcję spektakli i konsekwencję autorskiego komentarza politycznego. Tym razem duet posunął się jednak za daleko w autotematyzmie i zblazowaniu.

Demirski wita przybyłych i siada przy małym stoliczku z laptopem pod górującym nad sceną spojrzeniem Fo. Dramaturg egzaltuje się niebywale opowiadając o wynagrodzeniu, które otrzyma za pół godziny przebywania na scenie i o "projekcie" realizowanym tylko na prośby (wyśmianych zresztą podczas spektaklu) kolegów z Komuny Warszawa, którzy straciliby grant, gdyby Strzępka i Demirski nie uskutecznili swojego remixu. Coś tam między wierszami mamrocze o robieniu kultury, odzierając ją z blichtru bezinteresowności, ale to wszystko raczej miałkie i bełkotliwe, nawet jeśli momentami wydaje się dość zabawne w formie. Nagle, ni z tego ni z owego, na scenę wchodzi Andrzej Kłak w stroju hierarchy kościelnego. Szuka poklasku i pieniędzy, ale litościwie pozoruje pochylenie nad klasą robotniczą, którą symbolizować ma postać Agnieszki Kwietniewskiej biegającej ze szmatą po scenie. Demirski i Kłak - kultura i Kościół wydzierają sobie biednych i uciśnionych, którym w końcu kobieta pracująca i tak pokaże gest Kozakiewicza, buntując się i krzycząc, że takich przedstawicieli i takich adwokatów, ona nie potrzebuje.

Demirski i Strzępka zrobili przedstawienie (?) na odwal się i jeżdżą z nim po festiwalach, żeby nie dać o sobie zapomnieć i zarobić trochę kasy. Postanowili jednocześnie, że właśnie ten fakt będzie tematem ich nowego przedsięwzięcia. I w ten sposób wyrwali ostrze krytyki wszystkim, którzy po obejrzeniu ich remixu chcieliby stwierdzić, że to nie żadne arcydzieło, tylko odbębnienie pańszczyzny, które po kilku poprawkach mogłoby ewentualnie być pokazywane jako stand up comedy w kabaretowym paśmie TVP. Skoro hochsztaplerka została stematyzowana, to należy ją przecież docenić, jako wyraz artystycznej inwencji, refleksji, oryginalności i odwagi.

Rozumiem, że duet ma pewien problem ze swoim lewicowym rodowodem. Bo jak tu zarabiać na życie i korzystać ze wszystkich dobrodziejstw systemu, kiedy polityczna poprawność każe ten system rozwalać? "Dario Fo przesłał instrukcje" to kolejna próba autoterapii, która pomoże znaleźć odpowiedź na to pytanie, a może i rozgrzeszy twórców z pazerności. Odpowiedzi jednak i tym razem brak, a oprócz przystojnego Demirskiego, nie ma tu na czym oka i myśli zawiesić.

Aleksandra Sowa
Teatr dla Was
1 listopada 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...